Niebawem Polacy zrozumieją, iż partia, która tak nieudolnie rządzi Polską, nie jest w stanie zapewnić nam bezpieczeństwa - tłumaczy prof. Andrzejem Zybertowiczem, który podjął decyzję o kandydowaniu do Parlamentu Europejskiego z listy Prawa i Sprawiedliwości, w rozmowie z Joanną Lichocką.
Kandyduje Pan do Parlamentu Europejskiego, czemu?
Decyzja, by zaangażować się w politykę, nie była łatwa, ale przecież w polityce już jedną nogą byłem. Zaczęło się od mego zainteresowania badawczego władzą, jej kulisami, w tym mechanizmami działania tajnych służb. W 2006 r. byłem doradcą Komisji Weryfikacyjnej WSI, później doradcą ds. bezpieczeństwa państwa premiera Jarosława Kaczyńskiego. Następnie tą tematyką zajmowałem się w Kancelarii Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego. Dodatkowo w Kancelarii kierowałem zespołem do spraw bezpieczeństwa energetycznego. W owym czasie byłem także przewodniczącym Rady Programowej Centralnego Ośrodka Szkolenia ABW. Przez kilka lat zajmowałem się więc czynnie polityką bezpieczeństwa - nie tylko jako badacz.
Potem wrócił pan do działalności akademickiej i eksperckiej.
Tak, ale nowym impulsem stały się wydarzenia na Ukrainie.
Ale pan się przecież Ukrainą nigdy nie zajmował?
Zgoda, jednak zajmowałem się problemami bezpieczeństwa Polski. W czasie ostatnich spotkań w gronie ekspertów współpracujących z kierownictwem PiS pojawił się wniosek, że kryzys ukraiński pokazał, że w Unii Europejskiej problematyka bezpieczeństwa zajmuje drugo - lub nawet trzeciorzędne miejsce. I że to trzeba zmienić. Widzimy dzisiaj, że Unia będzie w stanie chronić swoich członków tylko wtedy, jeśli zrewiduje spojrzenie na zagadnienia bezpieczeństwa międzynarodowego. UE przetestowała już procedury administracyjno-gospodarcze sprzyjające tworzeniu wspólnego rynku, a także - to jest niedobre z punktu widzenia naszego interesu narodowego i kondycji Polski – wykazała pewną zdolność do kulturowej destrukcji państw narodowych. Natomiast ma poważny deficyt zdolności do solidarnego działania w obliczu zagrożeń zewnętrznych. Stąd, gdy pojawiła się propozycja, bym doświadczenie z problematyki bezpieczeństwa przeniósł na forum instytucji unijnych, uznałem, że mogę się tam przydać.
Bo zmieni Pan sposób myślenia elit europejskich?
Będę miał szanse, by uczestniczyć w jego kształtowaniu. Jako badacz oceniam, że doradzanie politykom znacząco pogłębiło moje rozumienie władzy i mechanizmów życia społecznego w ogóle. Wydaje mi się, że politykę lepiej rozumiem niż wielu wybitnych i mających na koncie szereg poważnych publikacji badaczy. Zanim jednak będę mógł podjąć to podwójne wyzwanie – uzyskać głębszy wgląd w mechanizmy władzy tym razem na poziomie Europy i przyczynić się do uwrażliwienia elit Unii na problematykę bezpieczeństwa, stoję przed wyzwaniem wyścigu wyborczego.
Czy to znaczy, że staje się pan politykiem i koniec z pracą naukową?
Nie, bo pewnie będę bardziej analitykiem niż politykiem. Uczestnicząc w wyborach, a potem ewentualnie, jeśli zdobędę mandat, w pracach Parlamentu Europejskiego przetestuję na własnej skórze metodę, którą nauka nazywa obserwacją uczestniczącą.
Na tle kandydatur celebrytów gromadzących się na listach PO, PiS może mówić, że jest pan jednym z dowodów tego, jaka jest intelektualna przepaść między listami PO i PiS. Startuje pan z okręgu kujawsko-pomorskiego?
Tak, startuję z okręgu, którego granice pokrywają się z konturami województwa kujawsko-pomorskiego. Urodziłem się i do matury mieszkałem w Bydgoszczy, od lat mieszkam i pracuję w Toruniu, na UMK.
Do jakiego stopnia w Parlamencie Europejskim silne wpływy ma Rosja? Widzi pan tam działania rosyjskiej agentury wpływu?
Rosjanie działają nie tylko tradycyjnymi technikami agentury, ale także wynajmują zachodnie firmy pijarowskie. Niedawno ujawniono, że firma w USA kreująca dobry obraz Rosji w Stanach Zjednoczonych ma z Kremlem kontrakt na 55 milionów dolarów. Takie sytuacje występują też w Europie Zachodniej. Za jedno z ważniejszych zadań będę uważał uwrażliwianie parlamentarzystów na to, że poza czołgami i ropą stosowane są rozbudowane miękkie środki działania.
Jak obserwuje pan nasze elity wobec agresji Rosji, to ma pan poczucie, że stanęły one na wysokości zadania?
Część tak. Ale wiele osób i środowisk zachowuje się tak, jak gdyby nie potrafiło odróżnić cywilizacji wolności i obfitości (to prawda, że przeżywającej kryzys moralny) od cywilizacji kłamstwa i zniewolenia.
Platforma przejmując język i diagnozy PiS poprawia właśnie notowania. Myśli pan, że Polacy uwierzą w autentyzm tej przemiany? Jeśli tak się stanie, PiS przegra.
Platforma dostaje chyba od wyborców pewną premię za to, że tym razem zareagowała zgodnie z interesem narodowym. Spodziewam się jednak, iż niebawem Polacy zrozumieją, iż partia, która tak nieudolnie rządzi Polską, nie jest w stanie zapewnić nam bezpieczeństwa.
Źródło: niezalezna.pl
Joanna Lichocka