Gdyby nie interwencja lokalnego hydrologa, który ostrzegł sztab kryzysowy w Lądku Zdroju, ewakuacja ludności miałaby tam miejsce o wiele później, a powódź mogła zebrać tam o wiele tragiczniejsze żniwo. Portal niezalezna.pl dotarł do niesamowitych szczegółów dotyczących ewakuacji wspomnianej miejscowości. Szokuje fakt, że sztaby kryzysowe zalewanych miejscowości przez kilka godzin w ogóle nie miały informacji o tym, że pękł zbiornik w Stroniu Śląskim.
Decyzja o szybkiej ewakuacji mieszkańców Lądka Zdroju podjęta została tylko dzięki nieoficjalnym informacjom, jakie przekazał miejscowemu sztabowi kryzysowemu jeden z mieszkańców.
My byliśmy całkowicie odcięci komunikacyjnie. Informacja dotarła do nas dzięki hydrologowi, który był w sztabie. Dzięki jakimś swoim kontaktom w Wodach Polskich poinformował nas, że zapora w Stroniu Śląskim, jeśli chodzi o wytrzymanie, wynosi 50 na 50. Wtedy podjęliśmy szeroko zakrojoną akcję ewakuacyjną. Baliśmy się, że jeśli ta zapora nie wytrzyma, to już gdy wody w Lądku były bardzo wysoko podniesione i występowały lokalne podtopienia, baliśmy się, że ta fala wyrządzi ogromne krzywdy, dlatego też bardzo szybko ewakuowaliśmy ludzi. I tak też się stało po tym, gdy zapora nie wytrzymała
Co ciekawe, wspomniany hydrolog nie był nawet formalnie członkiem sztabu kryzysowego w Lądku Zdroju. Jest po prostu jednym z mieszkańców, który pracował jako konsultant Wód Polskich przy budowie zabezpieczeń przeciwpowodziowych.
Jemu też zawdzięczamy to, że się ewakuowaliśmy. On po prostu powiedział, żebyśmy uciekali i próbowali to dużo wcześniej zorganizować
Portal niezalezna.pl dotarł do bohatera, dzięki któremu udało się zarządzić ewakuację. Obecnie, jak przyznał, zaangażowany jest w pomoc sąsiadom i kolegom, poszkodowanym przez niszczycielski żywioł.
Był problem z siecią GSM i zasięgiem. W krytycznym momencie udało mi się uzyskać dostęp do sieci Wi-Fi i obejrzeć najświeższe zdjęcie zapory, które ktoś umieścił w sieci. Było widoczne uszkodzenie na zaporze ziemnej od strony odpowietrznej. To mi wystarczyło, aby ocenić sytuację jako krytyczną i poinformować o konieczności ewakuacji bez czekania na komunikaty. Potem sam wybiegłem i pojechałem ostrzec ludzi na ulicach, rodzinę i bliskich. Powtarzam, że nie było sieci GSM, zero kontaktu, aby zadzwonić do innych
Dodał, że to „przypadek zdecydował, że jest mieszkańcem Lądka i inżynierem budownictwa wodnego i hydrologiem z wykształcenia oraz że był w tym czasie na miejscu”.
Zgodnie z informacjami przekazanymi przez burmistrza Kłodzka, Michała Piszko, lokalny sztab kryzysowy nie wiedział o tym, że na Kłodzko idzie fala pływowa ze Stronia Śląskiego przez rzekę Biała Lądecka.
Dostałem informację, że przez cztery godziny Wody Polskie nie wiedziały o tym, że zbiornik w Stroniu pękł i się wylewa
Problem wystąpił, bo nie mieliśmy wiedzy, że na Morawce pękła tama i wylał się tam milion metrów sześciennych wody, który zrównał z ziemią Stronie Śląskie. Tam przez cztery godziny nie było żadnej informacji o tym, co idzie z Białej Lądeckiej. I tak naprawdę woda z Białej Lądeckiej, która została zasilona przez potok Morawkę, zatopiła ulicę Malczewskiego. Bo ja pamiętam, że jeszcze na cztery godziny przed wylaniem Morawki ja miałem 1.5 metra rezerwy w wale na Malczewskiego. Więc myśmy nie otrzymali informacji od Wód Polskich, że tamta tama pękła! Sytuacja była przedstawiana w taki sposób, że tam wszystko jest okay. Bo pękł wał po prawej stronie od ulicy Sportowej, a lico pękniętego muru było całe. To stąd mogły wyjść informacje, że nie było kontaktu
Portal niezalezna.pl zwrócił się do Wód Polskich z prośbą o odniesienie się do tych informacji, a także o odpowiedzi na pytania:
Kiedy tylko Wody Polskie ustosunkują się do naszych pytań, niezwłocznie opublikujemy ich stanowisko.
Przypomnijmy, co podczas wieczornego wtorkowego sztabu kryzysowego premier Donald Tusk:
"[mieszkańcy Kłodzka] nie dostali informacji ani o możliwych lokalach zastępczych" – mówił Donald Tusk. Dodał, że mieszkańcy Kłodzka powiedzieli mu, iż nie wierzą, że policja rzeczywiście będzie bronić ich dobytku pod ich nieobecność, gdyby zdecydowali się na przeniesienie do lokali zastępczych poza miastem.