Jak komisje śledcze zdemaskowały głupotę polityków od ośmiu gwiazdek Czytaj więcej w GP!

Tak chcą zniszczyć polskie lasy. "Gazeta Polska": 20 procent dla aktywistów, 80 procent dla korporacji

„Będziemy chronić polskie lasy, wspierając przy tym lokalne przedsiębiorstwa. Naszym celem jest przywrócenie certyfikacji FSC dla przemysłu drzewnego, co będzie miało bezpośredni wpływ na kondycję finansową wielu firm” – poinformował w połowie stycznia wiceminister klimatu Mikołaj Dorożała. Rząd Donalda Tuska robi dziś wszystko, aby rozwalić dotychczasowy system zarządzania lasami w Polsce. Jeżeli mu się uda, rola leśników zostanie zmarginalizowana do wykonawców poleceń organizacji pozarządowych z jednej strony i lobbystów międzynarodowych firm drzewnych z drugiej. Polacy przestaną być właścicielami lasów, czyli około jednej czwartej terytorium kraju - pisze "Gazeta Polska".

Las
Las
Anton Atanasov - Pexels.com

Trudno w skrócie opisać, czym jest system FSC. Najprościej powiedzieć, że to znak handlowy dla produktów z drewna świadczący o tym, że na każdym etapie produkcji było szanowane środowisko.  

200 mln ha lasów z certyfikatem FSC

Historia certyfikatu FSC zaczyna się w latach 80., gdy ludzkość zauważyła, że na Ziemi postępuje proces wylesiania. Wielu naukowców wierzyło wówczas, że doprowadzi to do nieodwracalnych konsekwencji dla całej planety, dlatego postanowiono przeciwdziałać temu zjawisku. Na przełomie lat 80. i 90. był to jeden z głównych problemów, którymi zajmowały się organizacje ekologiczne. Przez lata dyskutowano nad standardami zrównoważonej gospodarki leśnej, która zaspokajałaby potrzeby ludzi i zachowywała cenne przyrodniczo zasoby. Wszystko miało zostać przyjęte podczas szczytu klimatycznego w Rio w 1992 roku. Problem jednak w tym, że państwa ONZ najzwyczajniej w świecie… się nie dogadały.  Dlatego organizacje ekologiczne postanowiły stworzyć własny standard i starały się go rozpowszechnić. W propagowanie pomysłu włączyły się dwa największe światowe brandy – Greenpeace i przede wszystkim WWF.

Jako datę graniczną, kiedy certyfikat stał się faktem, wymienia się 1994 rok. Pomysł zakłada myślenie o produkcji z drewna w ramach całych łańcuchów dostaw. W skrócie więc wytwórca produktu z drewna może pochwalić się, że ma certyfikat FSC, o ile surowiec, który przetwarza, pochodzi od dostawcy, który również ma stosowny certyfikat. Pierwszym i historycznym produktem FSC jest drewniana łopatka wyprodukowana w 1994 roku w Wielkiej Brytanii. Program wraz z promocją organizacji ekologicznych z roku na rok rozrastał się i pokonywał kolejne kroki milowe. Dzisiaj na świecie blisko 200 mln ha lasów jest objętych certyfikatem FSC, a w sumie przyznano już ponad 37 tys. certyfikatów na całym świecie.

Oczywiście wiele lat temu w system weszły również Lasy Państwowe, które faktycznie większość swoich drzewostanów miały objęte systemem FSC.

Mimo że teoretycznie posługują się wymysłem WWF-u i Greenpeace, to jednak w Polsce bynajmniej nie sprawia to, że ekolodzy chwalą leśników.

Wręcz przeciwnie – od dekady nie zostawiają na nich suchej nitki. Dodatkowo FSC nie ma już większego sensu biznesowego. Udowodniła to w 2021 roku RDLP Łódź, która po przepychankach z certyfikatorem zrezygnowała z ekologicznego logo. Mimo to rok 2021 był rekordowy pod względem handlu drewnem. RDLP Łódź była drugą dyrekcją regionalną Lasów Państwowych, która zrezygnowała z tego papieru. Za nią poszło kilka kolejnych, ale nadal większość z 17 RDLP ma certyfikat FSC. 

Prokuratoria miażdży FSC

Dlaczego w 2021 roku pojawiła się dyskusja o tym, aby wyjść z systemu certyfikacji FSC? Doszło do tego, ponieważ po latach eksperci tej organizacji postanowili dokręcić śrubę leśnikom i stworzyć nowe standardy, które zdaniem Polaków nie chronią interesu narodowego. To oczywiście skończyło się tym, że organizacje, które oskarżały leśników o rabunek lasów pomimo certyfikatu, teraz robiły to dużo chętniej, jednocześnie wielbiąc FSC. Dla niemającego pojęcia o gospodarce leśnej kierownictwa Ministerstwa Klimatu i Środowiska jest to jednak polityczne złoto. Przywrócimy certyfikat i odtrąbimy, że prowadzimy zrównoważoną gospodarkę leśną.

Co jest jednak zaszyte w środku standardów FSC dla Polski? O tym możemy się dowiedzieć z opinii Prokuratorii Generalnej, do której dotarła „Gazeta Polska”. Słowem wyjaśnienia należy dodać, czym jest ten urząd. Zgodnie z prawem jest to państwowa jednostka organizacyjna powołana do zapewniania ochrony prawnej interesów Rzeczypospolitej Polskiej, w tym skarbu państwa. Gdy więc pozywa się państwo w jakiejkolwiek sprawie, to jest ono reprezentowane w sądzie przez prokuratorię. Co więc ta instytucja sądzi o FSC? Analiza, do której dotarła "Gazeta Polska", ma osiem stron i nie pozostawia złudzeń, że proponowana przez międzynarodową organizację umowa nie zabezpiecza interesu skarbu państwa. Przede wszystkim standardy gospodarki leśnej są narzucane z góry przez osoby z organizacji FSC. Rola Lasów Państwowych ma polegać na tym, że mają zaakceptować wytyczne.

„Niekorzystne dla Licencjobiorcy wydaje się narzucanie w sposób jednostronny przez Licencjodawcę treści Wymagań Certyfikacji, które mogą one zmienić się nawet w całości, na co Licencjobiorca nie ma żadnego wpływu, a jedynie nosi obowiązek dostosowania się do nich. Ponadto, zaczynają one obowiązywać Licencjobiorcę już w dniu ich wejścia w życie. Licencjobiorca musi wdrożyć ewentualne zmiany w narzuconym przez Licencjodawcę czasie (czas na wdrożenie zmian jest określany w Wymaganiach Certyfikacji, a zatem także nie podlega negocjacjom). Wprawdzie, Licencjobiorca może sprzeciwić się nowej treści Wymagań Certyfikacji w ciągu 6 tygodni od otrzymania nowej wersji, jednak brak jest wskazania, jakie są konsekwencje takiego sprzeciwu – ponieważ Wymagania Certyfikacji stanowią integralną część Umowy, prawdopodobnie taki sprzeciw powoduje rozwiązanie Umowy”

– czytamy w dokumencie [pisownia oryginalna]. Gdyby powstały jakieś konflikty pomiędzy Lasami Państwowymi i dysponentami certyfikatów, to mają je rozstrzygać sądy niemieckie. „Umowa jest poddana prawu niemieckiemu, zaś właściwy do rozstrzygania sporów ma być Trybunał Arbitrażowy w Bonn. Rozwiązanie to może być niekorzystne, w szczególności w sytuacji, w której Licencjobiorcy nie byłaby znana treść przepisów prawa niemieckiego, jak i procedury postępowania przed ww. Trybunałem” – pisze prokuratoria.

Ciekawym wątkiem jest również dzielenie się wszelkimi informacjami. Lasy Państwowe musiałyby ujawnić wszystkie dane o swoich kontrahentach oraz o własnym majątku. Zdaniem prawników, w przypadku podmiotu, który ma monopolistyczną pozycję na rynku drzewnym, umowa stoi w sprzeczności z ustawą o RODO. Jednocześnie dane pozyskane przez audytorów FSC mogłyby trafić do krajów, które nie respektują polskich przepisów. To wprost proszenie się o kłopoty. Będą to dane bezcenne dla konkurencji polskiego przemysłu. „Poważne wątpliwości w kontekście zasad ochrony informacji, zasad bezpieczeństwa, ochrony praw autorskich, tajemnic przedsiębiorstwa i ochrony danych osobowych budzi konieczność zapewnienia dostępu Grupie FSC/Jednostce Certyfikującej i/lub wyznaczonych przez nią delegatów/audytorów do dokumentów sprzedaży, materiałów promocyjnych, produktów leśnych i innych. Tak sformułowany obowiązek jest bardzo daleko idący, umożliwia dostęp do informacji, danych i dokumentów, w tym danych pracowników i kontrahentów Lasów Państwowych, a także utworów – materiały promocyjne, reklamowane usługi (analogiczne uwagi tyczą się również pkt 9.1). Szeroko i w sposób niekorzystny dla Licencjobiorcy ujęto możliwość zrezygnowania z poufnego traktowania dokumentów, materiałów i próbek” – czytamy w dokumencie. Co więcej, dane zebrane przez audytorów będą udostępnione w ramach systemu FSC. 

Jak to się skończy?

Resumując, jeżeli minister Mikołaj Dorożała dopnie swego, to podpiszemy umowy, które uzależnią gospodarkę leśną od humorów FSC (która zyska prymat nad polskim prawem), staniemy się transparentni dla światowej konkurencji (Polska jest jednym z potentatów na rynku meblarskim), a gdybyśmy poczuli się dotknięci lub niesprawiedliwie potraktowani, to będziemy się mogli odwołać do niemieckiego sądu. To wprost zagraża całemu systemowi. Ciekawe jest również to, kto angażował się w proces walki o ten certyfikat. Otóż głównym zainteresowanym w tym, żeby obowiązywał on w Polsce, był koncern IKEA i współpracujący z nim przemysł drzewny. Gdy leśnicy zaczęli wojnę z FSC, to właśnie szwedzki koncern interweniował w Ministerstwie Klimatu i Środowiska. Wysyłał pisma i organizował spotkania. Oczywiście dla IKEA postanowienie leśników było problemem. Firma bowiem stoi na polskim drewnie. Ma w naszym kraju kilkanaście fabryk. Z drugiej strony granie w jednej drużynie z FSC daje jej olbrzymie możliwości.

Standardy i dowolne ich kształtowanie daje im bowiem narzędzie ingerencji w rynek. To gra o bardzo dużą stawkę, która może wywindować tych, którzy mają „wpływy” na wysoką pozycję i pozwoli im zarabiać jeszcze więcej. Trudno powiedzieć, jaką w tym rolę odgrywa Ministerstwo Klimatu i Środowiska.

Dla większości Polaków, którzy są w sprawach leśnictwa laikami, wszystko wygląda jednak na wsłuchiwanie się w ich postulaty. Oto właśnie koalicja 13 grudnia wsłuchuje się w głos ludu, który kształtują organizacje pozarządowe. Właśnie wyłączają 20 proc. terenów leśnych z gospodarki. Robią to bez żadnych analiz ekonomicznych. Bez słuchania leśników i samorządów. W zasadzie to organizacje pozarządowe wskazują granice i z pewnością w przyszłości będą zarządzać tymi obszarami. W pozostałych 80 proc. w gospodarkę leśną będzie mieszała się organizacja, o którą walczył przemysł drzewny ze szwedzkim koncernem na czele. Państwo abdykowało. Lasy Państwowe stają się niepotrzebne. Tym samym nadzór Polaków nad narodową własnością okazuje się iluzoryczny. 

 



Źródło: Gazeta Polska

Jacek Liziniewicz