2023 r. kończymy eksplozją bezprawia, połączoną z przyspieszonym pozbywaniem się suwerenności. W związku z tym trudno pisze się prognozy na rok kolejny, a czas na podsumowania został nam w pewnym sensie odebrany. Tak samo zresztą nie dostaliśmy chwili na spokojne przeanalizowanie przyczyn wyborczego wyniku Prawa i Sprawiedliwości, który okazał się porażką pomimo uzyskania przez tę partię największej liczby głosów. Nikt nie prosił tym razem o 100 dni spokoju, jakie często towarzyszą nowym gabinetom. Ekipa Donalda Tuska rzuciła się na państwo tak żarłocznie, jakby chciała w kilka tygodni nadrobić ostatnie osiem lat i zniszczyć wszystko, co udało się wybudować poprzednikom - pisze w najnowszej "Gazecie Polskiej Codziennie" Krzysztof Karnowski.
Oczywiście najwięcej uwagi opinia publiczna poświęca telewizji. Mamy w tej historii wszystko, co już znamy z dawnych lat –
wyrzucanie ludzi z pracy, media, podpowiadające władzy, jak zwalczać ich konkurencję, naginanie przepisów oraz prawników gotowych wytłumaczyć je uzasadniać. Są jednak zjawiska wcześniej w Polsce mimo wszystko niewidziane – wyłączenie sygnału części anten Telewizji Polskiej i już nie falandyzacja, lecz kompletnie nowe zjawisko, które nazwać można „bondaryzacją prawa” – zawieszenie funkcjonowania przepisów, w tym Konstytucji RP, na czas potrzebny do przejęcia pełni władzy przez siły określające się demokratycznymi. Chór prawników powtarza więc slogany o odzyskiwaniu instytucji dla demokracji i obywateli, a w tym samym czasie oglądamy przepychanki sił formacji ochroniarskich z prawowitymi dyrekcjami i legalnie zatrudnionymi dziennikarzami poszczególnych redakcji mediów publicznych.
Widzimy też, jak w 2010 r., bezsilną i przestraszoną policję, wykonującą de facto polecenia osób do tego nieuprawnionych. Równocześnie każdy kolejny dzień przynosi nowe wiadomości o kulturowym i geopolitycznym wymiarze zmian. Wyłączono potężną część telewizyjnych archiwów, pozbawiono Polaków dostępu do wielu treści kulturalnych czy archiwalnych materiałów publicystycznych z czasów wielu ekip. Dosłownie rozpędzono redakcję TVP World – kanału będącego głosem Polski dla świata, a zarazem ważnym źródłem informacji dla Ukraińców, Białorusinów, Rosjan i innych narodów Europy Wschodniej. Zwyczajnie z tego cennego zasobu zrezygnowano, a co więcej, za pomocą mediów społecznościowych, rozpoczęto nagonkę na międzynarodowych ekspertów zaangażowanych mocno w sprawy Ukrainy.
Likwidacji ulec ma też nadający po ukraińsku kanał Polskiego Radia. W sytuacji, gdy losy naszego sąsiada są niepewne, KO ustawia ład medialny pod przyszły reset z Rosją. Krajobrazu zniszczenia dopełnia zamknięcie „Tygodnika TVP”, kulturalno- społecznego, ambitnego dodatku do codziennych informacji, podawanych przez wciąż nieaktywny portal informacyjnego kanału TVP. Teksty „Tygodnika” poruszały istotne z punktu polskiej polityki wschodniej i bezpieczeństwa sprawy, tłumaczone je również na języki obce, w tym ukraiński. O skasowaniu piętnujących rosyjską, białoruską i chińską dezinformację audycji, takich jak „Demaskatorzy” Wojciecha Muchy i Wojciecha Pokory, nie ma już nawet co pisać. Nowa władza pozbawia Polaków i korzystających z polskich mediów publicznych obcokrajowców wszelkich narzędzi obrony przed postsowiecką dezinformacją. Czy wynika to wyłącznie z poczucia zemsty? Trudno w to uwierzyć, mając w pamięci lata 2007–2014. Raczej obawiałbym się, że rosyjska parada wróci do czołówki nadawanego o godz. 19.30 programu informacyjnego, a minister Siergiej Ławrow zaszczyci swoją obecnością naradę ambasadorów. Może już w 2024 r.?
O ile jednak na czas świadczenia usług Rosji Platforma dopiero się przygotowuje, o tyle w relacjach z Niemcami politycy i nominaci tej partii nie muszą czekać na żadną zmianę klimatu w polityce międzynarodowej. Tu sprawy idą jeszcze szybciej, choć mniej spektakularnie. Kolejne decyzje bądź zapowiedzi decyzji służą jednemu tylko celowi: zatrzymaniu wzrostu polskiej gospodarki jako siły konkurencyjnej wobec naszego zachodniego sąsiada. Dużo w swoich ostatnich nagraniach opowiada o tym Rafał Ziemkiewicz, próbujący tłumaczyć, jak wielkie znaczenie ma suwerenność dla dobrobytu przeciętnego mieszkańca. Publicysta przekonuje ponadto, że obecny projekt europejski jest powtórzeniem zjednoczenia Niemiec sprzed półtora wieku. W takim zaś projekcie nie możemy odgrywać roli innej niż marginalna i pomocnicza. Wie o tym Ziemkiewicz i przed tym ostrzega, wiedzą to rządzący i to realizują. Rezygnacja z CPK, podgryzanie polskiego atomu, zapowiedzi stworzenia parku narodowego na Odrze kończące marzenia o przywróceniu komercyjnej żeglugi na tej rzece – to wszystko uderzenia w konkretny wymiar polskich planów gospodarczych. Tłamszenie aspiracji i szans na rozwój kraju w imię przypodobania się nie otumanionym często przez propagandę lobbystów wyborcom, lecz Berlinowi. Ta chęć nie ogranicza się do gospodarki.
Widać już po decyzjach personalnych, że nie będziemy ubiegać się o reparacje wojenne. Nie odbudujemy Pałacu Saskiego, za to zlikwidujemy Instytut Zachodni, najważniejszą placówkę naukową zajmującą się analizowaniem polityki niemieckiej i naszych wzajemnych relacji. Ciekawe, czy zawieruchę tę przetrwa chociaż Ośrodek Studiów Wschodnich, czego też osobiście nie byłbym pewien. Polityka historyczna zapełni się słowami, których nie można używać, spośród których „Niemcy” znajdą się na pierwszym miejscu, oczywiście poza określonymi kontekstami. Inne stracą na znaczeniu, ponieważ cudze winy i tak weźmiemy na siebie. Tak samo jak zobowiązania. Fala ekspiacji po niedawnym wyskoku posła Grzegorza Brauna jeszcze nie opadła, może natomiast posłużyć jako początek do zredefiniowania naszych postaw wobec żydowskich roszczeń w sposób, który politykowi Konfederacji nawet się nie śnił.
Nie planując tego wcześniej, skupiłem się w tym tekście na hołdach i koncesjach, jakie Donald Tusk z ekipą szykują już na rzecz Rosji i Niemiec. Dla Polaków perspektywy szykują się gorsze: ukryte i jawne podwyżki, a dla osłody życia igrzyska w postaci siłowego przejmowania kolejnych instytucji, których kolejka jest przecież długa. Pojawiają się już pierwsze zapowiedzi ograniczenia możliwości działania sprzeciwiającym się autorytarnym zapędom władzy posłom, a także groźby stosowania wobec nich kar za wykonywanie swojego mandatu w sposób utrudniający życie władzy. Prezydenta również czekają trudne chwile, a fala społecznych nastrojów nie gwarantuje, by już najbliższe wybory coś w układzie sił naprawiły. Polityka Donalda Tuska wymusza na PiS trwanie w stanie ciągłego wzmożenia i skupienia na mocnych, tożsamościowych hasłach, co wiąże z tą partią jej elektorat, również część utraconych wyborców, utrudnia jednak zdobywanie nowych głosów. Tymczasem w wyborach europejskich Prawo i Sprawiedliwość musi twardo, ale w spokojniejszym niż dotąd tonie, przedstawiać zagrożenia płynące z centralizacji podporządkowanej Niemcom UE, a w samorządowych – podkreślać fatalną praktykę samorządów kontrolowanych przez PO i jej konsekwencje dla mieszkańców, takie jak chaotyczne remonty, strefy czystego transportu itd.
Czy PiS, postawione w roli partii frontowej, toczącej ciężką wojnę obronną, będzie w stanie równocześnie niuansować swój przekaz? Być może od tego zależy los kolejnych wyborów, a w efekcie również Polski jako suwerennego państwa, niepodlegającego kaprysom dwóch potężnych stolic. I ostania kwestia: zauważyli Państwo na pewno, że USA są w tym tekście wielkim nieobecnym. To zasługa polityki obecnego ambasadora, który nad ważne interesy przedkłada racje zaprzyjaźnionego warszawskiego salonu.