- Rosjanie, którzy nie mają synów, mężów, ojców zabitych na froncie, uważają, że wszystko jest w porządku. Dlaczego? Głównie dlatego, że w Rosji mamy do czynienia z ogromnym poziomem nie tylko przyzwyczajenia się do tego co jest. Równie wysoki jest poziom konformizmu, uległości i chęci braku zmiany - mówi w rozmowie z naszym portalem profesor Roman Bäcker z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika (UMK) w Toruniu.
Wojna na Ukrainie trwa ponad 600 dni. Czy Rosjanie już przyzwyczaili się do niej?
I tak i nie! Jest to typowe dla rosyjskiej świadomości. Inaczej mówiąc: zainteresowanie wojną (a dokładniej: tym, co w Rosji nazywa się „specjalną operacją wojskową”) jest na bardzo wysokim poziomie. Zgodnie z badaniami socjologicznymi przeprowadzonymi przez Centrum Lewady znaczna większość Rosjan w dalszy ciągu interesuje się i żywo przejmuje się tym, co się dzieje w czasie tej wojny. Ale – oczywiście – to zainteresowanie jest o wiele mniejsze niż na początku wojny w lutym 2022 roku.
Rosjanie nie boją się wojny na Ukrainie. Najważniejszą przyczyną jest to, że znacznie zmniejszyły się pogłoski o kolejnej mobilizacji rezerwistów (inaczej mówiąc: o wyciąganiu z domów do okopów kilku pokoleń mężczyzn). Armia rosyjska na razie jeszcze nie potrzebuje kolejnej porcji „armatniego mięsa”. Natomiast wiadomo, że ci, którzy idą do wojska w ramach obowiązkowego poboru, tak czy inaczej będą musieli trafić na front. Inaczej mówiąc: wojna na Ukrainie to zmartwienie dla rodzin bardzo młodych ludzi (często osiemnastoletnich) odbywających obowiązkową służbę wojskową. Zazwyczaj mieszkają oni na prowincji. Mieszkańcy dużych miast i posiadający majętnych rodziców służby wojskowej zazwyczaj unikają.
Poziom sprzeciwu wobec działań Putina w dalszym ciągu utrzymuje się na stosunkowo niewielkim poziomie. Wspomniany już „Lewada” przeprowadził badania, z których wynika, że chęć wzięcia udziału w demonstracjach ulicznych albo w jakichkolwiek protestach jest stosunkowo niewielka. Obejmuje zaledwie kilkanaście procent Rosjan i są to zazwyczaj młodzi ludzie z dużych miast. Ogromna część Rosjan jest tak pasywna, że nawet nie myśli o jakimkolwiek proteście. Jest to dla Putina bardzo wygodne!
Sytuacja mogłaby być inna, gdyby wojska rosyjskie ponosiły straszliwe porażki, a armia ukraińska odnosiła spektakularne zwycięstwa. Ale na razie front ukraińsko-rosyjski jest w miarę stabilny. Tym samym Rosjanie nie czują, że rosyjskie państwo i armia przegrywają. Rosjanie myślą, że wszystko jest w porządku, bo sytuacja jest stabilna.
Jak - w takim razie - Rosjanie odbierają ataki na Rosję? Bo przecież Ukraina już od kilku miesięcy atakuje pograniczne okręgi rosyjskie. Na przykład: okręg briański. Już nie mówiąc o okupowanym przez Rosję Krymie.
Czytając rosyjską prasę i oglądając rosyjską telewizję, zauważa się, że tego typu informacje zazwyczaj nie przedzierają się do Rosjan. A jeżeli już pojawiają się, to bardzo skrótowo i w bardzo ciekawych, niszowych miejscach. Takich - na przykład - jak „Niezawisimaja Gazieta” czytana przez ludzi należących do – powiedzmy – „otwartego świata”.
Przeciętny Rosjanin najwyżej dowiaduje się, że jakiś ukraiński atak został z powodzeniem odparty. I nie ma się czego bać. W dodatku ataki ukraińskie są bardzo precyzyjnie skierowane na cele wojskowe umiejscowione na Krymie. Zwykli Rosjanie nie traktują więc ukraińskich ataków jako zagrożenia. Wyjątkiem są wczasowicze rosyjscy na Krymie, którzy kilka razy opuszczali ten półwysep.
Ci bogatsi Rosjanie (ale nie aż tak bogaci, aby wyjechać za granicę) wypoczywają na południu Rosji. A więc - powiedzmy – koło Nowoczerkaska czy Krasnodaru. Między innymi dlatego wojna nie odgrywa dla nich dużej roli.
Przeciętny Rosjanin wie tylko tyle, że Rosja doskonale się broni przed ukraińskimi atakami, ponieważ posiada odpowiednie umocnienia w obwodach graniczących z Ukrainą.
A jak wyglądają sprawy gospodarcze? W końcu poziom życia Rosjan wyraźnie się pogorszył. Czy również do tego mieszkańcy Rosji przyzwyczaili się?
Poziom życia pogorszył się dla tych mieszkańców wielkich miast, którzy kupowali towary zagraniczne. Jednak znaczna większość Rosjan mieszkających na prowincji kupuje najtańsze towary pochodzenia rosyjskiego. A oprócz tego, dzięki swojej daczy, posiadają wystarczającą ilość żywności. W Rosji bowiem dacza to coś w rodzaju działki pracowniczej oddalonej jednak nieco od miasta. Rosjanie jadą tam nie tyle po to, żeby wypoczywać, ale głównie po to, aby uprawiać ziemniaki czy kapustę. Dzięki temu mają pewność, że nie umrą z głodu. Ten kawałeczek ziemi pozwala im przeżyć!
W takim razie, wracając do sprawy wojny na Ukrainie, wydaje się, iż obecna taktyka ukraińska - przynosząca niewielkie postępy terytorialne - powoduje, że Rosjanie chcą dalej prowadzić tą wojnę. W związku z czym zbrojny konflikt będzie się bardzo przedłużał, co chyba dla Ukrainy nie jest dobre.
Nie jest dobre ani dla Rosji, ani dla Ukrainy. Im dłuższa wojna, tym więcej jest zabitych, biedy i zniszczeń. Tym samym,trudno mówić, że ta wojna, tak jak jakakolwiek inna, jest dobra. A jeszcze bardziej dotyczy to wojen, które toczą się przez wiele lat.
Jednak w rozumieniu przeciętnych Rosjan armia rosyjska odnosi zawsze sukcesy! Nawet jeżeli ten sukces oznacza odparcie kolejnego ataku ukraińskiego połączonego z „wycofaniem się na z góry upatrzone pozycje”.
Rosjanie, którzy nie mają synów, mężów, ojców zabitych na froncie, uważają, że wszystko jest w porządku. Dlaczego? Głównie dlatego, że w Rosji mamy do czynienia z ogromnym poziomem nie tylko przyzwyczajenia się do tego co jest. Równie wysoki jest poziom konformizmu, uległości i chęci braku zmiany. Każda zmiana bowiem może przynieść sytuację gorszą niż ta, która jest w tej chwili.
Czy można więc powiedzieć, że Putin nadal cieszy się dużą popularnością? Choćby dlatego, że po prostu jest i Rosjanie boją się, że może być ktoś gorszy od niego?
Putin cieszy się nie tyle popularnością, co pozytywną oceną. I ta pozytywna ocena utrzymuje się na niesłychanie wysokim poziomie. Niewiarygodnie wysokim!
Niemożliwym do osiągnięcia przez demokratycznych przywódców, którzy muszą cały czas tolerować opozycję, wysłuchiwać jej publicznych krytycznych uwag i - co najgorsze - spierać się z nią w debatach jak równy z równym.
Poparcie dla Putina, pozytywna ocena jego rządów, nie wynikają jednak z tego, że Putin jest traktowany jak bohater narodowy o samych pozytywnych cechach. Jest to raczej traktowanie prezydenta jak człowieka, który stanowi „zwornik państwowości”. A więc jako kogoś, bez którego państwa by nie było. W takim rozumieniu poparcie dla Putina jest jednocześnie oznaką, że nie chce się zmiany istniejącego stanu rzeczy, bo może być o wiele gorzej. Na przykład tak, jak w latach dziewięćdziesiątych, kiedy nie dostawało się pensji i nie można było czuć się bezpiecznie. Chodzi zatem o elementarne kwestie, które dla nas są oczywiste, a dla Rosjan wcale nie muszą takimi być.
W takim razie można chyba powiedzieć, że strach Rosjan przed zmianą jakoś chroni też pozycję prezydenta Putina? Powoduje, że najważniejsze siły w Rosji, czyli te „wieże kremlowskie”, o których Pan Profesor kiedyś mówił, nie zmieniają go!
Raczej nie chodzi o strach, lecz o konformizm. I o chęć stabilizacji za wszelką cenę, bo może być jeszcze gorzej.
Jednym z wniosków wynikających z puczu Prigożyna jest to, że wystarczy, iż ktoś, kto ma jakąkolwiek siłę, powie „jestem przeciw” i ogromna większość ludzi (włącznie ze strukturami państwowymi) natychmiast zaczyna się wycofywać. Nic nie mówić. Nie podejmować żadnych działań na rzecz obrony istniejącego ładu symbolizowanego przez Putina. Czekać na rozwój wypadków.
Gdyby więc Prigożyn poszedł na Moskwę, to istniałaby jakaś szansa, że poszczególne oddziały wojskowe zaczęłyby się wycofywać albo przechodzić na „drugą stronę”! I Prigożyn mógłby stosunkowo małym kosztem, prawdopodobnie po małym starciu zbrojnym, przejąć władzę w Moskwie. Miał bowiem zapewnioną neutralność aparatu państwowego, a po pierwszych sukcesach miałby za sobą ogromną jego część. I to nie dlatego, że ma rację, jest przystojny albo posiada lepszy program. Nie! Poparcie uzyskuje ten, kto jest silniejszy! W reżimach niedemokratycznych bowiem to siła decyduje o uległości wobec polityków.
Ale na razie nikt – póki co – nie odważa się naśladować Prigożyna?
Nikt nie tyle nie odważa się, co nikt nie jest na tyle silny, żeby wystąpić otwarcie przeciw Putinowi. Natomiast jeżeli ktokolwiek miałby siłę i uzyskałby przynajmniej neutralność innych znaczących aktorów politycznych, to jestem pewien, że spróbowałby przejąć władzę.