Jest wręcz szokujące, jak wiele haseł czy pomysłów z czasów PRL wraca teraz do polskiego dyskursu politycznego. A wydawało się, że po 1989 r. komunizm w Polsce został zaorany. Najwyraźniej jednak wciąż są ludzie, którzy o nim marzą. Część z nich to na pewno niezbyt mądre dzieciaki. Ale są też tacy, którzy po prostu chcieliby mieć taką samą władzę nad Polakami, jaką mieli PZPR-owcy. Jednych i drugich jest mnóstwo wśród totalnej opozycji. Albowiem ta totalność w nazwie oznacza właśnie chęć posiadania totalnej władzy nad naszym narodem.
Niestety problemem jest, że ta próba recydywy PRL jest ledwo dostrzegana przez Polaków. A nie dość, że trzeba ją zauważyć i opisać, to również napiętnować. Ale co najważniejsze, trzeba łączyć kropki, które razem składają się na PRL-bis. Tylko tak bowiem możemy temu zapobiec.
Mało samochodów na drogach, a większość ludzi musi jeździć autobusami i pociągami. Państwo buduje mieszkania, aby je „rozdawać”. Prawie nikt nie lata samolotami, a wakacje to działka za miastem, ewentualnie polskie morze raz na parę lat, zamiast Chorwacji czy Egiptu. Mięso na stołach to może w niedzielę i święta. Czy nie jest to przypadkiem marzenie młodej lewicy i Rafała Trzaskowskiego? No właśnie. Zakaz kupowania samochodów, zakaz jedzenia mięsa, zakaz latania samolotami – to są hasła radykalnych, zielonych lewicowców. A zdanie „mieszkanie prawem, nie towarem” stało się oficjalnym hasłem lewicy i Tuska. A przecież sytuacja taka, jakiej pragną młodzi z Nowej Lewicy, była rzeczywistością w okresie PRL. Czyli państwa rządzonego przez starych lewicowców od Leszka Millera. Wygląda więc na to, że nienawiść do prywatnych samochodów, mieszkań i latania samolotem wysysa się z „lewicowym mlekiem”. Tylko że młodzi lewicowcy wzdychają do czegoś, co było koszmarem dla Polaków za rządów starej lewicy.
Opóźnienia, ścisk, brak miejsc siedzących, mróz w zimie i upał w lecie, brudne toalety i powszechne kradzieże. To była rzeczywistość transportu publicznego w okresie PRL. I nikt z tym nic nie robił, bo Polacy musieli jeździć PKP lub PKS. Po prostu mało kto mógł sobie pozwolić na prywatny samochód. Lewicowcy o tym oczywiście nie chcą wiedzieć, bo nie rozmawiają z dziadkami czy rodzicami, a książek innych niż lewicowe też nie czytają. Więc chcą nam zafundować powrót do sytuacji transportowej z czasów PRL. Podobnie jak w wypadku mieszkalnictwa. Lewicowcy bowiem chcą, żeby mieszkania budowało i rozdawało państwo. A tak było za czasów PRL. Tylko że wtedy na mieszkanie czekało się kilkadziesiąt lat, a jak się już odebrało klucze, to ściany okazywały się krzywe, okna nieszczelne, a winda niedziałająca. Taka jest rzeczywistość zastąpienia prywatnego przez państwowe. Czyli niska jakość i niska dostępność. A część polskiej opozycji chce to przywrócić.
O rzeczywistym charakterze Unii Europejskiej pisało już wielu autorów, także tych lewicowych i liberalnych. To, że UE jest przestrzenią budowania dominacji wielkich korporacji i technokratycznych elit nad społeczeństwem oraz państw silnych i bogatych nad tymi biedniejszymi, wie bardzo wielu. Jednak wciąż zdaje się tego nie wiedzieć polska opozycja. Nawet ta, która codziennie „broni słabszych” przed silniejszymi i zwalcza wielkie korporacje. Najwyraźniej słabszej Polski nie trzeba bronić przed silniejszymi Niemcami, a korporacji nie trzeba zwalczać, jeśli są niemieckie. Wiedząc, że euro sprowadziło bezrobocie i niski wzrost gospodarczy na Hiszpanię, Włochy i Słowację, polska opozycja chce przyjąć wspólną walutę nad Wisłą. Wiedząc, że pogłębienie integracji zwiększy władzę Niemiec i wielkich korporacji nad Europejczykami, chce pogłębienia integracji.
Tę schizofrenię polskiej opozycji można zrozumieć tylko w jeden sposób. Duża jej część szuka po prostu nowej centrali, jaką była dla PRL Moskwa. Sowieckich sekretarzy mają zastąpić niemieccy komisarze. Wszak czy nawoływanie do interwencji Brukseli w Polsce, aby postkomunistyczni sędziowie nie zostali zmienieni, nie przypomina wzywania Moskwy do interwencji, aby komunistyczni dygnitarze u władzy nie zostali zmienieni? Duża część polskiej opozycji, zwłaszcza tej spod znaku totalności, po prostu wie, że Polacy nie chcą ich u władzy. Tak samo jak PZPR-owcy wiedzieli, że Polacy nie chcą ich. Dlatego ci pierwsi, tak samo jak ci drudzy, szukają kogoś, kto ich władzę w Polsce będzie „gwarantował” z zewnątrz. Dlatego obecna totalna opozycja z rozrzewnieniem wspomina czasy PRL, kiedy ich „ideowym poprzednikom” ta sztuka się udawała.
Czytając dyskusje między lewicową a liberalną częścią opozycji, można odnieść wrażenie, że w ich mniemaniu tylko reprezentowane przez nich opcje ideowe są dopuszczalne w „państwie demokratycznym”. Natomiast inne poglądy to faszyzm. Jednocześnie ci sami lewicowcy i liberałowie zastanawiają się, dlaczego „prawicowy populizm” zdobywa władzę w Polsce (i w wielu innych krajach) i na długi czas odsuwa od władzy lewicę i liberałów. Ci ostatni mówią o „kiełbasie wyborczej 500+”, o „przekupstwie socjalem patologii”, o „wrodzonym rasizmie Polaków” czy „zawiści biedniejszych wobec bogatszych”. Nie chcą natomiast przyjąć do wiadomości, że większość Polaków ma poglądy narodowe, konserwatywne, wspólnotowe. Dla lewicy i liberałów takie poglądy to jednak faszyzm. I z rozrzewnieniem myślą o sytuacji, że w przestrzeni publicznej „nie byłoby miejsca na faszyzm”. A z taką sytuacją mieliśmy do czynienia za czasów PRL.
Przecież to w PRL „walczono z faszyzmem”. To w PRL nie było miejsca na nacjonalizm. To w PRL zwalczano kult Żołnierzy Wyklętych. To w PRL ograniczano rolę Kościoła katolickiego. Trzeba sobie wprost powiedzieć, że wielu przedstawicielom opozycji bliska jest sytuacja, kiedy to w przestrzeni publicznej dyskutować mogli tylko zwolennicy Gierka ze zwolennikami Gomułki. Bo wiedzą, że w demokratycznym starciu z patriotami (których oni określają mianem „faszystów”) nie mają oni szans. Duża część totalnej opozycji pragnie takiej nowej PRL, gdzie ich władza nie byłaby „zagrożona przez demokrację”. Gdzie dominowałyby „jedynie słuszne poglądy”. Oczywiście poglądy odrzucające „myśl narodową”. Albowiem reprezentanci „jedynie słusznych poglądów” z narodem polskim nie mieli nigdy wiele wspólnego, sami stawiając się ponad nim.
Czy chcemy, żeby prawo do prywatnego samochodu, do lotów samolotem, do dobrej jakości mieszkań i wreszcie do wypowiadania się publiczne miały wąskie partyjne elity i ich przyjaciele (np. chwalący ich artyści)? Których to elit naród nie byłby w stanie zmienić, bo ich władza byłaby gwarantowana przez obce mocarstwo? Zapewne nie. Tak wielu Polaków doświadczyło tego na własnej skórze w okresie PRL. PRL, która słusznie została nie tylko obalona, ale i wyklęta. A jednak wielu przedstawicieli totalnej opozycji, właśnie takiej PRL-bis by chciało. Tym razem jednak sterowanej nie z Moskwy, ale z Berlina i Brukseli. I z przewodnią rolą nie PZPR, ZSL i SD, ale KO, Lewicy i Trzeciej Drogi. Walka z prywatną własnością, Kościołem i polskim patriotyzmem byłaby jednak ta sama. Nasi przodkowie nie mogli oczywiście zapobiec powstaniu PRL. Ale my dzisiaj możemy zapobiec powstaniu PRL-bis. Wystarczy, że sami pójdziemy na wybory i namówimy jak najwięcej osób do głosowania przeciw antydemokratycznej totalności.