Jak komisje śledcze zdemaskowały głupotę polityków od ośmiu gwiazdek Czytaj więcej w GP!

Oszuści zarabiają kosztem polskich producentów

Do Polski poza zbożem z terenu Ukrainy napływały do nas również inne towary. Tajemnicą poliszynela jest, że sytuację wykorzystali polscy producenci miodu, którzy kupowali tani surowiec z Ukrainy i sprzedawali konsumentom jako ten pochodzący z polskiej pasieki. Uczciwi producenci miodu w Polsce nie są w stanie wytrzymać wojny cenowej. Część z nich ogranicza produkcję.

miód
miód
Pixabay

Fałszowanie miodu nie jest tematem nowym. Na rynku przyjęło się, że o ile w supermarketach możemy kupić tańszy, pochodzący z importu surowiec, o tyle w małych polskich firmach dostaniemy miód od polskich pszczelarzy. To się jednak zmieniło po 24 lutego 2022. Wśród pszczelarzy pojawiają się głosy, że mniejsze pasieki sięgnęły po tani surowiec z Ukrainy i po przelaniu go w słoiki sprzedają jako polski miód. Proceder dla klienta docelowego jest nie do wykrycia. Jest jednak kilka symptomów, po których można rozpoznać, że problem jest. Po pierwsze ceny miodu pozostały odporne na inflację. Mimo że ceny wszystkich produktów dramatycznie wzrosły, ceny patoki praktycznie się nie zmieniły. Zdaniem pszczelarzy to efekt tego, że część polskich firm kupuje miód za kilkanaście złotych, a sprzedaje z marżą ponad 100 proc.

Z producentów stali się więc przelewaczami miodu. – Słyszałem o tym zjawisku i imporcie miodu, ale nie jestem w stanie powiedzieć, kto tym się zajmuje – mówi "Gazecie Polskiej Codziennie" Stanisław Ból, wiceprezydent Polskiego Związku Pszczelarskiego. Jego zdaniem sprawa jest poważna, bo w zasadzie miód ten jest nie do odróżnienia od polskiego. Nie wyklucza, że do zjawiska może dochodzić. – Wie pan, przed wiekami hodowlą pszczół zajmowali się bartnicy. Ich słowo było niepodważalne na tyle, że nie musieli składać przysięgi w sądzie. Dzisiaj mamy tylko pszczelarzy – ocenia Stanisław Ból. 

Zjawisko podrabiania pochodzenia miodu już ma swoje konsekwencje. Pszczelarze, aby zarobić na miodzie, powinni sprzedawać swój produkt po około 50 zł za kg. Teraz ceny jednak oscylują w okolicach 35 zł. Wielu z nich przestaje więc hodować pszczoły. Na portalach ogłoszeniowych pojawia się mnóstwo ofert dotyczących sprzedaży hodowli i ramek z pszczołami. 

„Dramat pszczelarstwa polskiego na własne życzenie: 1. Idzie miód z Ukrainy do małych firm dystrybucyjnych; 2. Miód jest rozlewany przez małego pszczelarza i sprzedawany jako swój; 3. Zgłasza do ARMiR rodziny i dostaje dotację; 4. Obniża cenę do 35 zł za litr, bo i tak zarabia 100 proc.”

– napisał wczoraj Jacek Zarzecki, ekspert od rynku rolnego. Jego opinię potwierdzają również pszczelarze, z którymi rozmawia "Gazeta Polska Codziennie". – Aby się zabezpieczyć przed takim zjawiskiem, należy po prostu kupować od ludzi, którzy mają pszczoły. Innej drogi nie ma – mówi "GPC" pan Zbigniew, który zajmuje się pszczelarstwem. Pojawiają się też inne propozycje. Zdaniem niektórych ekspertów jawna powinna stać się lista podmiotów, które obracały miodem z Ukrainy. Dla części z nich byłoby to obciążenie wizerunkowe. Na razie jednak rząd nie zdecydował się na taki krok. Ani w przypadku ziarna, ani innych produktów.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Jacek Liziniewicz