Nawrocki w wywiadzie dla #GP: Silna Polska liderem Europy i kluczowym sojusznikiem USA Czytaj więcej w GP!

​Kogo jeszcze zdradzi Obama

Na szczycie G20 głównym tematem rozmów była sytuacja w Syrii. Tak kończy się bluff Obamy z zaostrzeniem stosunków Stanów z Rosją.

Na szczycie G20 głównym tematem rozmów była sytuacja w Syrii. Tak kończy się bluff Obamy z zaostrzeniem stosunków Stanów z Rosją. Prezydent USA starał się uzyskać zgodę Putina na normalizację sytuacji w Syrii, by zachować twarz i uniknąć interwencji, którą bezsensownie zapowiedział. Czym zapłaci Rosji za obietnice współpracy, których i tak Putin nie dotrzyma? Stany Zjednoczone popełniły błąd, wspierając dostawami broni (za pośrednictwem islamskiego rządu Turcji) opozycję syryjską. Widocznie naiwnie sądziły, że przeciwnikiem reżimu Baszara al-Asada będą demokraci lub że zdołają zachować kontrolę nad powstańcami. Jak widać, lekcja wojny w Iraku na niewiele się zdała. Obalenie Asada miało przynieść osłabienie Iranu, a więc uczynienie go skłonniejszym do porozumienia i zapewnić bezpieczeństwo rokowaniom izraelsko-palestyńskim w sprawie utworzenia państwa palestyńskiego.

Wśród powstańców prym wiodą jednak antyamerykańscy skrajni islamiści spod znaku Al-Kaidy i Al-Nusra. Obalenie Asada, czego Amerykanie mogliby dokonać, oznaczałoby przekształcenie Syrii w obszar wojny religijnej między szyitami i sunnitami oraz między różnymi odłamami sunnitów. Syria stałaby się rozsadnikiem niedającego się kontrolować terroryzmu. Obama zamiast Asada miałby państwo Al-Kaidy, a rezultatem byłyby całkowita destabilizacja regionu i zagrożenie dla izraelsko-palestyńskiego procesu pokojowego, a także większe możliwości wiązania rąk USA przez trójprzymierze Chin, Rosji i Iranu. Dlatego najlepszym rozwiązaniem dla Waszyngtonu byłoby usunięcie jedynie Asada, ale zachowanie obecnego reżimu i stworzenie jakiegoś typu modus vivendi z powstańcami, np. poprzez podział Syrii na kantony, w których każda grupa wprowadzałaby swoją wersję islamu i mogła bez rozgłosu wymordować rywali. W ten sposób Obama mógłby zachować twarz bez interwencji, która, o ile w ogóle do niej dojdzie, będzie miała charakter farsy: nieskuteczna wojskowo będzie katastrofą polityczną i ośmieszeniem się Stanów Zjednoczonych. Chyba że Putin zgodzi się pomóc i wystrzelenie kilku tomahawków będzie tylko przykrywką do uzgodnionej z Rosją operacji wymiany Asada.
 
Iran i Izrael
 
Interwencja w Syrii pogorszy stosunki USA z Iranem, czyli obróci wniwecz kilkuletnią politykę Obamy, dążącego do jakiegoś porozumienia z tym państwem, nawet kosztem bezpieczeństwa Izraela. Premier Netanjahu ma od prawie dwu lat związane ręce. USA zakazały mu interwencji w Iranie w celu zniszczenia tamtejszych zakładów wzbogacania uranu i ośmieszyły Netanjahu, któremu pozostało tylko pobrzękiwanie szabelką. To powoduje, że Izrael popiera interwencję, mimo że w jej konsekwencji wzrośnie zagrożenie Izraela atakiem ze strony grup islamistycznych. Netanjahu uważa widocznie, że z atakami terrorystycznymi poradzą sobie Cahal i Szinbet (służby specjalne Izraela), ale osiągnięty zostanie cel kluczowy – pogłębienie konfliktu amerykańsko-irańskiego. W ten sposób Tel Awiw znów stanie się ważny dla USA, które skończą z łagodną polityką wobec Teheranu.
 
Jeśli Obama doprowadzi do objęcia przez Al-Kaidę władzy przynajmniej nad częścią państwa syryjskiego, ta rozpocznie walkę o sunnicki kalifat na terenie północnego Iraku i Syrii. Ta sytuacja będzie groźna dla Iranu i finansowanych przez Teheran oddziałów Hezbollahu. Zredukuje też ich wpływy w Iraku, osiągnięte dzięki amerykańskiej interwencji w tym kraju.
 
Gra Putina
 
Putin każe Obamie drogo zapłacić za udawanie polityka. Pamiętamy, jak Obama buńczucznie odwoływał spotkanie z Putinem w Moskwie. Już wtedy wiadomo było, że i tak spotka się z nim w Petersburgu, tylko że w pozycji klęcznej. Prezydent Rosji od początku zdawał sobie sprawę, że pohukiwanie Obamy kryje jedynie słabość, zagubienie i niezdolność do działania, co wynika z charakteru i poziomu intelektualnego prezydenta USA i jego zaplecza. Dlatego Rosja mogła umiejętnie eskalować swój sprzeciw, bez obawy, że spotka się z ostrą reakcją w stylu Kennedy’ego z okresu kryzysu kubańskiego. Teraz Putin oświadczył, że dopuszcza interwencję w Syrii pod warunkiem przedstawienia dowodów użycia broni chemicznej i decyzji Rady Bezpieczeństwa. O „przekonywalności” dowodów decyduje jednak Putin. Oznacza to, że prezydent Rosji zaproponował Obamie pomoc w sprawie Syrii, ale w zamian za odpowiednie „wynagrodzenie”. Musi być ono odpowiednio „przekonujące”, ale zgody Chin w Radzie Bezpieczeństwa i tak nie będzie. Putin zainkasuje zatem, co mu Obama podaruje, ale bez kwitowania, czyli zgody ONZ-etu na interwencję. Na czwartkowej konferencji Putin sam zaproponował, by jednym, czyli w praktyce jedynym, tematem rozmów była Syria. W ten sposób prezydent Rosji ustawił wszystkich gości, by zabiegali o jego pomoc w uniknięciu interwencji zbrojnej. Pozostaje pytanie, w jakiej walucie Obama będzie płacił Putinowi za jego spolegliwość? USA zdradziło już tylu sojuszników, że pozostało niewielu, których można jeszcze sprzedać. W grę mogą wchodzić ostateczna rezygnacja z elementów tarczy w naszym regionie, nagłe osłabienie wzroku i słuchu na informacje o rosyjskich działaniach dochodzące z państw bałtyckich i na Kaukazie. Być może więc nastąpi ostateczne porzucenie Gruzji przez USA i zdrada Azerbejdżanu. Ukrainę, podobnie jak Polskę, Obama sprzedał już dawno. Jeśli chodzi o państwa już sprzedane, prezydent USA niewiele już może zaoferować Putinowi, tym bardziej że administracja i elity zarządzające naszym krajem same na każdym kroku deklarują swoją wierność Moskwie.
 
Interes Polski
 
USA uwikłane czy nie w Syrii i tak nie będą gwarantem dla naszego bezpieczeństwa, dopóki rządzi Obama. Korzystna dla Polski będzie dopiero całkowita katastrofa jego polityki. Strategia USA po Bushu polegała na wycofaniu się z Europy, gdzie interesów amerykańskich miały strzec Niemcy. Ci jednak nie widzą żadnego powodu, by podporządkowywać się interesom USA. Kontrolują Europę kontynentalną, ale dla własnych interesów i korzyści, czyli robią wszystko, by zamienić ją w strefę eksportu własnej produkcji przemysłowej i uzależnienia finansowego. Rosja, której Obama podarował nasz region, miała, zdaniem zaplecza prezydenta USA, rywalizować z Chinami w walce o Syberię i w ten sposób wspomóc Amerykanów w ich konflikcie z Chińską Republiką Ludową. Jak się jednak okazało, Putin wziął, co mu dawano, dziś żąda jeszcze więcej i w międzyczasie… porozumiał się z Chinami. Dlatego strategia geopolityczna Obamy okazała się błędna z punktu widzenia interesów USA. Dla nas jest jednak zabójcza, bowiem nie mamy alternatywy dla sojuszu z Amerykanami. Strategia Obamy zostanie odrzucona tylko wtedy, gdy doprowadzi do kompletnego blamażu największego mocarstwa. Wtedy pojawi się możliwość korzystnych dla nas zmian. Sami jednak musimy nie tylko tego chcieć, ale posiadać siłę, która sojusz z nami czyniłaby dla Ameryki korzystnym. Społeczeństwo, które nie potrafi żyć inaczej niż na kolanach takiej siły nigdy nie stworzy.
 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Jerzy Targalski