Rosjanie używają na Ukrainie ogromnych ilości artylerii, także do niszczenia miast i zabijania cywili. Zdaniem brytyjskiego analityka z think-tanku Royal United Service Institute Jacka Watlinga zastosowanie przez nich tej taktyki jest logiczne – i bardzo niebezpieczne dla Ukraińców.
Współczesne, cywilizowane armie robią wszystko, aby ograniczyć do minimum straty wśród ludności cywilnej. Rosjanie postępują inaczej. Cywile stali się ich celem praktycznie od pierwszego dnia inwazji. Bombardują budynki mieszkalne, szpitale, szkoły itp. Skala zniszczeń jest przerażająca. Mariupol został zamieniony w morze ruin, w całym mieście praktycznie nie ma już nieuszkodzonych budynków, a coraz więcej wskazuje, że Rosjanie chcą tak samo potraktować Siewieriodonieck. Liczby cywilnych ofiar takiej taktyki na razie można się tylko domyślać, ale na pewno będzie ogromna.
Watling zauważył, że ta brutalna taktyka może wydawać się z zachodniego punktu widzenia „niewyszukana i nihilistyczna”, ale nie zmienia to faktu, że jest niebezpieczna dla ukraińskich sił zbrojnych. Zauważył, że Rosjanie powrócili do masowego użycia artylerii po tym, gdy przekonali się, że ich źle wyposażone i słabo zmotywowane oddziały nie są w stanie szturmować ukraińskich pozycji bez ponoszenia nieakceptowalnych strat. Aby powstrzymać ich przed dalszymi postępami, ukraińscy żołnierze muszą jednak trzymać terytorium, a to oznacza, że sami ponoszą w tych bombardowaniach straty. W końcu są zmuszeni do opuszczenia zniszczonej miejscowości, co pozwala Rosjanom na jej zajęcie.
Analityk zauważył też, że szerokie wykorzystanie przez Rosję artylerii zmusza siły ukraińskie do pozostania w rozproszeniu. Pozwala im to na ograniczenie własnych strat, ale sprawia, że nie mogą skupić swoich sił w jednym punkcie, dokonać kontrataku i odbić terytorium z rąk kremlowskich bandytów. Ukraińcy muszą się też liczyć z tym, że Kreml ogłosi powszechną mobilizację i wyśle na Ukrainę kolejne siły. Byłoby to dla niego ogromnym ryzykiem politycznym, ale takiego scenariusza nie da się wykluczyć, i Ukraińcy muszą mieć na tę okazję odpowiednie rezerwy.
Co gorsza Ukraińcy niespecjalnie mają jak przeciwdziałać tej taktyce. Obecnie dokonują wypadów za linie wroga, próbując uszkodzić jego szlaki dostaw. Pomóc mogłoby użycie nowoczesnych zachodnich haubic, które mają większy zasięg od tych używanych przez Rosję, do prowadzenia ognia kontrbateryjnego. Amerykanie dostarczyli już na Ukrainę pewną liczbę haubic M777 kal. 155 mm, co jego zdaniem było „dobrym początkiem”. Zauważa, że Ukraina nie może dopuścić do odzyskania przez Rosję inicjatywy – i musi zadawać Rosjanom takie straty, że będą musieli je ciągle uzupełniać, zamiast otwierać nowe osie ataku.
Watling jest przekonany, że Ukrainie nie zostało wiele czasu. Uważa, że jeśli do końca lata nie uda im się odzyskać znaczących fragmentów swojego terytorium albo zadać Rosjanom poważne straty, to ryzykują, że wojna zmieni się w przewlekły konflikt. To postawi ich kraj przed nowymi, poważnymi wyzwaniami. Jednym z nich będzie utrzymanie gospodarki. Ekonomiści szacują, że na skutek wojny Ukraina straci w tym roku połowę swojego PKB. Przy blokadzie portów, zniszczeniu wielu firm i ograniczeniu produkcji rolnej, trudno będzie temu przeciwdziałać. Równocześnie wielu Ukraińców, którzy na skutek wojny musieli opuścić swoje domy, żyje z oszczędności, a te wkrótce zaczną się kończyć.
Zdaniem analityka przedłużający się konflikt sprawi także, że wśród samych Ukraińców będzie trudno utrzymać jedność. Zauważył, że Ukraina potrafiła się zjednoczyć w obliczu rosyjskiej agresji, a ci, którzy przed wojną sympatyzowali z Rosją, albo popierają jej wysiłek wojenny albo przynajmniej siedzą cicho. Jego zdaniem takiej jedności nie da się jednak utrzymać długo, a bolączki dnia codziennego, jak chociażby problemy z ogrzewaniem zimą, wpłyną na podziały społeczne. Uważa, że jest możliwe, że będą one podsycane przez Rosję, aby osłabić ich wolę walki.
Analityk podkreśla, że jeśli Ukraina ma przetrwać przewlekły konflikt, to będzie zależna od wsparcia z Zachodu. Ten jednak zaczął pogrążać się w kryzysie gospodarczym jeszcze przed wojną, a ta zaostrzyła mocno dotykające go problemy. Uważa, że rosyjski aparat propagandy będzie próbował przedstawić kłopoty ekonomiczne zachodu jako konsekwencję wsparcia Ukrainy, i tym samym zniechęcić obywateli do jego zapewniania. Jego zdaniem jedynym sposobem na przeciwdziałanie temu jest jasne informowanie obywateli o tym, jaki wpływ na ich finanse ma rosyjska agresja.
Problemem może także okazać się jedność wśród sojuszników. Już teraz coraz częściej słychać opinię, że Ukraina powinna oddać część terytorium za pokój. Jego zdaniem takie opinie są naiwne, a jedynym efektem będzie to, że Rosja odbuduje siły i przygotuje kolejną ofensywę. Uważa jednak, że czołowi sojusznicy powinni jak najszybciej wyjaśniać między sobą wszelkie wątpliwości co do celu wsparcia Kijowa.
„Gdy obywatele Ukrainy przechodzą przez obozy filtracyjne, a Rosja planuje aneksję kolejnych terytoriów, trzeba zrozumieć, że pokój na rosyjskich warunkach będzie bardzo brutalną sprawą”
- podkreślił.