Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Włosi idą w ślady Amerykanów. Po cichu delegalizują zabijanie dzieci nienarodzonych

Portal Politico informuje, że Włochy po cichu przykręcają śrubę aborcjonistom. Tamtejsi obrońcy życia otwarcie przyznają, że motywuje ich to, co dzieje się w USA. Liczą, że upadek Roe v. Wade - przełomowej decyzji Sądu Najwyższego USA, w której orzekł on, że Konstytucja Stanów Zjednoczonych chroni wolność ciężarnej kobiety do wyboru aborcji bez nadmiernych ograniczeń ze strony rządu - wywoła falę w innych państwach.

Pixabay

Aborcja we Włoszech jest legalna od 1978 roku. Kobiety mogą zabić swoje dziecko w pierwszych 90 dniach ciąży, także z powodów ekonomicznych czy społecznych. Aborcje są wykonywane w szpitalach publicznych i prywatnych i refundowane z budżetu. Od zgody lekarza do samego „zabiegu” musi minąć minimum tydzień, o ile nie trzeba jej wykonać szybciej z powodów zdrowotnych. Po 90. dniu ciąży aborcja jest dopuszczalna wyłącznie w wypadku poważnego zagrożenia zdrowia matki. W rekordowym 1983 roku we Włoszech zabito ok. 298 dzieci na 1000, które się urodziło, ale od tego czasu liczba aborcji stale spada. 

Kwestia legalności aborcji pojawiła się ponownie w 1981, kiedy we Włoszech odbyła się seria referendów. Propozycja, aby ją zdelegalizować, nie zdobyła jednak wystarczającej liczby głosów. Nie zdobyła go również propozycja radykalnej liberalizacji przepisów aborcyjnych. Propozycję delegalizacji, złożoną przez Chrześcijańskich Demokratów i Kościół Katolicki, poparło 32 proc. Włochów. Liberalizację przepisów, co było pomysłem liberalnej Partii Radykalnej, akceptowało zaledwie 11,6 proc. Włochów. 

Portal Politico informuje jednak, że obecnie we Włoszech trwa walka z aborcją na poziomie samorządów. To one właśnie odpowiadają bowiem za ochronę zdrowia na swoim terenie. Politico donosi, że samorządowcy coraz częściej przekazują dofinansowanie organizacjom pozarządowym zajmującym się walką z zabijaniem dzieci, coraz częściej zapraszają je także do szpitali i klinik aborcyjnych. Niektóre samorządy wprowadziły też zachęty finansowe dla matek, które mają je skłonić do rezygnacji z aborcji. W innych ograniczają dostęp do aborcji chemicznej bardziej, niż przewiduje to prawo federalne. 

Za wieloma z tych inicjatyw stoją członkowie narodowo-konserwatywnej partii Bracia Włosi. W zeszłym roku próbowali ogłosić Rzym „miastem dla życia”, wprowadzić tam zachęty finansowe dla kobiet, które rozważają zajście w ciążę, i wpuścić do klinik aborcyjnych antyaborcyjne organizacje. W Abruzzo w zeszłym listopadzie wprowadzili prawo, które nakazuje dokonanie pogrzebu abortowanego dziecka, nawet jeśli matka sobie tego nie życzy. To politycy tej partii stali również za antyaborcyjnym funduszem wprowadzonym przez samorząd Piemontu. Przeznaczył on 400 tysięcy euro na wypłaty dla kobiet, które zgodzą się na rezygnację z aborcji. 

Działalność Braci budzi oczywiście furię aborcjonistów i lewicy. Ich senator Lucio Malan zauważył jednak, że działają oni zgodnie z prawem, gdyż ustawa z 1978 roku wymaga zaoferowania kobietom alternatyw dla zabicia własnego miasta. Uważa także, że antyaborcyjne organizacje powinny być obecne w szpitalach. „Włochy mają najgorszy wskaźnik urodzeń na zachodzie. Kiedy oczywiście nie będą mogły niepokoić ludzi, powinniśmy pozwolić im na obecność, na pokazanie, że aborcja nie jest jedynym rozwiązaniem” - powiedział. Bronił także pomysłu pogrzebów abortowanych dzieci, twierdząc, że takie rozwiązanie wynika z ludzkiej godności, a zwłoki dzieci „nie powinny być traktowane jak śmieci”. 

Sondaże jak na razie pokazują, że Bracia mają ogromną szansę na zwycięstwo w następnych wyborach, które będą miały miejsce wiosną przyszłego roku. Trzecie miejsce może w nich zająć Liga Matteo Salviniego, która może być dla nich potencjalnym koalicjantem. Obydwie partie twierdzą, że nie będą próbowały zaostrzyć prawa aborcyjnego, ale lewica podejrzewa, że to kłamstwo – i że przynajmniej spróbują utrudnić do niej dostęp w ramach obecnych przepisów. 

Jak zauważa Politico, ten już jest trudny. Włoska ustawa ma na przykład klauzulę sumienia, i wielu lekarzy z niej korzysta. 70 proc. włoskich ginekologów odmawia zabijania dzieci, a w niektórych regionach jest ich jeszcze więcej – np. na Sycylii jest ich aż 85 proc. Aborcjonistom przeszkadzają też bliskie związki Kościoła katolickiego z włoską służbą zdrowia, w placówkach prowadzonych przez Kościół aborcja jest oczywiście niedostępna. 

Włoscy obrońcy życia liczą na to, że Sąd Najwyższy USA obali w końcu precedens prawny po Roe v. Wade, co może stać się już za kilka tygodni i spowoduje w USA falę delegalizacji aborcji w prawicowych stanach. Liczą na to, że wywoła to efekt, który sięgnie daleko poza USA, i nawet europejskie państwa pójdą w ich ślady. Mario Adinolfi, lider antyaborcyjnego ruchu Popolo della Famiglia powiedział, że są gotowi na to, aby „popłynąć na fali z USA, w ostrej walce przeciwko prawu do zabijania dzieci”. 

 

 



Źródło: Politico

Wiktor Młynarz