W rozmowie z naszym portalem politolog z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego (UKSW) profesor Radosław Zenderowski stwierdził, że dużą naiwnością jest sądzić, że jakiekolwiek zmiany polityczne w Czechach będą miały wpływ na sprawę „Turowa”. Chodzi bowiem o to – dodaje profesor Zenderowski – abyśmy kupowali energię elektryczną od Czechów i Niemców. Politolog z UKSW wskazał też na fakt, że sprawa Turowa to również po prostu „bat”, używany przy okazji innych spraw politycznych.
Dlaczego do tej pory nie udało się zakończyć sporu o kopalnię w Turowie? Mimo – wydawałoby się – korzystnych dla strony polskiej zmian w polityce czeskiej po ostatnich wyborach parlamentarnych.
Przede wszystkim wydaje mi się, że dość dużą naiwnością jest myślenie o tym, że jakiekolwiek zmiany polityczne czy partyjne po czeskiej stronie mają wpływ na sprawę „Turowa”.
Jest to duża naiwność, która – niestety - kompromituje polską klasę polityczną. Ona po prostu nie widzi tego, że Czesi są bardzo mocno związani gospodarczo i pod wieloma innymi względami z Niemcami. I przede wszystkim to należy brać pod uwagę, ten czynnik niemiecki w polityce czeskiej. Jeżeli więc Czesi mają wybierać między Niemcami a Polską, to wybiorą Niemców. Przede wszystkim czeska gospodarka jest w dużej zależności od gospodarki niemieckiej. Podobnie zresztą jak gospodarka Polski, ale jednak w jeszcze większym stopniu.
Poza tym jakakolwiek by nie była polityczna zmiana, to - pomijając ewidentne błędy po naszej stronie, jeżeli chodzi o taktykę negocjacyjną - nie należy oczekiwać pozytywnego rozwiązania sprawy „nieszczęsnego Turowa” wyłącznie dzięki tej zmianie. Zarówno Czechy, jak i Niemcy mają tu twarde interesy. I one są niezależne od partii politycznych i przetasowań partyjnych.
W kontekście „Turowa” mówił pan o powiązaniu gospodarki Czech z gospodarką Niemiec. A więc „Turów” ma coś, na czym zależy Niemcom? Coś, co oni zyskają dzięki likwidacji kopalni?
Przede wszystkim sami Niemcy – podobnie jak Czesi – rozwijają gospodarkę opartą o węgiel brunatny i kamienny. To tylko nam się wmawia, że musimy zamykać kopalnie, bo jesteśmy niepostępowi.
Tak naprawdę trzeba by na to wszystko patrzeć przez pryzmat następującego faktu: Czesi i Niemcy rozwijają gospodarkę opartą na węglu! Tyle tylko, że w unijnej przestrzeni medialnej o tym głośno się nie mówi. A to, że Niemcy otwierają kolejną kopalnię, a my nasze kopalnie zamykamy, to też o czymś świadczy.
W takim razie sprawa kopalni w Turowie to tak naprawdę walka z konkurencją dla Czech i Niemiec?
Tak na dobrą sprawę to jest ten sam rejon wydobycia węgla brunatnego. W tym rejonie Czesi i Niemcy mają ewidentną przewagę nad nami. Bo ten „nieszczęsny Turów” to tak naprawdę tylko fragment „tortu”, a duża jego część leży po stronie czeskiej i niemieckiej. Chodzi o to, byśmy energię pozyskiwaną z węgla brunatnego kupowali od Niemców i Czechów.
A my w tym przeszkadzamy? I może jeszcze konkurujemy z nimi?
Jakoś tam konkurujemy, ale to chyba nie jest istotny argument. W moim przekonaniu, „Turów” jest bardzo wygodnym elementem nacisku na władze Polski w odniesieniu do różnych innych spraw politycznych.
„Turów” jest po prostu używany jako „bat”. Jako jeden z takich „kijów”, których się używa w stosunku do Polski. Bo nie podoba się polski rząd i akurat nadarzyła się okazja, żeby w nas uderzać. Ale też przyznajmy, że sami ją – niestety - stworzyliśmy. Z powodu nonszalancji polskich władz! Bo były pewne procedury, których nie dopełniono. I właśnie stąd ta niekorzystna dla nas decyzja Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
Polska strona wyciąga teraz kwestię kopalni w Stonawie. Tylko, że ta kwestia ma o wiele mniejszy kaliber polityczny. I dlatego jest to temat do „szybkiego zagłaskania”.
Czy można więc powiedzieć, że Niemcy - za pośrednictwem Czechów - używają wspomnianego przez Pana „bata” po to, aby pokazać nam, gdzie jest nasze miejsce? Też w ramach Unii Europejskiej?
Tak mocno bym tej sprawy nie postawił. Natomiast myślę, że Czesi doskonale rozeznają intencje Niemiec i podporządkowują się pod ich konkretną prerogatywę. Jednak nie powiedziałbym, że Czesi realizują niemiecki interes wprost na polecenie Berlina. Po prostu doskonale rozumieją, o co chodzi Berlinowi. I tyle!
A jakąś rolę w opóźnianiu polsko-czeskiego porozumienia odgrywa czeska „Partia Piratów”? Ona jest przecież mocno proekologiczna i podobno wroga kopalniom!
My Polacy mamy tendencję do tego, żeby się koncentrować na innych. Tymczasem bardzo dużo błędów popełniono po naszej stronie, jeżeli chodzi o proces negocjacyjny. Był on zupełnie nieprzemyślany. Od tego bym zaczął. My sami powinniśmy się uderzyć w piersi i zobaczyć, jak wiele błędów żeśmy popełnili. Jak dużo nonszalancji było po naszej stronie. I dopiero wtedy, powinniśmy patrzeć na Czechów. Bo ich kwestia jest – moim zdaniem – wtórna.