W tym roku Marsz Niepodległości oglądaliśmy z żoną w telewizji. W pewnej chwili postanowiłem włączyć relację w TVN24. I powiem szczerze, nie mogłem się oderwać. Powiedzieć, że sprawozdanie i komentarze były stronnicze czy zmanipulowane – to nic nie powiedzieć. Bo do kłamstw i propagandy dodać trzeba koszmarne braki w podstawowej wiedzy…
Zacznijmy od kadrowania. Oczywiście, oglądając marsz z perspektywy TVN-u, kadrów szerokich prawie nie uświadczysz. Głupio by było pokazać ilu naprawdę idzie uczestników w porównaniu chociażby do tego, co się działo na placu Zamkowym pod Tuska przewodem. Kamery łowiły tylko „smakowite” postaci – najlepiej zakapturzone, wyglądające na „kiboli” i „faszystów”. Unikano też kadrów, na których widać było tysiące polskich flag, czy wielu, wielu zwykłych Polaków: rodzin, dzieci, osób starszych – idących wspólnie w patriotycznym pochodzie. Więc gdy zdarzył się transparent o nacjonalistycznym wydźwięku – stanowił od razu nie lada gratkę. Można go było tak sfilmować, iż choćby nie wiem jak bardzo niewielkim był elementem tej wielkiej manifestacji patriotyzmu, w oczach widzów wybijał się na plan pierwszy i dominujący.
Najlepszy był jednak komentarz. Ileż to popłynęło słów o „marszu narodowców” (a tymczasem w marszu biorą udział wszyscy, którym na sercu leży dobro ojczyzny i cieszą się ze święta, w tym choćby wielu Piłsudczyków, którym przecież od narodowców bardzo daleko). To jednak ten sam zabieg słownikowy, który TVN stosuje w innych obszarach życia publicznego, tworząc „swój język” opisu rzeczywistości (np. „Trybunał Julii Przyłębskiej”). Mówiono o hasłach tak okropnych, że „nie da się ich zacytować” (a dodajmy, że w tle słychać było „Bóg, Honor i Ojczyzna!”). Ileż padło manipulacji związanych nawet z opisem sprzątania ulic i zabrania z nich wielu ton materiałów budowlanych i kostki brukowej. Uwaga – kostka leżała między innymi na rondzie Dmowskiego, bo była potrzebna do remontu, który tam jest robiony. Ale opis podano w takim tonie, tak akcentowano zdania, jakby sugerowano iż to organizatorzy ją tam wcześniej umieścili, albo jakby te „faszysty” z marszu aż żałowały, że tych kostek brukowych nie ma i nie da się porzucać. Ton żalu pojawiał się zresztą co chwilę – bo przecież nie było żadnych groźnych incydentów. Ale była „atmosfera stadionowa”, „gryzący dym rac”, „petardy”. A mogłoby być tak przyjaźnie, jak na marszach równości. Ów specyficzny żal, że nic złego się nie wydarzyło, wyłaził z komentatorów co i rusz. Ale „na szczęście” dla komentatorów pojawiły się takie symbole, jak „zakazany” według nich krzyż celtycki, czy też faszyści z włoskiego ruchu „Fordza nłowa” – pozwalam sobie zacytować błędną wymowę włoskich słów, to także ślad erudycyjnych i warsztatowych braków dziennikarzy, którzy może przy piwku śmieją się z popełnianych przez komentatorów sportowych błędów w wymowie nazwisk piłkarzy, a sami wymawiają słowo „Forza” jako „fordza”. Zaproszeni wykładowcy szanownych uniwersytetów, niestety, wraz z dziennikarzami, paplali wyrzucając z siebie jedną brednię za drugą. Pośród nich jest zupełne niezrozumienie tego, czym jest ruch narodowy, czym nacjonalizm, a co różni faszyzm od nazizmu. W pewnej chwili usłyszałem „mądrą” myśl dziennikarza o tym, jak to przedstawiciele polskich partii politycznych tak się sprzeczali „na początku wieku dwudziestego”, gdy to według niego odzyskiwano niepodległość, a jednak udało im się jakoś dogadać. No niestety, niepodległość nie została odzyskana „na początku wieku dwudziestego”, lecz w latach 1918-1921. I tak dalej, jeden idiotyzm za drugim, jedna infantylna myśl za kolejną. Porażające.
I tak to dla rozrywki zacząłem oglądać telewizję TVN… Będę fanem. Problemem jedynym jest to, iż ten wykoślawiony, nieprawdziwy sposób opisu rzeczywistości dla wielu Polaków jest jedynym i słusznym, a co gorsza dokłada się do zdeformowanego wizerunku Polski na świecie.