Powoli zaczyna przynosić rezultaty gigantyczny rosyjski program zbrojeniowy, zainicjowany rok temu przez Władimira Putina. Jak z rogu obfitości posypał się na rosyjską armię nowy sprzęt, który jest porównywalny z zachodnim.
Rosyjski program zbrojeniowy
obliczony jest na 10 lat i będzie kosztował ponad 700 mld dol. Jego przyjęcie doprowadziło rok temu do ostrych sporów w elicie władzy i dymisji ówczesnego wicepremiera i ministra finansów Aleksieja Kudrina. Sprzeciwiał się on gigantycznym wydatkom na wojsko, twierdząc, że doprowadzi to do wyczerpania zasobów finansowych kraju.
Zwyciężyła jednak wola jednego człowieka, ówczesnego premiera, a dzisiejszego prezydenta Władimira Putina.
Według niego program zbrojeniowy będzie kołem zamachowym całej gospodarki. A poza tym od czasu wojny z Gruzją w 2008 r. Kreml doskonale wie, że jego armia jest źle dowodzona i ma przestarzały sprzęt. Na przełomie roku Dziadek Mróz sypnął prezentami dla rosyjskiej armii. Nie do końca jest jasne, co i w jakiej ilości dostają wojskowi, gdyż Rosja kilka lat temu przezornie wypowiedziała międzynarodowy układ o kontroli zbrojeń konwencjonalnych. Odcięło to dopływ informacji o jej zbrojeniach.
Według najnowszych doniesień rosyjskich mediów armia dostała
nowe bombowce Su-34 zaprojektowane jeszcze w ZSRS. Nowe maszyny mogą przenosić ogromne ładunki bomb na duże odległości, a jednocześnie są zwrotne jak samoloty myśliwskie. Dlatego mogą atakować z małej wysokości, a kabina pilota znajduje się w grubej skrzyni z tytanu. Ponieważ jednocześnie mogą daleko i długo latać, pilot może stanąć w kabinie, a nawet przejść do tyłu, gdzie ma toaletę.
Różniące się jedną cyferką
Su-35 są już nowoczesnymi samolotami myśliwskimi, które w tym roku też dostanie rosyjska armia.
Jednocześnie rosyjscy projektanci stworzyli dla wojsk lądowych
uniwersalne podwozie o nazwie „Armata”, na którego bazie można montować różny sprzęt: od lekkich wozów pancernych zwiadu po samobieżne działa przeciwlotnicze. Wojska desantowe dostały specjalne zestawy elektroniczne „Lesoczek” do zagłuszania zdalnie sterowanych ładunków. Głównie chodzi o ochronę broni pancernej przed minami.
W tym roku zacznie się też uruchamianie czterech potężnych stacji radiolokacyjnych, które będą stanowiły trzon rosyjskiej ochrony przeciwlotniczej. Do tej pory Moskwa wynajmowała poradzieckie stacje na Ukrainie i w Azerbejdżanie. Teraz będzie miała
własne, dużo nowocześniejsze, pozwalające podglądać i podsłuchiwać znaczną część globu.
Tyle wiadomo z rosyjskich mediów. Skrytość tych przygotowań powoduje, że napięcie rośnie z każdą kolejną informacją.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Andrzej Łomanowski