GP: Za Trumpa Europa przestanie być niemiecka » CZYTAJ TERAZ »

Sondaże po raz kolejny zawiodły w USA. Ekspert: To obecnie narzędzie wpływania na wyborców

Przedwyborcze sondaże nie dawały żadnych szans na wygraną Donalda Trumpa z Joe Bidenem, a tymczasem obaj kandydaci pędzą ramię w ramię w wyścigu o Biały Dom. - Bez względu na to kto wygra, oponent będzie żądał ponownego przeliczenia głosów. Jest jeszcze możliwy najgorszy scenariusz, który zakłada zamieszki wywołane przez zwolenników kandydatów – mówi nam ekspert ds. międzynarodowych prof. Paweł Soroka.

Owen Yancher, CC BY-SA 4.0 <https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0>, via Wikimedia Commons

Tak jak cztery lata temu, tak i przed tegorocznymi wyborami prezydenckimi w USA ośrodki sondażowe zza oceanu nie dawały żadnych szans Donaldowi Trumpowi na reelekcję.

Przewaga Joe Bidena była miażdżąca i niekiedy dochodziła nawet do 7-9 punktów procentowych. Tymczasem okazuje się, że obaj kandydaci w wyścigu przywództwo największego mocarstwa świata idą ramię w ramię. Raz na prowadzeniu jest obecny prezydent, a raz kandydat Demokratów. 

O to, czemu sondażownie po raz kolejny tak bardzo pomyliły się w swoich badaniach, spytaliśmy eksperta ds. międzynarodowych prof. Pawła Sorokę z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach.

- Przedwyborcze sondaże mają na celu wpływanie w pewnym stopniu na wyborców. Na szczęście mamy pewien pluralizm ośrodków sondażowych. To powoduje, że te głosy różnie się rozkładają. Z racji tego, że za oceanem instytucje odpowiedzialne za badania nastrojów politycznych opinii publicznej mocno związane są z mainstreamem, większe szanse na wygraną dawano Joe Bidenowi. Teraz natomiast zwolennicy obydwu kandydatów z niecierpliwością czekają na ogłoszenie wyników, bo nikt nie może być w stu procentach przekonany o wygranej lub porażce

– powiedział na prof. Soroka.

Politolog zwraca także uwagę na to, że ostateczne wyniki będą znane dopiero za kilka dni.

- Najciekawsza sytuacja będzie oczywiście w tzw. stanach wahających się, gdyż do ostatniej chwili nie będzie wiadomo, kto tam wygra. Różnice poparcia dla kandydatów są niewielkie. Warto przypomnieć także, że poprzednie wybory prezydenckie w USA pokazały, że kto wygrał w stanie Floryda i Ohio, ten wygrywał wyścig o Biały Dom. Zarówno wtedy, jak i w tym głosowaniu Trump wygrał w tych regionach

– tłumaczy prof. UJK w Kielcach.

Z prof. Soroką rozmawialiśmy także o incydentach, akie są zgłaszane przez poszczególne sztaby, a nawet samych kandydatów – chodzi o nieprawidłowości w przeliczaniu głosów. 

- Odkąd sięgam pamięcią, to nigdy na taką skalę nie było wyborów korespondencyjnych. Istnieje większa szansa na ich sfałszowanie. Bez względu na to, kto wygra, oponent będzie żądał ponownego przeliczenia głosów. Jest jeszcze możliwy najgorszy scenariusz, który zakłada zamieszki wywołane przez zwolenników kandydatów. Jest to niesamowicie ciekawa i nie do końca pewna finału kampania wyborcza, co potwierdza tez liczna frekwencja, największa od 120 lat

– wyjaśnia politolog.

 

 



Źródło: niezalezna.pl

Jan Przemyłski