Protesty przed kościołami i brutalne ataki na osoby wierzące to… wina Episkopatu? Tak twierdzi liderka Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. „Nie martwię się o kościoły; martwię się, że Kościół ustala w Polsce prawo, że nie mamy wolnych sądów; martwi mnie to, że zniszczono nam demokrację […] A nawet jak się (rząd) nie wywróci, to jak to się wszystko skończy, to będziemy mieć Polskę, w której będzie legalna aborcja, równość małżeńska, równe prawa dla wszystkich i prawdziwą wolność” - powiedziała w poniedziałek Marta Lempart.
Poniedziałek jest kolejnym dniem protestów po wydanym w zeszłym tygodniu przez TK orzeczeniu, w którym Trybunał za niekonstytucyjny uznał przepis tzw. ustawy antyaborcyjnej z 1993 r., który dopuszcza przerwanie ciąży z powodu ciężkich i nieodwracalnych wad płodu. W niedzielę przeciwnicy wyroku TK demonstrowali m.in. przed i w samych kościołach. Na elewacjach niektórych świątyń pojawiły się hasła wzywające do legalizacji aborcji.
Liderka Ogólnopolskiego Strajku Kobiet omówiła plany protestujących na kolejne dni. We wtorek w całym kraju kontynuowane mają być spontaniczne „spacery” po ulicach miast; na środę zaplanowano z kolei ogólnopolski strajk, a na piątek – „marsz na Warszawę”.
Nie idziemy do pracy, nie idziemy do szkoły, nie idziemy na uczelnię. Są z nami m.in. związki branżowe, ale też są przedsiębiorczynie, pracodawczynie, które mówią, że ta zerowa praktycznie pomoc rządu, jeżeli chodzi o czas pandemii powoduje, że jeden dzień naprawdę mogą odpuścić. I dołączą do nas też po to, żeby wyrazić swoją opinię na temat tego czym zajmuje się teraz rząd, a nie ratowaniem gospodarki i nie ratowaniem nas wszystkich, bo najwyraźniej jest im wszystko jedno czy umrzemy czy będziemy żyć.
- zaznaczyła.
Martwi mnie to, że Kościół ustala w Polsce prawo, martwi mnie to, że nie mamy wolnych sądów już w całości. Martwi mnie to, że zniszczono nam demokrację, martwi mnie to, że tacy ludzie jak ja mają po 40 spraw sądowych, że są szykanowani, że tracą pracę.
- twierdziła liderka Ogólnopolskiego Strajku Kobiet.
Żaliła się także, że martwi się o swoją rodzinę, o jej zdrowie.
Martwię się, że mnie pobiją, martwię się, że kogoś zabiją, martwię się o Polskę. Nie martwię się o kościoły.
- powiedziała.
Jak mówiła, nie rozumie „zdziwienia panów z Episkopatu”.
My mówiłyśmy, że będą konsekwencje. (...) Panowie zrobili bardzo złą rzecz, szczególnie pan Jędraszewski (chodzi o metropolitę krakowskiego abp. Marka Jędraszewskiego – przyp. red.), który powiedział, że lepszej informacji, niż o tym, że kobiety będą przymusowo rodzić dzieci bez głów nie mógłby sobie wyobrazić. Za wszystko co dzieje się pod kościołami i w kościołach odpowiadają panowie bez wyobraźni.
- stwierdziła działaczka.
Zwróciła uwagę, że 90 proc. osób w Polsce deklaruje się jako osoby wierzące, więc - jak dowodziła - wśród osób protestujących są także wierni Kościoła katolickiego.
Buntują się wreszcie wasi wierni i bardzo dobrze. Weszliście nam w życie, weszliście w nasze najbardziej intymne sprawy, odbieracie nam wolność, razem z władzą, która nienawidzi ludzi, nienawidzi wolności, odbiera nam każdy centymetr, więc nie dziwcie się, że ponosicie tego konsekwencje.
- powiedziała Lempart, zwracając się do hierarchów kościelnych.
Liderka Ogólnopolskiego Strajku Kobiet ubiegłotygodniowe orzeczenia TK nazwała „oświadczeniem pani Przyłębskiej”. W jej ocenie nie ma ono żadnej mocy prawnej, nie będzie więc także niosło za sobą skutków prawnych.
Będzie miało skutki faktyczne takie, że lekarze, którzy będą odmawiać stosowania oświadczenia pani Przyłębskiej, uznawania go za źródło prawa, będą ścigani.
- stwierdziła Lempart.
Przekonywała, że są lekarze gotowi na to, by w dalszym ciągu wykonywać legalnie zabiegi przerwania ciąży z powodu ciężkich i nieodwracalnych wad płodu i gotowi też na to, by poddać się w związku z tym ewentualnemu postępowaniu karnemu.
Miałam nadzieję, że znajdą się tacy lekarze i lekarki, że zbuntują się i powiedzą: „nie będziemy brać w tym udziału, to nie jest prawo to, co ta pani mówi”. Powiem szczerze, że na to nie liczyłam i to jest nasze wielkie zwycięstwo.
- powiedziała Lempart.
Pytana co mają dać protesty odparła, że oczekiwanie jest takie, żeby PiS „przyznał, że oświadczenia pani Przyłębskiej nie są źródłem prawa”.
PiS ma odkręcić to wszystko i naprawdę nie obchodzi nas jak to się stanie, jak PiS zrobi to, żeby był z powrotem prawdziwy Trybunał Konstytucyjny, by Sąd Najwyższy działał jak należy, żeby żaden PiS-owski przebieraniec nie bawił się w uchylanie immunitetów sędziom, bo uchylać to oni sobie mogą co najwyżej okna.
- ironizowała liderka Strajku.
Jej zdaniem trwające obecnie protesty mogą doprowadzić rząd Mateusza Morawieckiego do upadku.
A nawet jak się (rząd) nie wywróci, to jak to się wszystko skończy, to będziemy mieć Polskę, w której będzie legalna aborcja, równość małżeńska, równe prawa dla wszystkich i prawdziwą wolność.
- powiedziała Lempart.
Brzmi znajomo?