Pięciu kolesiów z Norweskiego Komitetu Noblowskiego postanowiło pobić rekord głupoty sprzed czterech lat, kiedy to Pokojową Nagrodą uhonorowano świeżo upieczonego prezydenta Obamę. Nie zdążył niczego dokonać, ale dostał Nobla w przewidywaniu zasług, czyli na zachętę. W tym roku nagrodę przyznano
biurokratycznemu trupowi, jakim jest Unia Europejska.
Zaskoczyło to nawet „Mędrca Europy" Wałęsę, któremu się chlapnęło, że UE „próbuje pokojowo zmieniać Europę i świat, ale bierze za to pieniądze i to jest jej cel". Tak więc nagrodę ostatecznie skompromitowano. Nie ma znaczenia, że w różnych rejonach świata – choćby w Rosji czy na Białorusi – działają ludzie, którzy kosztem przetrąconego życia, w skrajnie trudnych warunkach, często kończąc w łagrach czy więzieniach, walczą z reżimami. Nie ma znaczenia, że polityka UE doprowadziła Europę do megakryzysu, a część krajów członkowskich na skraj bankructwa. Ważne, że pięciu kolesiów z Norwegii – czyli z kraju, w którym miażdżąca większość obywateli opowiada się przeciwko przystąpieniu do UE – podjęło partyjną decyzję sprowadzającą się do jednego:
nie zadrażniać stosunków z Putinem czy Łukaszenką. No i ta radość Martina Schulza. Bezcenne.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Anita Gargas