Gdy grupie rekonesansowej nie udało się dostać na lotnisko Siewiernyj w kwietniu 2010 r., przed wizytą prezydenta Lecha Kaczyńskiego, szef BOR-u gen. Marian Janicki miał obowiązek natychmiastowego powiadomienia premiera oraz szefów MSWiA,MSZ-etu i Kancelarii Premiera o konieczności zmiany miejsca lądowania samolotów specjalnych. Nie zrobił tego, czym naraził bezpieczeństwo ochranianych osób.
Jak twierdzą biegli, mając informacje o złym stanie lotniska, jego niejasnym statusie i stopniu dopuszczenia do ruchu lotniczego oraz o niedokonaniu rekonesansu, szef BOR-u lub jego zastępca gen. Paweł Bielawny powinien uzyskać z 36. specpułku informację o wyznaczonych lotniskach zapasowych i spowodować zapewnienie ochrony w tych miejscach na wypadek lądowania na lotnisku zapasowym.
Opinia zawiera także inne zarzuty. Na miejscu lądowania nie było ani jednego funkcjonariusza BOR-u przydzielonego do ochrony. Zdaniem biegłych na Siewiernym powinien być przynajmniej jeden funkcjonariusz BOR-u, którego zadaniem jest m.in. sprawdzenie, czy specsłużby rosyjskie wywiązały się z nałożonych na nie obowiązków, a także utrzymywanie kontaktu z wieżą kontroli lotów. Co ważne, biegli jednoznacznie stwierdzili, że obowiązkiem funkcjonariusza BOR-u z lotniska było również przekazywanie na bieżąco do Centrum Kierowania BOR-u danych o pogarszających się warunkach pogodowych w rejonie lądowania. Brak funkcjonariusza na lotnisku był jednym z czynników mających znaczący wpływ na obniżenie bezpieczeństwa ochranianych osób.
Jak napisała „Gazeta Polska”, Biuro Ochrony Rządu powinno nadać wizycie prezydenta Kaczyńskiego w Rosji wysoki stopień zagrożenia. Tymczasem wizyta miała stopień średni. Ale to nie wszystko. Podczas rekonesansu funkcjonariusze BOR-u w Smoleńsku nie tylko nie obejrzeli lotniska Siewiernyj, ale nawet nie zrobili objazdu tras głównej i zapasowej na terenie Rosji, którymi miały przejechać kolumny specjalne. Wreszcie nie wykonano żadnych czynności związanych z opracowaniem wariantu zabezpieczenia prezydenta na wypadek awaryjnego lądowania tupolewa na lotnisku zastępczym - czytamy w „GP”. Ponadto nie wyznaczono dowódcy grupy rekonesansowej. W grupie tej w ogóle nie było pirotechnika ani lekarza sanitarnego (badającego stan miejsca lądowania i pobytu pod kątem zagrożeń sanitarno-epidemiologicznych).
Przeczytaj cały artykuł w dzisiejszym wydaniu "Gazety Polskiej Codziennie"
Źródło:
Anita Gargas