Obaj dowódcy powstania na Litwie – Sierakowski i Kalinowski – zostali odnalezieni w trakcie prac ekshumacyjnych na wileńskiej Górze Giedymina dwa lata temu, gdy z bezimiennego grobu wydobyto dwadzieścia jeden ciał ofiar zabitych przez Rosjan w latach 1863-64. Udało się ustalić tożsamość większości bohaterów – znajdą oni wszyscy miejsce wiecznego spoczynku w specjalnie przygotowanej kaplicy, panteonie na wileńskiej Rossie. Generała Sierakowskiego zidentyfikowano prawie natychmiast dzięki obrączce z napisem: „Zygmunt Apolonia 11 sierpnia/30 lipca 1862 r.” (data podana w zapisie obu ówczesnych kalendarzy, czyli w „starym stylu” i „nowym stylu”, upamiętniała ślub dowódcy z Apolonią Dalewską). Sierakowski to bohater Polski i Litwy, z kolei Kalinowski jest szczególnie istotny dla Białorusinów. Intelektualiści białoruscy zwracali się nawet z apelami do władz Litwy, by pochówek „Kastusia Kalinouskiego” odbył się w Mińsku. Jednak te prośby nie były formułowane przez władze białoruskie, Łukaszence przecież blisko do Putina, a powstaniec Kalinowski, co tu dużo gadać, za Rosją, mówiąc eufemistycznie „nie przepadał”.
Kastus’ Kalinowski (1838-1864), jak pisze Cywiński, był „bohaterem historii Białorusi”. Tak naprawdę używał imienia Wincenty, także w czasach powstańczych, gdy redagował białoruską „Mużyckają Praudę” i gdy nawoływał, by razem z Polakami walczyć z Rosją. Jego egzekucja w 1864 roku stała się swego rodzaju widowiskiem, które miało odegrać rolę propagandową, a okazało się być ostatnim polem chwały Kalinowskiego, buntującego się i niepokornego do ostatnich chwil pod szubienicą. Jego legendę w czasach sowieckich stworzył białoruski polityk i historyk Wacłau Lastouski, który pisząc artykuł w gazecie „Homan” zamienił Wincentego na „Kaściuka Kalinouskiego”, co później przerobiono na Kastusia i takie imię zostało przechowane w świadomości dziejowej aż do dzisiaj. W latach 20. XX wieku w Białoruskiej SSR zrobiono z niego bohatera ludowego walczącego z panami, „pańską Polską” i znienawidzonym caratem. W 1928 roku nakręcono nawet o nim film. Prawda zaś była taka, że był on jednym z przywódców prowadzonego wraz z Polakami i Litwinami powstania wymierzonego w Moskali…
Zygmunt Sierakowski to jedna z najpiękniejszych postaci w polskich dziejach. Ten znakomicie wykształcony oficer, absolwent Akademii Sztabu Generalnego, założyciel w Petersburgu tajnego polskiego koła oficerskiego, znający doskonale nie tylko sposób funkcjonowania armii rosyjskiej, ale i wiedzący, jak potężną jest machiną – podjął się dowodzenia siłami zbrojnymi na Litwie. Innymi słowami, zdając sobie sprawę z tego, jak nikłe ma szanse powodzenia, i tak zrobił co trzeba, „zachował się, jak należy”. Mając pod komendą kilkutysięczne, połączone oddziały powstańcze (m.in. ks. Mackiewicza i Kołyszki), zamysł i zalążek pierwszej dobrze zorganizowanej armii powstania na Litwie, ruszył w kierunku Dyneburga, by w okolicach Birż podjąć walkę z siłami rosyjskimi. Niestety bitwa ta została przegrana, a później i on sam dostał się do niewoli. W śledztwie próbowano z niego wydobyć dane obciążające innych powstańców, mamiąc obietnicą ułaskawienia. Nie tylko ich nie wydał, ale żonie odwiedzającej go w więzieniu zakazał jakichkolwiek prób uwolnienia. Został powieszony na placu Łukiskim 27 czerwca 1863 roku. Apolonii pozostała wyrwana z „Biblii” kartka, na której Sierakowski napisał:
Aniele mój, dowiedziałem się wczoraj, że żyć mogę i być wolnym, pod jednym wszakże małym warunkiem, ażebym wydał osoby, mające wpływy. Nie znam nikogo, ale uniesiony gniewem powiedziałem, że gdybym nawet znał, to bym ich nie wydał. Dano mi do zrozumienia, że podpisałem wyrok śmierci. Trzeba więc umrzeć – umrę czysty i niepokalany. Powiedz że Ty mnie sama, Aniele, czy mogłem powiedzieć inaczej. Ja Ciebie kochać będę i czuwać nad Tobą i niemowlątkiem, a potem połączę się z Tobą w niebie. Liczę, że w poniedziałek umrę.
Cały artykuł Tomasza Łysiaka można przeczytać w tygodniku Gazeta Polska