Choć kampania wyborcza oficjalnie nie ruszyła, Patryk Jaki już jest traktowany jako śmiertelny wróg, wobec którego zostanie użyta każda propagandowa amunicja. Tymczasem Rafał Trzaskowski nielegalnie prowadzi swoją kampanię wyborczą, opierając się na miejskich instytucjach, zarządzanych przez ludzi Hanny Gronkiewicz-Waltz.
Wewnątrzpartyjne tarcia i namysły trwały w Prawie i Sprawiedliwości dość długo. Choć od początku Patryk Jaki jawił się większości wyborców jako „najbardziej oczywisty” kandydat na prezydenta Warszawy, podrzucano na giełdę inne nazwiska: Michał Dworczyk, Beata Szydło, Zbigniew Gryglas.
Przeciwko Jakiemu świadczyły kwestie partyjne (jest działaczem Solidarnej Polski, nie PiS). Niektórych martwiły też jego dość żywiołowy charakter i sposób wypowiadania się, które jednak mogą mu też zjednać zwolenników. Argumenty za nim to przede wszystkim jego obeznanie z warszawskimi patologiami, związki z miastem zdobyte w boju i dość oczywista, dająca mu spore szanse na zdobycie głosów strategia polityczna. Wreszcie możliwość przekonania niegłosujących, że tym razem warto przejść się na wybory – tych zniechęconych do warszawskich paramafijnych układów i niewierzących w sens głosowania.
Reakcje polityków opozycji (choć w Warszawie to Jaki jest kandydatem opozycyjnym), z głównym przeciwnikiem młodego wiceministra sprawiedliwości kandydata na czele, pokazują, że jest on traktowany jako wróg śmiertelny, wobec którego zostanie użyta każda propagandowa amunicja.
O tym, że nie będzie tu żadnych zahamowań, świadczy zachowanie posła Nowoczesnej Witolda Zembaczyńskiego. Przez lokalne polityczne zaszłości rodzina Jakich jest mocno skonfliktowana z rodziną Zembaczyńskich. Gdy Patryk Jaki na początku swojej kariery politycznej w Opolu opuścił lokalne struktury PO i przeszedł do opozycji, prezydentem miasta z ramienia tej partii był Ryszard Zembaczyński, ojciec dzisiejszego posła Nowoczesnej. Asystentem Zembaczyńskiego seniora był zaś Jaki senior, który jednak został ukarany za syna i swoją funkcję stracił. Dziś polityczną wojenkę ojca kontynuuje Witold Zembaczyński, a my przy okazji możemy się przekonać, jak nieautentyczna była od początku jego partia jako rzekoma alternatywa dla Platformy. Ugrupowanie założone przez Ryszarda Petru z PO wyszło, obok PO zawsze stało, by na koniec najprawdopodobniej znów zlać się z PO w jedną całość. Co zresztą może być jedyną szansą na zachowanie choćby śladowej reprezentacji parlamentarnej Nowoczesnej po kolejnych wyborach.
Ile nowego jest w Nowoczesnej w porównaniu z PO, tyle jest w Rafale Trzaskowskim w zestawieniu z Hanną Gronkiewicz-Waltz. Przypomnijmy, że Trzaskowski miał uratować Platformę jeszcze w 2015 r. Niektórzy widzieli w nim nawet nowego premiera po wygranych wyborach, a gdy te okazały się porażką, zastanawiali się, czy nie powinien stanąć na czele ugrupowania, by odświeżyć jego – nadszarpnięty mocno aferami i fatalnym stylem rządzenia Ewy Kopacz – wizerunek. W gabinecie cieni został jednak nie premierem, ale „szefem gabinetu spraw zagranicznych”, jak oficjalnie nazwano jego funkcję. W Warszawie próbuje się go sprzedać tak, jak zaplanowano to wcześniej w odniesieniu do innych stanowisk. Świeżość i nowa jakość gwarantowane przez młodość. Tyle że jak wszystko w Platformie nie ma związku z rzeczywistością.
Trzaskowski nielegalnie prowadzi swoją kampanię wyborczą, opierając się na miejskich instytucjach, zarządzanych przez ludzi HGW. Spotkania w budynkach pozostających w gestii ratusza lub dzielnic rządzonych przez PO, nachalna promocja w samorządowych gazetkach, na ogół jako element działalności poselskiej. Tyle że okręgiem wyborczym posła Rafała Trzaskowskiego nie jest Warszawa, lecz Kraków. Żenująca wyborcza piosenka Grzegorza Turnaua o „boskim Trzaskowskim” stanie się na pewno przebojem najbliższych tygodni.
To regionalne niezdecydowanie nie przeszkadza Trzaskowskiemu w podejmowaniu próby ustawienia kampanii na podziale na „prawdziwych warszawiaków” i przyjezdnych, którzy miasta muszą się dopiero nauczyć. W ewidentnie kiepskim filmiku Rafał Trzaskowski pogardliwym tonem wita Patryka Jakiego w Warszawie. To wspaniały prezent dla kandydata Zjednoczonej Prawicy. Poza tym, że opiera narrację na oczywistym kontraście między szefem komisji weryfikacyjnej a politykiem, mocno związanym z HGW, daje też Jakiemu okazję do przedstawienia konkurenta jako nieszanującego dużej części mieszkańców Warszawy. Jeśli jeszcze skojarzyć to choćby z pomysłami na opłaty dla aut bez warszawskiej rejestracji… Arogancja i pewność siebie Trzaskowskiego, uzupełniana gimnazjalnym poziomem zaczepek i obowiązkowymi błędami ortograficznymi, przywodzi na myśl kampanię prezydencką Bronisława Komorowskiego. I choć kandydat PO wydaje się pewniakiem, to kampania może poważnie zweryfikować jego dzisiejsze samozadowolenie.
Skupiłem się na wątku warszawskim, trzeba jednak zauważyć, że przedstawiona w czwartek lista kandydatów na prezydentów dużych miast z ramienia PiS pokazuje szerszą tendencję. To postawienie w dużym stopniu na osoby młode, w wypadku Warszawy i Krakowa znane już z walki z układami III RP. Osoby, które mogą w przyszłości odgrywać jeszcze większą rolę w krajowej polityce. Możliwe więc, że mamy do czynienia z wyborem, który wpłynie na kształt polskiej sceny politycznej w kolejnych latach. Nawet jeśli dzisiejszym kandydatom nie uda się jeszcze tym razem zdobyć prezydenckich foteli, odbiorą oni ważną lekcję jako przyszli liderzy obozu patriotycznego. Miejmy nadzieję, że jest to nie tyle wynik wewnątrzkoalicyjnej gry, ile długofalowa, odważna strategia polskiej prawicy.
Druga strona politycznego sporu jest coraz bardziej agresywna, ośmielona problemami, które spadły na PiS w ostatnich miesiącach. Poza agresją i obrzucaniem epitetami nie ma jednak wiele do zaoferowania, co przykład warszawski pokazuje znakomicie. Na razie trudno też upatrywać nadzieję dla opozycji w Donaldzie Tusku, który – niczym wcześniej Bronisław Komorowski – musi przed sądem uciekać się do zasłaniania się niepamięcią lub kluczyć wbrew temu, co pamiętają wszyscy pozostali obserwatorzy ostatniej rozprawy w sprawie organizacji lotów.
Przeciągający się protest rodziców osób niepełnosprawnych również nie zmieni społecznych nastrojów, głównie za sprawą samych protestujących, którzy coraz częściej drażnią odrzucaniem kolejnych propozycji i uleganiem złym politycznym doradcom. W piątkowy wieczór, gdy do protestujących przyjechała minister rodziny Elżbieta Rafalska, prawie wszyscy byli przekonani, że mamy do czynienia z przełomem, który przyniesie koniec okupacji. Także w niedzielę, gdy odbyły się rozmowy z przedstawicielami niepełnosprawnych, niezaszczycone przez sejmową grupę protestujących, oczekiwano rozstrzygnięcia sporu.
Nagła wolta liderek protestu spowodowała widoczną zmianę w nastrojach społecznych towarzyszących ich akcji. Kwestia poparcia dla niej stała się o wiele bardziej (niż jeszcze dzień wcześniej) sprawą powiązaną z sympatiami politycznymi. Symboliczne jest tu stanowisko życzliwego im prezydenta, który wyraził zaskoczenie sposobem odrzucenia propozycji rządu. Puentą – choć zapewne nie jest to ostatnia taka wypowiedź – mogą być słowa Iwony Hartwich, że „prezes Kaczyński wynagrodzenie powinien dostawać w karmie dla kota”. Rząd przedstawia interesujące propozycje dla całej grupy społecznej i prawdopodobnie wpłynie ostatecznie na poprawę jej sytuacji, co będzie wygraną osób niepełnosprawnych i ich rodzin – lecz niekoniecznie tych, które okupują sejmowe korytarze.