Rosyjscy terroryści, wspierani przez rosyjskie wojsko, zaatakowali ukraińskie miasta na wschodzie kraju. – Być może atak miał stanowić manifestację siły. Wygląda jednak na to, że nieudaną. Terroryści nie tylko nie zajęli Marinki, ale ponieśli dotkliwe straty, a Ukraińcy informują o likwidacji co najmniej czterech funkcjonariuszy rosyjskiego GRU i wzięciu jednego do niewoli – mówi portalowi niezalezna.pl Paweł Bobołowicz, korespondent Radia Wnet na Ukrainie.
Szturm rozpoczął się w środę rano i trwał przez kilka godzin. Po południu ukraiński minister obrony, a także walczący na pierwszej linii frontu żołnierze, informowali, że
udało się odeprzeć atak na Marinkę i Krasnogorowkę.
–
Atak rosyjskich terrorystów wspieranych przez regularne jednostki rosyjskie – jak podają ukraińskie źródła – może być elementem planowanej ofensywy – mówi portalowi niezalezna.pl Paweł Bobołowicz. –
Należy jednak pamiętać, że już po tzw. „Mińsku 2” mieliśmy do czynienia z bardzo silnymi atakami terrorystów, łącznie z zajęciem Debalcewa, które nie pociągnęły za sobą dalszych zmasowanych ataków. Trudno jest zatem jednoznacznie określić charakter tego działania. Z całą pewnością można stwierdzić, że Rosja i terroryści po raz kolejny łamią warunki mińskich ustaleń i rozejmu, w który na linii frontu właściwie nikt nigdy nie wierzył – dodaje.
Jak zaznacza korespondent Radia Wnet, atak w którym – według źródeł ukraińskich – terroryści wykorzystali rakiety Grad, około 1500 żołnierzy i 40 czołgów, niestety potwierdza, że terroryści nie są partnerem do negocjacji. –
Zresztą należy pamiętać, że poniedziałkowe posiedzenie grupy kontaktowej, która ma pracować nad realizacją porozumień mińskich, zostało zerwane przez przedstawiciela Rosji – podkreśla Bobołowicz.
Dziennikarz przypuszcza, że być może atak miał stanowić manifestację siły. –
Wygląda jednak na to, że nieudaną. Terroryści nie tylko nie zajęli Marinki, ale ponieśli dotkliwe straty, a Ukraińcy informują o likwidacji co najmniej czterech funkcjonariuszy rosyjskiego GRU i wzięciu jednego do niewoli – mówi.
–
Bezpardonowy atak na ukraińskie miasta obserwowali przedstawiciele OBWE. Ukraina przed wykorzystaniem ciężkiej artylerii uprzedziła o tym fakcie zachodnich partnerów. Oczywiście pozostaje pytaniem, czy ta „uczciwość” Ukrainy przyniesie jej sukces militarny i jak będzie przyjęta w ukraińskim społeczeństwie. Już dzisiaj posłowie koalicji rządowej przypominali, że prezydent Poroszenko obiecywał, że w takiej sytuacji wprowadzi stan wojenny. Raczej jednak ciężko się się tego spodziewać. Kolejne ofiary po stronie ukraińskiej mogą powodować, że będzie narastać niezadowolenie z rządów Poroszenki i Jaceniuka, którzy zresztą i tak cieszą się rekordowo niskim poparciem – tłumaczy Paweł Bobołowicz.
Źródło: niezalezna.pl
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
plk
Wczytuję ocenę...