Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Komu Tusk nie podziękował

Kiedy Donald Tusk po oficjalnej dymisji swojego gabinetu składał grzecznościowe podziękowania Polakom, pomyślałem, że o najważniejszych podziękowaniach zapomniał.

Kiedy Donald Tusk po oficjalnej dymisji swojego gabinetu składał grzecznościowe podziękowania Polakom, pomyślałem, że o najważniejszych podziękowaniach zapomniał. Nie podziękował zaprzyjaźnionym mediom. Gdyby nie one, Platforma Obywatelska i Donald Tusk skończyliby swoje rządy co najwyżej na jednej kadencji.

Hasło „zaprzyjaźnione media” pochodzi z czasu kampanii prezydenckiej Bronisława Komorowskiego w 2010 r., gdy Andrzej Wajda ubolewał nad tym, że wciąż za mało stacji telewizyjnych stoi po stronie PO. Dziś Wajda z pewnością nie ma powodów do zmartwień – od 2007 r. do rządowego obozu dołączają kolejne redakcje i tak doszliśmy do sytuacji, kiedy to nawet w dobrym tonie jest kibicować władzy, chwalić ją, doradzać jej i bronić. Jednym zdaniem – ramię w ramię z partią do przodu iść. Gdzie? Nieważne, byle władzy raz zdobytej nie oddać nigdy.

Zawodowi dezinformatorzy

Jakie byłoby poparcie dla PO, gdyby przeciętny Kowalski wiedział, jak wygląda polityczna rzeczywistość, miał dostęp do uczciwej informacji zarówno w telewizji (TVN, TVN24, Polsat, TVP, TVP Info), prasie („Rzeczpospolita”, „Gazeta Wyborcza”, „Newsweek”, „Polityka”, „Polska The Times”), radiu (Jedynka, Dwójka, Trójka, komercyjne), jak i w internecie (Onet.pl, naTemat.pl, Gazeta.pl)?

Prawda jest taka, że gdyby nie media, Donald Tusk nie rządziłby siedem lat, ale co najwyżej cztery. Mniej więcej do czasu formalnego zamknięcia prac komisji śledczej ws. afery hazardowej, czyli do października 2010 r. Ile za rządów Platformy mieliśmy afer, które zostały zamiecione pod dywan dzięki oddaniu „zaprzyjaźnionych” mediów? Długo można by wymieniać, jeden z internautów, piszący na stronie www.markd.pl, doliczył się ich już 2000!

Skręcona afera

Spójrzmy tylko na tę ostatnią – aferę taśmową. Doszło do tak sensacyjnej sytuacji, że media nie mogąc wprost wspierać Platformy w zatuszowaniu afery, nadały sprawie odpowiedni kurs, korzystny dla PO, stawiając problem następująco: „nieważna treść taśm, ważne, kto je nagrywał”. Nie należy zapominać o ważnej roli, jaką w tej sprawie odegrał właściciel „Rzeczpospolitej” Grzegorz Hajdarowicz, znany ze spotkań pod śmietnikiem z Pawłem Grasiem. To właśnie z e-kiosku (należącego do Gremi Media Hajdarowicza) dwa dni przed datą publikacji w prasie papierowej wyciekło e-wydanie tygodnika „Wprost” z treścią taśm. „Naszą taktyką nie było ujawnianie sprawy w sobotnie południe. […] Siła rażenia materiału byłaby dużo większa, gdyby ukazał się w poniedziałek rano. A tak władza dostała 48h” – pisał na Twitterze dziennikarz „Wprost” Michał Majewski.

I tak w ciągu tych 48 godzin zaprzyjaźnione media skupiły uwagę albo na atakach na gazetę publikującą nagrania, albo na tym, kto i dlaczego nagrywał najważniejsze osoby w państwie. Aferalne zachowanie prominentnych polityków PO zeszło na dalszy plan. Donald Tusk zapowiedział konferencję dopiero na poniedziałek, co oczywiście nie spotkało się z żadnymi – naturalnymi w takich okolicznościach – protestami ze strony głównych mediów. W ten sposób, gdy o godz. 15 w poniedziałek wyszedł przed mikrofony i kamery, miał już propagandowo przygotowany teren. Na zadawanie pytań dał dziennikarzom jedynie godzinę, po czym w pośpiechu wyszedł. Do następnej konferencji, w czwartek, oczywiście znowu nikt premiera nie nękał, a skręcanie afery jedynie przyspieszyło. W czwartek (Boże Ciało) premier Tusk znowu się spieszył, ale obiecał, że następnego dnia będzie do dyspozycji dziennikarzy. To „jutro” nie nadeszło, zamiast tego mieliśmy płomienną mowę o tajnym spisku, jaką Tusk wygłosił w Sejmie (gdzie również z dziennikarzami rozmawiać nie chciał), a wszystko skończyło się po dwóch miesiącach...

Całość artykułu w dzisiejszej "Gazecie Polskiej Codziennie"

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Samuel Pereira