Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

​Kalendarium trybunalskiego rokoszu

Historia gwałtownie przyśpieszyła, więc można odnieść wrażenie, że początki konfliktu w sprawie Trybunału Konstytucyjnego nikną w pomroce dziejów.

Historia gwałtownie przyśpieszyła, więc można odnieść wrażenie, że początki konfliktu w sprawie Trybunału Konstytucyjnego nikną w pomroce dziejów. Rzeczywiście sięgają końca 2010 r., kiedy w kancelarii Bronisława Komorowskiego rozpoczęto prace nad projektem nowelizacji ustawy o Trybunale Konstytucyjnym. Wreszcie, wraz z kadencją Andrzeja Rzeplińskiego, zakończyła się jednak ta żenująca i mocno przydługa telenowela.

Tworzenie projektu ślimaczyło się aż do 12 maja 2015 r., kiedy dwa dni po przegranej przez Bronisława Komorowskiego I turze wyborów prezydenckich nabrało nieoczekiwanego przyśpieszenia i kierunku. Poseł PO Robert Kropiwnicki złożył sławetną poprawkę (art. 135 A) umożliwiającą koalicji PO-PSL wybór aż pięciu „dodatkowych” sędziów. Prezes Andrzej Rzepliński nawet okiem nie mrugnął, gdy poseł Kropiwnicki zgłaszał tę poprawkę na posiedzeniu komisji.

Realne niebezpieczeństwo przegrania wyborów prezydenckich (a w perspektywie parlamentarnych) skłania rządzącą koalicję do umieszczenia innej poprawki, umożliwiającej w praktyce arbitralne i uznaniowe „stwierdzenie przeszkody w sprawowaniu urzędu przez prezydenta RP”. W efekcie wola wyborców mogłaby nie mieć żadnego znaczenia, o ile nie byłaby zgodna z opinią sędziów Trybunału. Trzy dni po wyborczej wygranej prezydenta Andrzeja Dudy koalicja PO-PSL uchwaliła (w Sejmie) ustawę w takim kształcie. Stało się to pomimo protestów polityków PiS-u i apelu prezydenta elekta, który wskazywał na rysującą się możliwość poważnego deliktu konstytucyjnego i sprzeczności takich działań z wolą wyborców. Co gorsza w pracach nad nowelą brali intensywny udział sędziowie TK, a mianowicie prezes Andrzej Rzepliński, wiceprezes Stanisław Biernat, Piotr Tuleja oraz szef biura TK Maciej Graniecki. Ujawniona później korespondencja pomiędzy tymi sędziami, wybranymi przez Platformę Obywatelską, bez wątpliwości wskazuje, że sędziowie, nawet przed wprowadzeniem przez PO poprawki umożliwiającej obsadzenie dodatkowych miejsc kandydatami Platformy, zdawali sobie sprawę, że jest ona niekonstytucyjna. Politycy PO liczyli jednak na metodę faktów dokonanych – nawet możliwe uchylenie części przepisów przez TK nie skutkuje przecież unieważnieniem wyboru sędziów (sic!). W efekcie przeciwnicy PiS-u dysponowaliby aż 14 na 15 sędziów składu TK, a więc praktycznie mieliby nieograniczoną możliwość zastopowania dobrej zmiany, a na dodatek blankietową możliwość „odwołania” prezydenta z urzędu.

Przyjęcie takich reguł gry oznaczało, że Polska pozostanie krajem postkomunistycznym pomimo jasnego wskazania wyborców. Jednak obóz prawicy nie zamierzał bezradnie się przyglądać tej oczywistej hucpie. W pośpiechu i panice towarzyszącej nadciągającej klęsce wyborczej politycy Platformy – mimo opieki prawnej samego prezesa TK – przeoczyli istotne kwestie dotyczące procedury wyboru sędziów przez parlament i sprzeczność z obowiązującym regulaminem Sejmu. Dzięki tym bublom prawnym wybór mógł zostać skutecznie podważony. Sejm VIII kadencji w drodze uchwały określił je jako „pozbawione mocy prawnej”. Ma to doniosłe skutki prawne. Ta uchwała Sejmu bowiem, jak również uchwały o wyborze sędziów przez Sejm nowej kadencji, nie podlegają kontroli TK (co przyznał sam Trybunał, odrzucając wniosek o stwierdzenie nieważności tych uchwał) i nie istnieje instancja zdolna uchwały te podważyć. Tym samym prezydent RP nie mógł przyjąć ślubowania trójki „starych” sędziów, a także odmówić przyjęcia ślubowania przez „nowych” sędziów.

Tu dochodzimy do licznych manipulacji wtłaczanych opinii publicznej przez samego prezesa TK i broniące swoich wpływów środowisko prawnicze. Co w wyroku jest źródłem prawa? W prawniczym żargonie nazywane jest to „powagą rzeczy osądzonej”, a tą objęta jest, wbrew propagandzie, jedynie sentencja wyroku. Natomiast w żadnym razie nie można mówić, że źródłem prawa jest jakakolwiek część uzasadnienia wyroku, która jest jedynie argumentacją, jaka doprowadziła sąd do wniosków zawartych w sentencji wyroku. Można zgadzać się z rozstrzygnięciem zawartym w sentencji i jednocześnie zupełnie nie akceptować argumentacji, która za nim stoi. Dodatkowo przy interpretacji każdego wyroku obowiązuje zasada ścisłej wykładni, co oznacza, że każdy wyrok należy interpretować literalnie bez żadnej możliwości domniemywania jakichś treści, które nie są ujęte w jego sentencji.

W wypadku wyroków TK brak jest zawartych w sentencji rozstrzygnięć konkretnie wskazujących, którzy sędziowie TK zostali wybrani prawidłowo lub nieprawidłowo. W wyroku z 3 grudnia 2015 r. Trybunał orzekł jedynie, że przepis odnoszący się do wyboru trzech sędziów jest zgodny z konstytucją. I Tyle! Kropka! W żadnej mierze to rozstrzygnięcie nie odnosi się (bo nie może) do wcześniejszego niż to orzeczenie uchylenia uchwał Sejmu o wyborze tych sędziów i uchwał o wyborze innych arbitrów.

W powołanym wyroku znalazło się również inne curiosum. Chodzi o punkt stwierdzający, że inny przepis „rozumiany w sposób inny niż” jest niezgodny z ustawą zasadniczą. Ten sposób wyrokowania stanowi niewątpliwie obejście przez Trybunał Konstytucyjny zakazu dokonywania wykładni (interpretacji) prawa samej Konstytucji.

Przekonany o własnej wielkości prezes Rzepliński został ograny „na własnym podwórku” przez skromnego prawnika i posła Stanisława Piotrowicza. Zamiast jednak trwać w swoim prawniczym mateczniku, prezes TK ruszył do boju z hasłami stricte politycznymi i wypowiedzeniem zasady trójpodziału i równowagi władz. Uzasadnienia kolejnych wyroków TK przestały przypominać argumentację prawniczą, a stały się rozprawkami o charakterze politycznym. Poglądu, że „władza zastawiła na TK pułapkę”, czy żenujących wywodów o „działaniu w stanie wyższej konieczności”, mającym rzekomo uzasadniać pominięcie obowiązujących przepisów, nie sposób poważnie traktować w kategoriach prawniczych. Ostentacyjne lekceważenie treści obowiązujących TK ustaw oznaczało przecież, że TK uważa się za władzę zwierzchnią wobec wyłonionego wolą wyborców parlamentu. Zachowanie samego prezesa stawało się groteskowe i nie maskowało politycznego temperamentu. Wydawanie „wyroków” dotyczących projektów ustaw w studiach telewizyjnych, pomijanie regulacji dotyczących składu Trybunału czy pozbawione jakiegokolwiek oparcia w prawie dowolne niedopuszczanie legalnie wybranych sędziów przybrało już formę trybunalskiego rokoszu. Nadto nader często było okraszone występami w mediach, w których prezes TK otwarcie grzmiał o „autorytarnej władzy”.

O rzeczywistych umiejętnościach prawniczych prezesa Rzeplińskiego najlepiej świadczy pozew, jaki złożył do sądu powszechnego. Domagał się przed sądem wstrzymania się od wykonywania czynności sędziego TK wobec sędziów Muszyńskiego, Ciocha i Morawskiego. Wśród pozwanych znalazł się też prezydent Andrzej Duda. Odrzucenie tego pozwu z powodu oczywiście „niedopuszczalnej drogi sądowej” każe postawić pytanie, czy ten rzekomy „autorytet prawniczy” byłby w stanie kompetentnie prowadzić najprostszą sprawę sądową. Na dodatek Rzepliński postanowił wyprawić huczny jubileusz Trybunału, korzystając z funduszy Miasta Gdańsk, niemieckiej fundacji i tajemniczych prywatnych sponsorów, zupełnie nie przejmując się rażącą niestosownością takiego postępowania. Rojąc (mało realne) marzenia o przyszłej karierze politycznej, może nawet prezydenckiej, doprowadził do uwikłania całego Trybunału w polityczne spory i katastrofalnej destrukcji jego autorytetu i powagi. Szczęśliwie – wraz z kadencją Rzeplińskiego zakończyła się ta żenująca i mocno przydługa telenowela.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Andrzej Rzepliński #Stanisław Biernat #Trybunał Konstytucyjny

Adrian Stankowski