Sekwencja wydarzeń przypomina fabułę słynnego filmu „Żądło” z tą różnicą, że poprzedni rząd sam na siebie zastawił pułapkę, ale rachunek musielibyśmy zapłacić my wszyscy. Były wicepremier i jednocześnie minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak z naruszeniem prawa forsował zakup przestarzałych rakiet typu Patriot.
Pozyskanie rakiet typu Patriot jako rozwiązanie przejściowe zapewne mogłoby nas chronić przed pociskami Saddama Husajna, ale nie najnowocześniejszymi systemami potencjalnego wroga. Kolejna koncepcja zakładała zakup systemu koncernu Raytheon – wirtualnego Patriot Next Generation – którego gotowość operacyjną (o ile kiedykolwiek powstanie) szacuje się dopiero na rok 2030. Koszty to dziesiątki miliardów złotych.
Plan
Siemoniak starał się nie dopuścić do jakiegokolwiek przetargu na system obrony powietrznej średniego zasięgu Wisła i zewnętrznej kontroli realizacji takiego trybu postępowania. Działania rządu PO-PSL, wspierające jedynie koncern Raytheon, nie tylko skutkowały łamaniem polskiego prawa, ale również stawiały w niezręcznej sytuacji amerykański rząd, zmuszony do wspierania jednej tylko firmy. Tym bardziej że sami Amerykanie nie widzą przyszłości w modernizacji tego systemu. Od 2013 r. Kongres regularnie zmniejszał do minimum wnioskowane środki. Stratna byłaby pewnie strona polska, implementując system, dla którego nie ma miejsca w przyszłym uzbrojeniu wojsk lądowych USA. Niestety z niezrozumiałych powodów minister Siemoniak forsował tę prowizorkę.
Pozbawiony dotacji na rozwój we własnym kraju, program modernizacji zestawów Patriot (tzw. Patriot Next Generation) może nie mieć żadnego finansowania w przyszłości, o ile nie znajdzie się zagraniczny, bogaty „inwestor”. Po decyzji Niemców o odrzuceniu propozycji Raytheona i implementacji przez nich systemu MEADS, Polska pozostała dla amerykańskiego koncernu praktycznie ostatnią deską ratunku. Pytanie, dlaczego właśnie polscy podatnicy mają ratować przyszłość prywatnego potentata w programach, które nie znajdują poparcia w siłach zbrojnych USA i w Europie. W obecnej odsłonie stanowi to lukratywny biznes tylko dla amerykańskiego koncernu. Za nasze pieniądze. Polska po wyłożeniu miliardów złotych na opracowanie nowego systemu nie miałaby praktycznie żadnych praw własności do niego! Chronologia wydarzeń pokazuje, z jaką determinacją grupa polskich decydentów forsowała „jedynie słuszne” rozwiązanie.
Przynęta
Początek działań zmierzających do pozyskania systemu nie zwiastował późniejszych manipulacji. Pierwszy etap tzw. dialogu technicznego przeprowadzony przez inspektorat uzbrojenia, zakończony w październiku 2013 r., miał charakter otwarty i dotyczył uzyskania wiedzy niezbędnej do przygotowania opisu przedmiotu zamówienia. W marcu 2014 r. w ramach „drugiego etapu” dialogu technicznego kontynuowano już rozmowy z wybranymi podmiotami: Rafael, MEADS, Raytheon i konsorcjum PHO-MBDA – z udziałem polskiego przemysłu.
Upoważniony przez rząd minister Siemoniak 30 czerwca 2014 r. po raz pierwszy naruszył prawo w rezultacie nadinterpretacji istniejących regulacji, używając z prawnego punktu widzenia nieistniejącej w tym kontekście formuły „rekomendacji” i dopuszczenia do dalszego postępowania jedynie dwóch koncernów: Raytheon i Eurosam (MBDA-France, Thales). Jest to bodaj jedyny wypadek, by kupujący rekomendował produkty, które zamierza kupić. Drugi uczestnik tego etapu został zapewne dopuszczony w charakterze „zajączka”, albowiem Eurosam nie brał udziału w pierwszej części dialogu i zapewne nie był brany pod uwagę. Podjętą decyzję argumentowano tym, że system musi być operacyjny i musi być na uzbrojeniu NATO. Tymczasem oferowany później przez Raytheona wirtualny system Patriot Next Generation istniał jedynie w planach, więc nie mógł wypełniać podstawowych kryteriów wyboru. Podkreślić należy, że o przedstawionych 30 czerwca przez MON nowych kryteriach nie było mowy podczas dialogu technicznego. Nasuwa się przy tym podejrzenie – czy w trakcie postępowania byłe kierownictwo MON‑u nie zmieniło przyjętych wymagań operacyjnych pod kątem wyboru jednego, określonego rozwiązania. Podstawą prawną nowego podejścia miała być Decyzja MON nr 118. Istnieją przesłanki świadczące o tym, że na tym etapie po raz drugi złamano prawo, ponieważ ani „Ustawa z dnia 26 czerwca 2014 o niektórych umowach zawieranych w związku z realizacją zamówień o podstawowym znaczeniu dla bezpieczeństwa państwa”, ani wspomniana Decyzja nie pozwalają na realizowanie postępowania z dwoma oferentami. Zgodnie z przyjętym prawem może być albo jeden oferent, albo wielu – w otwartym przetargu. Należy tu podkreślić, że w wydatkowaniu środków z budżetu MON‑u nie może być dowolności i obowiązują tu ogólne zasady gospodarowania środkami publicznymi, w tym zasada legalności, równego traktowania wykonawców, celowości, rzetelności itd. W działaniach przedstawicieli MON‑u można więc doszukać się braku cech dyscypliny finansów publicznych.
Po decyzji podjętej przez Inspektorat Uzbrojenia w dniu 30 czerwca 2014 r. do dziś nie przeprowadzono żadnego postępowania przetargowego. Nie doszło do złożenia żadnej oferty ani w trybie powyższej decyzji, ani też na podstawie „Ustawy prawo zamówień publicznych”. Taki stan formalnie trwa do dziś.
Bajer
Ścieżka postępowania na podstawie Decyzji 118 okazała się jednak zbyt długotrwała, a zbliżały się wybory parlamentarne. Po raz kolejny naruszono prawo nieoczekiwaną decyzją ministra Siemoniaka o „zmianie trybu postępowania i wprowadzeniu formuły negocjacji międzyrządowej G-2-G z rządami USA i Francji, w sprawie możliwości dostarczenia sprzętu i technologii” (zgodnie z artykułem 4b Ustawy prawo zamówień publicznych). Tym samym nową uchwałą Rady Ministrów „zawieszono” tryb Decyzji 118 (nie było decyzji o odwołaniu tego trybu) i odrzucono opcję przetargu. Stosowanie w jednym postępowaniu dwóch różnych, wykluczających się procedur prawnych powinno być przynajmniej przedmiotem szczegółowej analizy. Skąd wzięło się wewnętrzne przekonanie MON‑u o nieomylności i posiadaniu dostatecznych kwalifikacji negocjacyjnych?
Szlaban
Zgodnie z nowym trybem i amerykańskimi regulacjami to rząd USA, a nie strona polska, powinien był zaproponować rozwiązania różnych producentów amerykańskich w mechanizmie FMS (np. Northrop Grumman, Raytheon, Lockheed Martin). Tymczasem z nieznanych pobudek to minister Siemoniak wskazał jednak tylko firmę Raytheon, o czym poinformował stronę amerykańską. To kolejny przykład naruszenia prawa. Strona polska sama wykluczyła jakąkolwiek konkurencję z trybu „negocjacji” międzyrządowych (tzw. sole-source). Wybór formuły międzyrządowej generuje bardzo wysokie, dodatkowe koszty na poziomie nawet ok. 20 proc. wartości kontraktu (dodatkowe miliardy złotych). Ponadto formuła G-2-G jako jedyna nie gwarantuje pożądanego przez polski przemysł transferu kluczowych technologii, np. poprzez offset. Ale to nie miało znaczenia dla przedstawicieli rządu PO-PSL. Wobec braku kwalifikacji i doświadczenia, w procesie bezpośrednich rozmów z dużym dostawcą, minister Siemoniak schował się za plecami zakłopotanego rządu USA, wybierając chyba najbardziej kosztowny dla nas wariant. To również przykład możliwej niegospodarności na ogromną skalę.
Telegraf
Przedmiotem rozmów z rządem USA nie był jedynie zakup leciwych systemów Patriot, ale przede wszystkim pozyskanie nieistniejących obecnie systemów Patriot Next Generation. Tu pojawiła się kolejna manipulacja, ponieważ wcześniej jako kryterium podano, że system musi być operacyjny i na uzbrojeniu NATO, co miało się nijak do wirtualnej propozycji Rayhteona. Tym samym doszło do zmiany specyfikacji zamówienia w trakcie procesu wyboru dostawcy. Rozważany przez MON zakup dwóch baterii Patriot jest sam w sobie pozbawiony sensu. Chyba, że w ten mało wysublimowany sposób „grupa wspierająca” zamierzała stworzyć przesłanki stawiające nowy rząd pod przymusem pozyskania wirtualnego systemu przyszłości produkcji firmy Raytheon – w ramach kontynuacji zakupów.
Numer
Manipulacje prawne i wielokrotna zmiana trybu postępowania, prowadzenie negocjacji tylko z jednym potencjalnym dostawcą oraz ignorowanie krytycznych ocen ekspertów musiało zakończyć się niepowodzeniem. Przeświadczony o nadchodzącym sukcesie minister Siemoniak musiał przełknąć gorzką pigułkę, kiedy to podczas ostatniej wizyty w USA (w listopadzie ub.r., tuż przed przejęciem władzy przez nowy rząd) strona amerykańska przedstawiła konkretne warunki brzegowe oferty: koszt systemu ok. 47 mld zł; operacyjna zdolność ok. 2030 r. Takie warunki nawet dla ministra Siemoniaka były niemożliwe do zaakceptowania. Gdyby doszło do podpisania umowy, kolejne generacje Polaków musiałyby płacić ogromne raty za taki system, a decydenci tego kontraktu byliby już zapewne na emeryturze. Cała ta sprawa kwalifikuje się przynajmniej do dalszego wyjaśnienia.
Epilog
W rezultacie kilkuletnich działań rządu PO-PSL obecne kierownictwo MON‑u zostało zmuszone do poszukiwania rozwiązania, które będzie optymalne z punktu widzenia interesów Polski i tym samym zakończy wieloletnią farsę. Nie ulega wątpliwości, że od woli politycznej nowych władz zależy rozwiązanie dylematu, czy dopuścić do gigantycznego finansowania i wojskowego ryzyka, jakim może być nieznany i niesprawdzony system Patriot Next Generation, czy jednak przynajmniej rozważyć inne rozwiązania innych dostawców. Bez względu na inne potencjalne korzyści, takie podejście pozwoli przynajmniej na prawdziwie konkurencyjne i transparentne postępowanie oraz korzystniejsze warunki, w tym lepszą cenę zamówienia.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Adrian Stankowski