Propozycja zmian umożliwiająca tak zwanym pracodawcom zmuszanie Polaków do pracy przez sześć dni w tygodniu jest tak szokująca, że bledną przy niej występy Ewy Kopacz w Berlinie. Piszę „tak zwanym”, bo nie podejrzewam o takie praktyki normalnych właścicieli firm, tylko ponurą bandę nuworyszów, prezentowaną w mediach jako elita polskiego kapitalizmu. Ani to elita, ani kapitalizmu, ani polskiego.
Ale jeszcze gorsza jest słaba reakcja na ten skandal. Nie jestem związkowcem, ale gdy widzę, że miliony Polaków zgodziły się na podniesienie wieku emerytalnego, to myślę, że ten Sejm przegłosuje też faktyczną likwidację wolnych sobót.
Przypomina mi to informacje sprzed kilku lat o obozach pracy dla Polaków w południowych Włoszech, gdzie nasi mężczyźni za parę euro dali się więzić i traktować jak niewolnicy. Pracuję w Polsce i widzę, jak każdy na własną rękę próbuje przetrwać, wyłącznie dzięki potulnej akceptacji kolejnych obostrzeń, kontroli i ciężarów nakładanych przez „górę”. Doszliśmy już do tego, że bierzemy na serio to, z czego w stanie wojennym kpiły Wały Jagiellońskie w jednej z piosenek:
„Hej, młoty, do roboty! […] I niech trwa robota, co tam wolna sobota”.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Andrzej Waśko