GP: Za Trumpa Europa przestanie być niemiecka » CZYTAJ TERAZ »

Szantażyści topią Platformę

Taśmy opublikowane przez tygodnik „Wprost” ujawniają paniczny strach w obozie władzy, która w obawie przed sukcesem wyborczym opozycji nie waha się sięgać po środki niemieszczące się w granica

Taśmy opublikowane przez tygodnik „Wprost” ujawniają paniczny strach w obozie władzy, która w obawie przed sukcesem wyborczym opozycji nie waha się sięgać po środki niemieszczące się w granicach demokratycznego państwa.

„Jestem poruszony zawartością tych taśm. Dziękuję dziennikarzom za wspieranie demokracji poprzez ujawnienie kompromitującego przypadku skandalicznej korupcji politycznej. Miliony Polaków mogły poznać dzięki tym nagraniom kulisy kuchni politycznej kompromitującej obecny rząd”.

Nie, to nie zapis z wczorajszej konferencji premiera, choć słowa, i owszem, padły z ust Donalda Tuska. Tak mówił w 2006 r., kiedy sprowokowana przez dziennikarzy TVN Renata Beger rozmawiała w sejmowym hotelu z politykami Prawa i Sprawiedliwości. Mowa była o ewentualnym poparciu posłanki Samoobrony dla rządzącej wówczas partii i korzyściach, jakich domagała się Beger.

Dziś tamta sprawa wydaje się niczym w porównaniu z aferą, która od trzech dni trzęsie polską sceną polityczną. Rząd wielkiego kraju w sercu Europy „inwigilowano przez długi czas, w kilku miejscach, na szeroką skalę” – jak przyznaje sam Donald Tusk.

Nic to nowego, że politycy spotykają się po godzinach, w knajpie. Nawet, jak w tym wypadku, przy wołowych ogonach, ośmiornicy, wędzonych świńskich policzkach, czy swojskim śledziu z wódką. Odkąd świat jest światem, kulisy produkcji polityki i wędlin nie znoszą blasku reflektorów. Raz na jakiś czas z różnych powodów opadają jednak zasłony i możemy przekonać się o prawdziwej naturze władzy. Tak jest w tym wypadku. Przy bierności odpowiedzialnych za bezpieczeństwo polityków służb inwigilowano najważniejsze osoby w państwie. W wyniku tego opinia publiczna dowiedziała się jednak znacznie więcej niż to, co wiemy doskonale przynajmniej od 10 kwietnia 2010 r. – że ochrona najważniejszych osób w Polsce to fikcja.

Władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy

Taśmy opublikowane przez tygodnik „Wprost” ujawniają kulisy dobijania przez polityków partii rządzącej swoistego targu z teoretycznie niezależnym prezesem Narodowego Banku Polskiego. Wszystko po to, by nie dopuścić do władzy opozycji. Jak wynika z nagrań, Marek Belka i Bartłomiej Sienkiewicz gotowi byli jeśli nie na złamanie konstytucji, to co najmniej na obejście przepisów w sposób mafijny. W nagraniach polityków mowa jest de facto o dodrukowaniu pieniędzy i wpuszczeniu ich na rynek, by w roku wyborczym „ciemny lud” odczuł pozorne zmiany w portfelu. Kupczy się głową ministra finansów. Praktycznie zostaje to zrealizowane. Wszystko po to, by w konsekwencji nie dać oderwać się od władzy.

To kluczowa sprawa. Taśmy „Wprost” ujawniają strach panujący w obozie rządzącym – minister spraw wewnętrznych przyznaje nawet, że dojście opozycji do władzy oznacza „parę kłopocików wewnątrzpolskich”. Cóż, przy stole nie wypada mówić o trupach wypadających z szafy, więc to pewnie stąd ten eufemizm. To jednak niejedyny powód do obaw. Nie wiemy, czego boi się rząd, choć widzimy, że boi się panicznie.

Słyszymy o kolejnych taśmach, na których rzekomo mają być nagrani inni przedstawiciele rządu, a także szef CBA Paweł Wojtunik. Również i te nagrania miały być zarejestrowane m.in. w ulubionej przez wierchuszkę PO restauracji. Nie ma pewności, czy te taśmy istnieją. Co najciekawsze, takiej pewności nie mają też najbardziej zainteresowani. Sytuacja, gdy bliżej niesprecyzowane „siły” trzymają w szachu czołowych polityków obozu władzy, jest skrajnie niebezpieczna. Podatność na szantaż jest tu porównywalna w zasadzie tylko z archiwami komunistycznych służb specjalnych, rozsianymi po willach i sejfach w Polsce i za granicą. Ktoś postanowił pociągnąć za sznurki, czym wprawił w drganie cały marionetkowy rząd Platformy Obywatelskiej.

Nic się nie stało

I co? I nic. Premier Donald Tusk po 50 godzinach milczenia staje przed dziennikarzami i zachowuje się jak bezczelny szatniarz z kultowego „Misia” Stanisława Barei: „Ja tutaj jestem kierownikiem tej szatni. Nie mamy pańskiego płaszcza, i co pan nam zrobi?” – zdaje się mówić z charakterystycznym dla siebie uśmiechem. Neguje, zaprzecza, bagatelizuje. Natychmiast stawia w jednym szeregu nieznanych autorów nagrań i opozycję, domagającą się odwołania rządu – kroku oczywistego w sytuacji paraliżu państwa. Nic takiego się nie dzieje. Żadnej dymisji, żadnych konsekwencji (bo trudno za taką uznać zapowiedź „końca współpracy” z wielokrotnie skompromitowanym eksministrem transportu Sławomirem Nowakiem, który stał się oczywistym kozłem ofiarnym). Premier bagatelizuje możliwość szantażu taśmami, o których huczy już cała Polska. Minister Bartłomiej Sienkiewicz i prezes NBP zostają nawet zapowiedziani przez premiera jako wieczorni goście zaprzyjaźnionej stacji telewizyjnej. Kurtyna opada.

Hajdarowicz znów pomocny

Aktywność „zaprzyjaźnionych mediów” zasługuje w tej sprawie na szczególną uwagę. Ruszyły one natychmiast po ujawnieniu afery do obrony obozu władzy, połączone z nią swoistą pępowiną. Do analizy jest rola Grzegorza Hajdarowicza, właściciela dziennika „Rzeczpospolita”. Tak, tego samego, który pod śmietnikiem konsultował z rzecznikiem rządu tekst Cezarego Gmyza poświęcony obecności trotylu na wraku rządowego tupolewa. Tego samego, który w feralnej restauracji Sowa i Przyjaciele bawił niedawno wraz z całym rządem na 50. urodzinach wicepremier Elżbiety Bieńkowskiej. Czy i z tej imprezy jest nagranie?

Rola Hajdarowicza jest kluczowa. Oto w sobotę rano na internetowych stronach „Rzeczpospolitej” pojawiło się dokładne omówienie artykułu z „Wprost”. Stało się to jeszcze przed wydrukowaniem gazety. Wszystko za sprawą należącego również do Hajdarowicza serwisu e-kiosk.pl, który publikuje cyfrowe wydania gazet, i w związku z tym jako pierwszy otrzymał elektroniczną wersję poniedziałkowego „Wprost”.

Omawiając tekst już w sobotę, dano bohaterom afery 48 godzin na zapoznanie się z treścią publikacji. – Siła rażenia materiału byłaby dużo większa, gdyby ukazał się w poniedziałek rano – mówi Michał Majewski, dziennikarz „Wprost”.

Cały tekst w dzisiejszej "Gazecie Polskiej Codziennie"

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Wojciech Mucha