Z publikowanego na łamach „Gazety Polskiej Codziennie” przez cały ubiegły rok cyklu artykułów poświęconych Powstaniu Styczniowemu jego autor Jarosław Szarek stworzył fascynującą książkę o zrywie wolnych Polaków
Pamięć Powstania Styczniowego jest w Polsce, po czasach PRL i latach po Okrągłym Stole, pamięcią domową. Wciąż w wielu rodzinach opiera się pedagogice „bezsensownych walk”. Jest w czterech ścianach naszych mieszkań, w murach kościołów, wyryta w płytach parafialnych cmentarzy. Na kamieniach na rozstaju dróg z napisem: „Chwała tym, którzy Polsce zginąć nie dali”. To dlatego, mimo niemal oficjalnego bojkotu władz państwowych obchodów 150. rocznicy Powstania Styczniowego, pamiętano o nim niemal w każdej gminie czy miasteczku, gdzie toczyły się walki.
To dlatego takim powodzeniem wśród czytelników „Gazety Polskiej Codziennie” i portalu Niezalezna.pl cieszył się cykl publikowanych co tydzień relacji dr. Jarosława Szarka. Opowieść – co robili, jak działali, z czym się mierzyli i jak byli heroiczni Polacy sprzed 150 lat. Jak radziliśmy sobie w tej straszliwej opresji moskiewskiej przemocy i upokorzenia – My, naród, 150 lat wcześniej.
Okruchy pamięci
Polska pamięć domowa zapisana jest najczęściej w okruchach. Może dlatego paradoksalnie jest tak trwała, że po rozjechaniu przez armie barbarzyńców pozostało nam tak mało i dlatego jest to tak drogocenne?
Czasem śladem jest tylko kilka zdań albo zachowane cudem, choćby w archiwum policyjnym, zdjęcie. Tak jak w przypadku opisywanej przez dr. Szarka Malwiny Gasztowtt, z domu Otrembskiej z Zielunia na Mazowszu. Zapomniana, młodziutka, piękna dziewczyna, śmiało patrząca z fotografii znalezionej w albumie warszawskiego policmajstra. Kilka miesięcy walki w powstaniu okupiła 12 latami katorgi. Zmarła z wycieńczenia gdzieś nad Bajkałem. Nie jest znana data jej śmierci ani miejsce pochówku. Jaki byłby sens jej losu, tych lat spędzonych w kopalni z przykutą do nóg taczką, jej bezimiennej mogiły, gdybyśmy nie pamiętali? Jaki byłby sens naszego losu, gdybyśmy nie wiedzieli?
Nawet gdy są to tylko okruchy pamięci, mają niezwykłą moc. W jej rodzinnym Zieluniu, 150 lat po tamtych wydarzeniach, odbyły się jedne z najpiękniejszych uroczystości rocznicowych na Mazowszu, z rekonstrukcją walk i obozu partyzanckiego, wystawą zdjęć. Z jednego z nich patrzyła właśnie ta dziewczyna w czarnej sukni, kurierka rządu narodowego.
Nieopodal Zielunia jest Chromakowo. W sierpniu 1863 r. po nieudanej bitwie z Moskalami 120 powstańców schroniło się w budynku owczarni. Otoczyli ich ze wszystkich stron Rosjanie. Gdy okazało się, że Polacy nie mają zamiaru się poddać, podpalili budynek. Wszystkich spalili żywcem. I znów – o tym bestialstwie są tylko okruchy pamięci, jak ten zapis w księgach parafii w Lutocinie (pisownia oryginalna): „Działo się we Wsi Lutocinie dnia jedenastego Sierpnia Tysiąc Ośmset Sześćdziesiąt Trzeciego roku o godzinie dziewiątej rano. Stawili się Andrzej Szczesiak lat trzydzieści i Marcin Dobies lat trzydzieści jeden mający obydwa gospodarze w Lutocinie zamieszkali i oświedczyli, że w dniu dziewiątym bieżącego miesiąca i roku o godzinie dwunastej w południe umarło osób wogóle sto dwadzieścia, których imiona, nazwiska, wiek i miejsce urodzenia i z kogo stawającym niewiadomo. Po przekonaniu się naocznie o zejściu ich, Akt ten stawającym przeczytany, przez Nas podpisany został. Stawający pisać nie umieją. X.Wincenty Tabędzki Wikaryusz Lutociński specjalnie delegowany przez Biskupa Nominata Płockiego do podpisywania aktów Stanu Cywilnego.”
Ale do dziś w Chromakowie można znaleźć ludzi, którzy wiedzą, wskażą, gdzie stała owczarnia.
Źródło tożsamości
Dzieje się tak, bo
pamięć Powstania Styczniowego, wbrew wysiłkom zaborców, ich rodzimym pomocnikom albo przeróżnym pożytecznym idiotom przejęła także część tych Polaków, którzy bezpośrednich przodków w jego oddziałach czy ówczesnych strukturach zarządzanego przez Rząd Narodowy państwa podziemnego nie mieli albo o tym nie wiedzieli. Jest to wielką zasługą – niedocenioną do dziś – pokolenia, które się w tamtych latach urodziło, generacji Marii Rodziewiczówny, Stefana Żeromskiego i pewnie najbardziej w tym zasłużonego Józefa Piłsudskiego, które umiało uczynić z Powstania źródło tożsamości dla tworzącego się, w nowoczesnym znaczeniu tego słowa, narodu. Truizmem jest już mówienie, że bez doświadczenia struktur Rządu Narodowego nie byłoby Polskiego Państwa Podziemnego, potem nie byłoby pewnie Solidarności. Nie byłoby też dziś do czego i kogo się odwoływać, gdy myślimy, jakie wzorce powinny na posłużyć do odbudowania elity wolnej od komunistycznego dziedzictwa.
Nieodlegli, wolni Polacy
To właśnie z silnego przeświadczenia o bliskości duchowej, ale i niemal fizycznej obecności blisko nas tamtego pokolenia zrodził się pomysł, by w roku Powstania Styczniowego ukazywał się regularnie na łamach „Gazety Polskiej Codziennie” cykl relacji opisujących jego przebieg. Pomysł, który dr Jarosław Szarek przekuł na książkę, która właśnie ukazała się na rynku.
„W duszy polskiej mieści się wszystko, co przydarzyło się Polakom w ich dziejach – od początku istnienia ich narodu. Wszystko jest tam zarchiwizowane – wszystkie dziejowe wydarzenia, które im się wydarzyły, ich klęski oraz ich zwycięstwa, to, co się im udało, oraz to, co się nie udało, ich nadzieje oraz ich lęki, ich projekty zrealizowane oraz niezrealizowane, ich marzenia o wielkości” – mówił mi w jednym z wywiadów Jarosław Marek Rymkiewicz. Mam wielką satysfakcję, że dr Jarosław Szarek z cyklu reportaży z Powstania Styczniowego pisanych dla „Gazety Polskiej Codziennie” uczynił książkę.
„Powstanie Styczniowe. Zryw wolnych Polaków” nie tylko przypomina dziejowe wydarzenie, jakie dla kształtu duszy polskiej odegrało kluczową rolę. Przypomina także sens i szersze znaczenie tego, co wydarza się współcześnie nam – nieodległym następcom Polaków sprzed stu pięćdziesięciu lat.
Tekst jest fragmentem wprowadzenia do książki: Jarosław Szarek, „Powstanie Styczniowe. Zryw wolnych Polaków”, Wydawnictwo AA, Kraków 2014
Źródło: Gazeta Polska
Joanna Lichocka