Donald Tusk w powodzi inwektyw i kłamstw kierowanych do rządzącej prawicy znalazł czas na wprowadzenie do debaty publicznej propozycji zerowego kredytu na zakup mieszkania, które nagle ma być „prawem, a nie towarem”. Można ulec złudzeniu, że w końcu po 8 latach jest jakiś zaczyn pozytywnego programu PO.
Samo hasło, co prawda, podkradziono Lewicy, której chodziło o budowanie przez państwo tanich mieszkań na wynajem, a nie o dopłacanie do zysków deweloperów, ale widać dążenie do zagarnięcia lewicowego elektoratu to absolutny priorytet dla lidera Platformy. Jest tu też próba konkurowania z PiS, które zgłosiło na pozór podobny projekt kredytu mieszkaniowego za 2 proc., a 0 wygląda atrakcyjniej niż 2. Tyle że w rządowej propozycji chodziło o realne zwiększenie liczby osób posiadających zdolność kredytową, a koszty programu wyliczono na 13 mld zł. Z kolei pomysł Tuska już wstępnie opiewa na ponad 40 mld, a więc tyle lub więcej co 500+, a autor nie podał żadnych wyliczeń, jak zapewnić jego finansowanie. W najlepszym razie może się skończyć na niewielkim programiku dla ludzi PO, bo opowiadanie o gruszkach na wierzbie (a raczej lipie) jest tym, w czym były „król Europy” czuje się najlepiej.