W brukselskim światku wrze. O byłej już wiceprzewodniczącej europarlamentu Evie Kaili, aresztowanej na gorącym uczynku wraz z torbami pełnymi banknotów, żywo rozprawiają wszyscy, od barmanów do przewodniczącej PE, która zbyt późno dostrzegła zagrożenie całkowitej utraty wiarygodności organów UE.
Skandal z grecką socjalistką nie jest bowiem tylko niechlubnym wyjątkiem. Podobnej wagi problemy dotknęły Komisję Europejską – kilku komisarzy stoi w cieniu kryminalnych zarzutów – jak i samą przewodniczącą KE w sprawie niejasnego kontraktu stulecia na zakup szczepionek przeciwko COVID-19. Skandale wstrząsnęły TSUE oraz, co emblematyczne, instytucjami kontroli UE: Trybunałem Obrachunkowym oraz OLAF. Widać więc jasno brak realnych mechanizmów kontroli zarówno w zakresie procedur, jak i nadzoru demokratycznego, dającego narzędzia obywatelskiego wpływu na rządzącą Europą mandaryńską kastę. Ta grupa trzymająca władzę z pewnością nie będzie zainteresowana żadnymi zmianami, bo te oznaczałyby rozbicie tego politycznego kartelu. A brak demokratycznych zmian, w tym przywrócenia roli państw narodowych, prowadzić musi do dalszego gnicia i zawalenia się tej zaropiałej konstrukcji pod własnym ciężarem.