Pierwsze doniesienia o martwych rybach, masowo znajdowanych w Odrze w radiowych serwisach wyłapałem jeszcze w lipcu. Każdy tego typu sygnał jest niepokojący – nigdy nie wiadomo, czy będzie jakąś lokalną, nieistotną anomalią, czy zapowiedzią dużej katastrofy ekologicznej. Po kilku dniach wybuchła panika, w olbrzymim stopniu sprowokowana nie przez realne zagrożenie (które, owszem, istniało), a przez media i polityków.
Media, jak to media, gonią za sensacją i kliknięciami, spokój społeczny i indywidualny swoich odbiorców mając za nic. Politycy nie lepsi, w podobnych zdarzeniach upatrują nie tyle kryzysu, o którym trąbią na prawo i lewo, a szansy.
Oto pojawia się, a przynajmniej tak się zdaje, szansa na potężny skandal, który wreszcie przewróci do góry nogami nie tylko rybie brzuchy, lecz również słupki partyjnego poparcia w sondażach, a po wyborach już całą scenę polityczną. Opozycja będzie władzą, władza opozycją, ofiara ryb nie pójdzie na marne.
Sytuacji trzeba trochę pomóc, więc szybko pojawiły się informacje o rtęci, która w niemieckich laboratoriach wybić miała w próbkach z Odry poza skalę, rzucono też hasło o Czarnobylu i kolejne fejki o ukrywaniu skali zjawiska i próbach jego tuszowania za pomocą zrzutów wody do morza.
Nic z tego się nie potwierdziło, jednak nauka z tego taka, że łatwo, bardzo łatwo u nas wykreować panikę, gdy część opiniotwórców kłamie z premedytacją, a spory procent publiczności z ich strony przyjąć gotów wszystko, a władzy nie uwierzy w nic. Strach pomyśleć, kto i kiedy z nauki tej wyciągnie wnioski i zrobi użytek.
Przy okazji zobaczyliśmy żenującą przepychankę z udziałem polityków opozycji, dziennikarzy i Niemców, przed którymi niektórzy wstydzili się za całą sytuację tak, jakby w tym samym czasie w niemieckich czy szwajcarskich rzekach nie działy się podobne dramaty. Wiele wskazuje bowiem na to, że problem z Odrą, choć nie tak poważny, jak nam na początku chciano wmówić, jest częścią większego, występującego w naszej części Europy zjawiska. Być może nawet mającego swoje bezpośrednie przyczyni w samej naturze, co oczywiście nie znaczy, że gdzieś w drugim rzędzie nie kryją się jednak działania człowieka.
Skoro jednak mamy zmartwienie, trzeba szukać rozwiązań a nie, jakby to banalnie brzmiało, wyłącznie politycznych korzyści. Jeśli za zatruciem rzeki stała czyjaś żądza zysku, to ta sama motywacja, teraz już nie biznesmenów, a polityków, może nam tylko zaszkodzić.