Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Kórnik i okolice

Jarosław Kaczyński spotkał się z sympatykami Prawa i Sprawiedliwości w trudnym dla PiS momencie i nieprzyjaznej dla partii rządzącej lokalizacji. Z weekendowych imprez, zwłaszcza tej, która odbyła się w Kórniku, wyciągnąć można kilka wniosków. Nie wszystkie będą budujące. Państwo, a wraz z nim my wszyscy, ma obecnie kilka poważnych problemów.

Jeszcze nim prezes PiS ruszył do Wielkopolski, było jasne, że nie będzie to łatwa wyprawa. Już kilkanaście dni temu w mediach pojawiły się pierwsze informacje o problemach z wynajęciem sal, w których Jarosław Kaczyński mógłby spotkać się ze swoimi zwolennikami. Uniwersytet Adama Mickiewicza odmówił udostępnienia swojej sali w Gnieźnie. Nie udało się też przeprowadzić spotkania w Zalasewie, gdzie, przy mocnym wsparciu mediów, zablokował je sołtys wraz z radą sołecką. Przy czym, jeśli wierzyć entuzjastycznym relacjom portalu Na Temat, Zalasewo nie jest typową wsią, lecz nastawioną mocno antyrządowo sypialnią Poznania. Jarosław Kaczyński przyjechał jednak na spotkanie w Kórniku. I tu pojawia się pierwsze z kilku pytań o kondycję polskiej demokracji.

Przechył „apolityczności” i inne chwyty

Jak to jest, że z udziałem instytucji publicznych można podjąć próby wycinania z dyskursu jednej z głównych sił politycznych w kraju, co więcej – siły rządzącej na poziomie władzy centralnej, lecz nielubianej przez władzę lokalną? Wyobraźmy sobie, co działoby się w sytuacji odwrotnej, w której lokalni włodarze z PiS uniemożliwialiby działalność choćby związanych z Platformą klubów obywatelskich.

Pokazuje to też, jak daleko w swojej antypisowskiej zapiekłości posunęły się przez ostatnie lata środowiska lubiące uważać się za elity, zwłaszcza intelektualne. Gdy Prawo i Sprawiedliwość było partią opozycyjną bez przesadnych widoków na ponowne objęcie władzy, można było organizować spotkania z Kaczyńskim nawet na Uniwersytecie Warszawskim. Dziś byłoby to już niemożliwe, oczywiście pod pretekstem apolityczności uczelni.
W tym samym czasie Campus Polska Przyszłości Rafała Trzaskowskiego odbywa się na terenach należących do Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Uczelnia traktuje tę współpracę nie jako działanie komercyjne, ale prestiżowe wyróżnienie, czego echa znaleźć można na jej stronach internetowych. „To właśnie nasze miasteczko studenckie UWM w Olsztynie wybrał Rafał Trzaskowski na promocję swojego nowego projektu Campus Polska Przyszłości. – Wybraliśmy piękny kampus. Proszę spojrzeć dookoła, jaki tu potencjał – podkreślił Rafał Trzaskowski, który wcześniej zwiedził miasteczko akademickie w towarzystwie rektora UWM Jerzego Przyborowskiego. Rektor UWM pogratulował także Rafałowi Trzaskowskiemu inicjatywy i podziękował za wybór kortowskiego kampusu na miejsce inauguracji”. Apolityczność uczelni wyższych jest więc dość elastyczna. Wróćmy jednak do Wielkopolski.

Sondaż dla dodania animuszu

Podczas spotkań Jarosław Kaczyński przyjął moim zdaniem strategię najlepszą w komunikacji z wyborcami w sytuacji kryzysowej. Świadomość zagrożeń jest pierwszym z niezbędnych elementów jej zażegnania. Kolejnym jest stworzenie, w miarę możliwości, poczucia bezpieczeństwa i uniknięcie paniki, czemu sprzyjają zapowiedzi działań osłonowych i zapobiegawczych, takich jak dopłaty czy poszukiwanie węgla na rynkach światowych. Jeśli rządzący bitwę tę przegrają, narażą się na potężne polityczne straty, a obywateli, w tym bardzo często swoich wyborców, na duże niedogodności, które mogą skutkować zniechęceniem, a w dłużej perspektywie – absencją wyborczą.

Część komentatorów wskazuje, że powrót Donalda Tuska nie spełnił jak dotąd oczekiwań, ponieważ nie zaowocował ani pełną dominacją Platformy po stronie opozycyjnej, ani nawet stuprocentowym uznaniem roli Tuska w samej Platformie. Kolejne dni przynoszą nowe przecieki na temat problemów lidera z Rafałem Trzaskowskim (czy raczej Trzaskowskiego z liderem, który próbuje mocno ograniczać znaczenie tegorocznej edycji wspomnianego już Campusu Polska Przyszłości) czy Grzegorzem Schetyną. Co więcej, cały czas swoją autonomię podkreślają liderzy innych partii, a lewicowy skręt Tuska z ostatnich dni nie sprzyja budowie jednolitego przekazu do własnego elektoratu.

Właśnie w takich warunkach pojawia się sondaż, który jako pierwszy od dawna wskazuje na niewielką przewagę już nie całej opozycji, ale Koalicji Obywatelskiej nad Prawem i Sprawiedliwością. Badanie to nie ma potwierdzenia w trendach, odgrywa jednak rolę psychologiczną. Najmocniej zaś podbudowuje tych, którzy bardzo chcą w nie uwierzyć – żelazny elektorat, ten sam, który gdy kończy się już spotkanie Kaczyńskiego w Kórniku, wyzywa obecne na nim osoby od „pisowskich k…ew”, plując na wychodzących słuchaczy i słuchaczki.

Gdy Platforma dołki kopie…

To podgrzanie nastrojów na razie bardziej sprzyja mobilizacji elektoratu PiS, nie wpływa też na przyciąganie niezdecydowanych do opozycji. Kaczyński w swoich wystąpieniach opowiada o przyczynach dzisiejszych problemów, które bardzo często początek mają jeszcze w polityce poprzedników, ale też w ich całkiem niedawnych propagandowych akcjach i wezwaniach – jak polityka wobec węgla w latach 2007–2015 czy świeże wystąpienia Tuska i jego współpracowników na temat dostaw tego surowca z Rosji. Jest oczywiste, że wyborców po kilku latach rządów nie interesuje już zbytnio słuchanie o odpowiedzialności poprzedników, jednak z drugiej strony wątek ten jest ważny, ponieważ to właśnie oni próbują dziś ugrać polityczną wygraną na kłopotach, w których mają potężny, jeśli nie największy udział.

Agresja wobec uczestników spotkania odbiła się echem w wybranych mediach, w czym zapewne spory udział miał fakt nagłośnienia jej przez Stanisława Żerkę, znanego na Twitterze profesora Instytutu Zachodniego, którego trudno uznać za zadeklarowanego zwolennika obecnej władzy. Jedną z ofiar tej napaści była bowiem jego żona, która została zwyzywana i opluta przez zwołaną przez lokalną działaczkę Platformy grupę. Tymczasem media sympatyzujące z opozycją piszą raczej o odgradzaniu się prezesa PiS od „zwykłych mieszkańców”, tradycyjnie pomijając zarówno zachowanie tej grupy, jak i fakt, że z jej lokalnością i spontanicznością sprawa ma się zupełnie inaczej.

To problem nie tylko polski, pamiętamy przecież, jak liberalne media relacjonowały zachowania uczestników protestów BLM w Stanach Zjednoczonych. Być może niektórzy tak właśnie widzą dziś standard ulicznych protestów, oczywiście jedynie przeciw politykom konserwatywnym. Tyle że w warunkach wciąż mniej więcej równego podziału sympatii na scenie politycznej jest to broń obosieczna, która finalnie może okazać się jedną ze szczepionek przeciw powrotowi agresywnych liberałów do władzy. A przecież to niejedyna pułapka, jaka czeka jeszcze na Platformę. Zasygnalizujmy tylko wciąż rozwojową aferę w lubuskim WORD.

Na koniec zauważmy, że jednym z wątków wystąpienia prezesa Kaczyńskiego była konieczność powrotu do obywatelskiej kontroli wyborów. Bardzo dobrze, że istnieje świadomość zagrożenia procedury wyborczej, ponieważ uczestnicy weekendowych zadym mogą wkrótce – niczym warszawski aktywista Szczurek z Lotnej Brygady Opozycji – znaleźć się w komisjach wyborczych, w których, w imię rozumianej po swojemu większej sprawy, nie będą niewolniczo przywiązani do rzetelnego przeliczania głosów i legalistycznego uznawania ich ważności.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Krzysztof Karnkowski