Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Zbrodnie Rosji w nowym zaprzęgu Tuska

Ostatnie dni aktywności politycznej Donalda Tuska koncentrują się wokół spraw dotyczących wojny na Ukrainie. I należałoby temu przyklasnąć, gdyby przewodniczący PO używał swojej pozycji do budowania wokół tej sprawy jakiejś formy porozumienia – również politycznego.

Jest jednak inaczej. Rosyjski atak na Ukrainę dla byłego premiera jest tylko pretekstem do budowania sugestii, że heroiczna walka, jaką prowadzi Ukraina z rosyjską napaścią, jest w istocie czymś podobnym do starcia, jakie w Polsce opozycja prowadzi z rządzącymi. Wynika to wprost ze słów, jakie wypowiedział Donald Tusk w Gdańsku podczas przedziwnej uroczystości podniesienia flagi Unii Europejskiej nad Górą Gradową w 18. rocznicę wstąpienia Polski do tej wspólnoty. Padły wówczas następujące słowa: „Tak jak dzisiaj Ukraińcy biją się o swoją niepodległość i o przyszłość, my też musimy walczyć o europejskość, (...) mam nadzieję, że ci politycy w Polsce, którzy podważają sens naszej obecności w UE, zapłacą za to polityczną karę”. Sugestia, że walka polityczna, jaka odbywa się w demokratycznej Polsce pomiędzy Polakami debatującymi i spierającymi się o wizję rozwoju Polski, w jakimkolwiek sensie przypomina walkę Ukraińców z hordami morderców, gwałcicieli i kagiebistów torturujących swoje ofiary i strzelających im w potylicę, jest czymś niebywałym. Skandalicznym i urągającym godności ofiar zbrodni, o których dowiadujemy się codziennie. Tym bardziej że nie jest to jedyna sugestia tego typu, jaką usłyszeliśmy w ostatnich dniach. Podobna znalazła się w wystąpieniu Donalda Tuska 3 maja w Poznaniu w czasie obchodów święta 3 Maja, kiedy szef PO mówił o tym, że „musimy, podobnie jak Ukrainki i Ukraińcy, być zjednoczeni” wokół wartości, takich jak na przykład „praworządność” i „jedność europejska”. Kilka dni później w Rzeszowie usłyszeliśmy już nie tylko odwołania do wojny na Ukrainie. Również do Auschwitz, i to też w kontekście „naszej przestrzeni i naszego wymiaru”, w ramach którego „naszym obowiązkiem jest stawać do konfrontacji”.

Te skandaliczne, ale szerzej niezauważone słowa wypowiedziane na przestrzeni kilku dni w kilku różnych miejscach, wskazują na konkretną metodę polityczną, do jakiej ucieka się Donald Tusk. To portretowanie swoich przeciwników politycznych jako wcielenie zła. To próba odwrócenia pojęć. Zrównania oczywistych zbrodni wojennych, krwawego wymuszenia uległości jednego narodu nad innym, napadniętym, do normalnego sporu politycznego, toczącego się w demokratycznym państwie pomiędzy jego obywatelami. 

Co więcej, tę próbę odwrócenia pojęć podejmuje człowiek, którego ugrupowanie przegrało w demokratycznych wyborach, a na naszych oczach przegrywa i kompromituje się również cała koncepcja prowadzenia polityki, na jakiej budował przez lata swoją karierę i tożsamość swojego środowiska. Bo to właśnie Donald Tusk przez całe lata przekonywał nas, że Rosja, państwo instytucjonalnych tortur i gwałtów, powinno być naszym strategicznym partnerem. To według jego podwładnych Rosja miała w najbliższym czasie nie stanowić żadnego zagrożenia militarnego dla sąsiadów. Podlegli mu wojskowi dyplomaci, stacjonujący w Moskwie, w notatkach, które poznaliśmy przy okazji publikacji raportu na temat zamachu smoleńskiego, nie mogli nacieszyć się, że „ma miejsce proces zbliżenia Rosji i Polski”, co stało się możliwe po dojściu do władzy Platformy. Takie treści tworzyli urzędnicy Tuska w 2008 roku, na krótko przed tym, jak rosyjskie czołgi ruszyły na Gruzję, żeby odebrać jej część terytorium. Mordować i gwałcić obywateli państwa, których jedyną winą, podobnie jak sześć lat później obywateli Ukrainy, było to, że chcieli być częścią UE i NATO. Wówczas zgody nie wyraziła na to Rosja, a za jej dyktatem ci politycy na Zachodzie, którzy widzieli w Putinie partnera w politycznych interesach. Jednym z nich był właśnie Donald Tusk, który pochwały płynące z Moskwy cenił wyżej niż wsparcie dla zachodnich ambicji przyjaznych Polsce państw i narodów, bo widział w tym klucz do własnych osobistych sukcesów.
 

 



Źródło: Gazeta Polska

Michał Rachoń