Nawrocki w wywiadzie dla #GP: Silna Polska liderem Europy i kluczowym sojusznikiem USA Czytaj więcej w GP!

Potępianie bez konsekwencji

Wizyta prezydentów Polski, Litwy, Łotwy i Estonii w Kijowie miała jednego ważnego nieobecnego. Prezydenta Niemiec, który otrzymał od Ukrainy coś, co niemieckie media nazwały dyplomatycznym policzkiem.

Powodów było co najmniej kilka. Głównym jednak z całą pewnością jest konsekwentne pełnienie przez Niemców funkcji hamulcowego ostrych sankcji przeciwko Rosji. Brak zaproszenia dla prezydenta Niemiec wzmocniło nieśmiałe do tej pory krytyczne głosy, skierowane przeciwko ukraińskim politykom. Politycy SPD atakują Zełenskiego, pisząc, że „w trakcie wojny wydawał się wielki. Teraz stał się mały”. Czytamy, że są oni zirytowani, że „ukraiński rząd żąda od nas prawie wszystkiego, a nie chce widzieć u siebie prezydenta Niemiec”. Problem polega na tym, że Ukraina w sposób jasny i klarowny informuje, iż nie chodzi o słowa, deklaracje czy istotne w końcu, choć niewystarczające deklaracje prezydenta Niemiec, że jego wcześniejsza polityka budowania strategicznego sojuszu z Rosją była błędem. Państwa zagrożone rosyjską agresją mówią jasno: należy zakończyć robienie interesów z Rosją. Chodzi o działania, a nie o słowa. Wygląda jednak na to, że tych działań nie należy się spodziewać. Sposób myślenia niemieckich elit o sprawie wydają się oddawać głosy również takich działaczy partii SPD jak Florian Post, były poseł tej formacji, który nieświadomie w swojej opinii oddał sedno problemu, pisząc, że „potępia rosyjską agresję w najostrzejszych słowach, ale nie ma ochoty z tego powodu zamarzać ani nie chce trzeciej wojny światowej”. Cóż oznacza to w prostym języku? To samo co zawsze. Niemcy są gotowi potępić Rosję i jej działania. Ale choć potępiają w słowach, to nie podejmują żadnych działań. Nie zamierzają zamarzać i nie chcą III wojny światowej… Choć to właśnie polityka rzekomego „niezamarzania”, która tak naprawdę oznacza chęć niemieckiej dominacji energetycznej nad Europą, jest właśnie jedną z przyczyn największego konfliktu zbrojnego, jakiego Europa nie widziała od czasu II wojny światowej, rozpętanego przez Niemców z ich sojusznikami z Rosji. Dziś niemiecka polityka ma wymiar dominacji gospodarczej i klimatycznej. Te plany nie zmieniają się, pomimo wybuchających nad głowami Ukraińców bomb kasetowych. Ich wymiar jasno określił tuż przed atakiem Rosji na Ukrainę Olaf Scholz w Moskwie u boku Władimira Putina. Mówił wówczas, że planetę uratować może tylko klimatyczna współpraca Rosji z Niemcami. Te polityczno-gospodarcze interesy nakładają się na napięcia dużo głębsze. Ledwie skrywaną wolę Niemiec do uwolnienia się od amerykańskiej dominacji datującej się na późne lata 40. poprzedniego wieku czy tradycyjną niechęć Francji do Stanów Zjednoczonych. To ona dwa tygodnie przed końcem kampanii wyborczej zamanifestowana została przez Emmanuela Macrona, który uznał, że nie w smak mu nazywanie Rosji państwem dokonującym ludobójstwa, tylko dlatego, że tak określił ją Joe Biden. Uznanie Rosji za państwo prowadzące politykę ludobójczą ma swoje daleko idące konsekwencje. Trudno wyobrazić sobie prowadzenie wspólnej polityki gospodarczej, politycznej czy klimatycznej z państwem, którego władze ścigane są za zbrodnie przeciwko ludzkości. Jeśli jednak tak by się stało i Niemcy nie zmienią swojej polityki, staną się po raz kolejny na przestrzeni ostatnich stu lat współodpowiedzialni za kolejną wojnę, której przyczyną była niemiecka wygoda i swoiście rozumiana przestrzeń życiowa.
 

 



Źródło: Gazeta Polska

Michał Rachoń