Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Nowy ajfon czy setka zamordowanych dzieci?

Grupa niemieckich ekonomistów postanowiła przyjrzeć się oczywistej kwestii, wynikającej wprost z pytań zadawanych głośno w Europie, odkąd pierwsze pociski spadły na miasta Ukrainy – skoro wprowadzono sankcje na Rosję, ale wyjątkiem od nich jest główne źródło przychodów Kremla, czyli eksport gazu i ropy, to ile kosztowałoby niemiecką gospodarkę natychmiastowe zrezygnowanie z tych zakupów.

Opracowanie, które opublikowano na początku marca, prowadzi do wniosków zaskakujących. Naukowcy stwierdzają, że koszt takiej rezygnacji wcale nie byłby tak wysoki, jak mogłoby się wydawać. W zależności od zastosowanego modelu matematycznego wahałby się od około 120 euro na głowę statystycznego Niemca w wariancie najtańszym, do kwoty około 1000 euro w wariancie najdroższym. 

Oznacza to, że cena, jaką Niemcy musiałyby zapłacić za to, by nie być wspólnikami reżimu bandytów mordujących dzieci, kobiety i bombardujących masowo cywilne obiekty, mieści się gdzieś pomiędzy kosztem obiadu dla czteroosobowej rodziny w przeciętnej berlińskiej restauracji a ceną ajfona w jego najnowszej wersji. Mówimy o najbogatszej gospodarce w Europie i jednej z najpotężniejszych gospodarek świata. Mówimy o koszcie, który Niemcy musieliby ponieść jednorazowo, a nie o stałym wydatku, który obciążałby niemieckich podatników. Nie są to pieniądze, które przekraczałyby możliwości finansowe tego państwa. Mimo wszystko Niemcy mówią jasno, kiedy pytani są o sankcje na gaz i ropę. Odpowiedź brzmi: nein. Kanclerz Scholz powiedział, że prowadzone są pewne prace nad nowymi rozwiązaniami, ale nie ma możliwości, żeby takie decyzje podjąć natychmiast. Chociaż partner biznesowy kanclerza Scholza zrzucił na Mariupol już tyle bomb, że zniszczył 95 proc. budynków tego miasta, zabijając 2500 osób, a być może nawet dziesięć razy tyle, to robimy interesy, jak gdyby nic się nie stało. Jakie są tego powody? Odpowiedź wydaje się jasna. Natychmiastowa rezygnacja z rosyjskiego gazu i ropy oznaczałaby konieczność uzupełnienia odpowiednio 55 proc. i 30 proc. niemieckiego zużycia tych surowców. Zdaniem autorów tego opracowania, dałoby się to szybko zrobić poprzez dostawy z innych kierunków, jednak ceny byłyby wyższe, stąd właśnie wyliczenia kosztu tej operacji. Jednak jest poważniejszy problem, i to czysto polityczny. Plany energetyczne, które Niemcy przygotowały dla całej Europy, to tak zwana europejska polityka klimatyczna. W jej ramach zużycie węgla i większość zużycia ropy w Europie ma w najbliższych latach zostać zastąpiona najpierw gazem, a potem wodorem. Gaz jest elementem koniecznym, bo służyć ma za paliwo przejściowe do czasu, kiedy technologie wodorowe będą na tyle wydajne, żeby zastąpiły dotychczasowe instalacje. Gaz w takiej ilości i po odpowiedniej cenie płynąć musi z Rosji i właśnie po to wybudowane zostały dwa gazociągi po dnie Bałtyku. Gazu musi być tak dużo, bo Niemcy zużywają tylko jego część. Resztę sprzedają w Europie, bo zgodnie z polityką klimatyczną Europa musi go kupować. Zamknięcie kurka z gazem rosyjskim kończy ten precyzyjnie zaplanowany mechanizm, którego celem jest uzyskanie polityczno-gospodarczej kontroli nad Europą. To właśnie za to Niemcy wysyłają na Kreml codziennie 500 milionów euro, które z kolei rosyjscy zbrodniarze przeznaczają na rakiety i bomby zabijające dzieci. 

Jednak najbardziej perfidnym i obrzydliwym elementem tego planu jest uzasadnienie, dla którego Niemcy prowadzą swoją politykę klimatyczną. Robią to rzekomo z pobudek moralnych. Chodzi o troskę o planetę, która za sto lat ma być chłodniejsza o jakąś część dziesiątą stopnia Celsjusza. Twierdzą, że do takiego zachowania zmusza odpowiedzialność za przyszłe pokolenia. Nie mówią o swoich planach i swoich interesach. Nie mówią, że przepływ gazu przez rurę po Bałtyku za chwilę ma zamienić się w przepływ wodoru z tego samego kierunku. Scholz mówił o tym w Moskwie kilka dni przedtem, zanim Putin wysłał pierwsze mordercze ładunki na sąsiadujący kraj. Chodzi o interesy i politykę imperialną Niemiec, prowadzoną inaczej niż 80 lat temu, ale mającą te same cele. Zdominowanie sąsiadów. Jednak dziś Niemcy nie dokonują masowych morderstw cywilów na terenach, które podbijają. Robią coś innego. Dla realizacji swoich interesów pozwalają swoim partnerom mordować ludzi za ich pieniądze. I twierdzą, że nie mogą zrezygnować z finansowania tych zbrodni, bo muszą zadbać o klimat za sto lat. A to kosztuje przecież więcej niż obiad w Berlinie czy nowy ajfon. A z całą pewnością więcej niż życie ponad setki dzieci, które wymordowała ruska hołota za kasę przesłaną z Berlina. 
 

 



Źródło: Gazeta Polska

Michał Rachoń