Wiktor Suworow, rosyjski pisarz i były sowiecki szpieg, dziwił się niepomiernie, że wspólnota wolnego świata ma problem z identyfikacją prawdziwych celów ZSRS, skoro już w godle sojuza sierp i młot obejmowały kulę ziemską, a wyznaniem wiary komunistów były słowa o „związku bratnim”, który „ogarnie ludzki ród”. Brr!
Samo wspomnienie mrozi! Tym bardziej po wysłuchaniu orędzia obecnego władcy Kremla. Główna część tej imperialnej mowy tronowej, wygłaszanej z ręką na atomowym przycisku, połączonej z luźną gawędą dziadka Wołodii przy herbatce z samowara, była bluzgiem skumulowanej nienawiści. W szczególności w kierunku Ukraińców – za to, że nie doceniają niezaprzeczalnych przecież walorów „ruskiego mira”, widząc w nim ruski bardak, upokarzającą biedę i brak wolności. Zauważmy jednak, że sposób argumentacji zastosowany do uzasadnienia anszlusu Donbasu i odmówienia Ukraińcom prawa do własnego państwa, a polegający na luźnym strumieniu dowolnie przekłamanych asocjacji historycznych, może zostać zastosowany do agresji w dowolnym miejscu Ziemi. W końcu odnalezienie prasłowiańskich korzeni np. Alaski czy Langwedocji wymaga jedynie nieskończonej bezczelności i odrobiny fantazji, a tych Putinowi nie brakuje.