W niedzielę na stadionie w Kielcach odrodziła się solidarność. Policja z ciężkim uzbrojeniem otoczyła sektor kibiców Korony i nie pozwoliła im opuścić stadionu. Tłum zatrzymano, by wyłuskać osoby, które odpalały race. Wtedy piłkarze przyłączyli się do internowanych, a bramkarz Zbigniew Małkowski wytłumaczył policjantom, co o nich myśli. Doszło do szarpaniny.
To przełamanie bariery psychologicznej. W 1980 r. komunistom wydawało się, że mogą bezkarnie wyrzucić z pracy nic nieznaczącą robotnicę Annę Walentynowicz. Przeliczyli się – stanęła stocznia, a potem cała Polska. Zrozumieli, że zamiast kłaść uszy po sobie, ludzie mogą palić ich komitety. W Kielcach piłkarze okazali solidarność nic nieznaczącym chłopakom, których rząd Donalda Tuska traktuje jak śmieci. I policja skapitulowała. Race są dla tego pokolenia symbolem wolności
. „Żeby żyć, trzeba mi dymu rac, tego dopingu, głosów tysięcy gardeł” – mówił niepełnosprawny 14-letni kibic Lechii Dawid Zapisek. Zapłonęły na jego pogrzebie. I nic nie obchodzą mnie durne przepisy porządkowe.
Gdy władza przestraszy się solidarności Polaków, od razu okaże się, że przepisy można interpretować całkiem inaczej.
Zobacz na vod.gazetapolska.pl:
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Piotr Lisiewicz