Córka Wojciecha Jaruzelskiego, komunistycznego zbrodniarza, który w imieniu sowieckiej Rosji rządził Polską przez ostatnie kilkadziesiąt lat komunizmu, odwiedziła w domu Jerzego Urbana, Goebbelsa stanu wojennego. Usta zorganizowanej grupy przestępczej, która wprowadziła w Polsce stan wojenny i na dziesiątki lat zatrzymała proces odzyskiwania przez Polaków wolności, przy tej okazji po raz kolejny udzieliły poparcia Donaldowi Tuskowi i jego wizji prowadzenia polityki. Jeden z ostatnich nieosądzonych i żyjących ciągle w luksusach komunistycznych zbrodniarzy powiedział m.in., że woli słuchać Donalda Tuska niż znanych kompozytorów i że jest on politykiem wybitnym, który po tym, jak został „prezydentem Europy”, został też wybitnym mężem stanu, a Urban się w nim zakochał. To nie pierwszy raz, kiedy Urban udziela jednoznacznego poparcia Platformie. Podobnie było kilka lat temu, gdy wypowiedział bardzo podobne słowa w programie Andrzeja Morozowskiego o znamiennym tytule: „Tak jest”. Wówczas stwierdził jednoznacznie i dobitnie, że on, stary komunista, głosował w ostatnich wyborach na Platformę. W domyśle, już nie na starą gwardię z SLD. Oczywiście trudno na najświeższą wypowiedź Urbana patrzeć inaczej jak na próbę odebrania postkomunistycznej Lewicy części poparcia, w czasie kiedy Nowa Lewica przechodzi próbę ognia związaną z rozłamem, jaki organizują w tym ugrupowaniu politycy, którym – podobnie jak Urbanowi – bliżej do Tuska niż do Czarzastego czy Zandberga. Poparcie starych ubeków i komunistycznych zbrodniarzy oczywiście jest z punktu widzenia Tuska przydatne. Pozwoli odebrać jakąś część poparcia Lewicy, a może nawet kilku posłów, z głównym obrońcą ubeków i prawą ręką Urbana Andrzejem Rozenkiem na czele. Wieloletni podwładny Goebbelsa stanu wojennego Leszek Miller, a także esbecki kapuś „Carex” Włodzimierz Cimoszewicz dawno już są na pokładzie PO. Jednak to nie czysto taktyczne wsparcie przez starych postkomunistów nowych postkomunistów jest tu najciekawsze. Dużo ciekawsza jest ewidentna fascynacja samego Tuska metodami, jakimi posługiwał się za czasów swojej największej świetności Urban. Metoda, którą stosuje od dłuższego czasu przewodniczący PO, jest twórczym rozwinięciem prowokacyjnego stylu Urbana. Polega na jednoczesnym podkręcaniu emocji, prowokowaniu konfliktu i publicznym deklarowaniu, że jest zwolennikiem dialogu. Treść dziś jest inna, jednak forma praktycznie ta sama. Wypracował ją i stosował przed laty Urban, kiedy uzasadniał zbrodnicze działania zainstalowanego przez Rosjan reżimu. Urban odpowiedzialnością za swoje działania obarczał konkurentów, a w zasadzie swoje ofiary. Zabójstwo błogosławionego księdza Jerzego Urban nazywał prowokacją wymierzoną w proces pojednania narodowego, jaki mieli rzekomo wówczas prowadzić komuniści. Co więcej, już wtedy, w 1984 roku Urban twierdził, że jakakolwiek próba krytykowania bądź obarczania odpowiedzialnością komunistów za ich zbrodnie… wymierzona jest w próbę budowania dobrych stosunków z Europą. Ten sam człowiek miał czelność wypowiadać się ze świetnie udawaną troską o dialogu z Kościołem. To wówczas do polskiej polityki wprowadzony został ten prowokacyjny sposób mówienia o Kościele. W pewnym sensie obecny jest do dziś, kiedy Donald Tusk opowiada na wiecach, że Kościół w Polsce został przejęty przez partię, której nie lubi szef Platformy. To dokładnie ta sama metoda. Jednak sedno problemu leży nie w podobieństwie metod politycznych, lecz w treści. PO kierowana przez Tuska jest ugrupowaniem, które przejęło od postkomunistycznej Lewicy główny postulat: nienaruszanie wpływów ludzi i środowisk, którzy na porozumieniu z komunistami zbudowali majątki i pozycje w III RP. Widać to za każdym razem, kiedy co ważniejsi esbecy udzielają poparcia PO. Zauważalne to było również w czasie manifestacji esbeków, kiedy poparcia udzielała im Platforma. Jednak najważniejsze jest to, że pomiędzy Jerzym Urbanem a Donaldem Tuskiem istnieje innego rodzaju porozumienie. Porozumienie fundamentalne z perspektywy ostatnich dwustu lat historii Polski. Jest to wspólne przekonanie o tym, że Polacy pod żadnym pozorem nie mogą rządzić się sami. Muszą to robić, odwołując się do zewnętrznych protektorów. W wypadku Urbana była to Moskwa, a wypadku Donalda Tuska… sprawa jest oczywista.