PODMIANA - Przestają wierzyć w Trzaskowskiego » CZYTAJ TERAZ »

Granice bezczelności i reparacje

Polskę odwiedził szef niemieckiej dyplomacji Heiko Maas. Wśród rozmów poza tematami współpracy gospodarczej, która rozwija się dynamicznie i z korzyścią dla obu państw, podnoszone były też kwestie sporne.

W trakcie konferencji prasowej szefów polskiej i niemieckiej dyplomacji zapytano o sprawę reparacji. Szef niemieckiego MSZ powiedział, że dla Niemiec ta kwestia jest prawnie i politycznie zamknięta, ale dodał coś jeszcze. Że jest ona zamknięta „ponad 70 lat po zakończeniu II wojny światowej i 25 lat po podpisaniu traktatu 2+4”. Wspomnienie przez niemieckiego dyplomatę tego traktatu jest dużo ważniejszym komunikatem, niż mogłoby się wydawać. Formalnie nie ma on nic wspólnego z niemieckimi odszkodowaniami za II wojnę światową. Te względem Polski negocjowali wówczas Sowieci i Polska realnie tych reparacji nie zobaczyła. Rejestry dóbr, które rzekomo miały być odszkodowaniem za niemiecko-rosyjską napaść na Polskę w 1939 roku, mogą budzić tylko politowanie. Polska samodzielnie nigdy nie negocjowała odszkodowań i nigdy ich nie otrzymała, o czym świetnie wie niemiecki minister spraw zagranicznych. Przywołuje jednak w tym kontekście traktat, który na początku lat 90. zdecydował o zjednoczeniu dwóch niemieckich państw – NRD i RFN. W tym porozumieniu udział brały właśnie te dwa państwa i cztery kraje, które zwyciężyły II wojnę światową – USA, Rosja, Anglia i Francja. W kwestiach dotyczących tego traktatu faktycznie pojawia się wątek polski. Ale nie dotyczył on reparacji wojennych. Kiedy ów traktat był negocjowany, Polska zażądała włączenia do rozmów kwestii zabezpieczenia swojej zachodniej granicy, jaką ukształtowały porozumienia jałtańskie. Ostatecznie została dopuszczona do jednej z konferencji dotyczących traktatu 2+4.

Była to tzw. konferencja paryska i w jej rezultacie Niemcy wyrzekły się roszczeń terytorialnych wobec „innych państw” i zobowiązały się do niewysuwania ich w przyszłości. Te ustalenia doprowadziły do podpisania traktatu o potwierdzeniu istniejącej granicy polsko-niemieckiej. Wypowiedź ministra spraw zagranicznych Niemiec jest w istocie zagraniem bezczelnym. Mass sugeruje bowiem istnienie związku między niewypłaconymi reparacjami dla napadniętej przez Niemcy Polski a kwestią polskich terenów, które niegdyś należały do Niemiec, a które zostały przekazane Polsce po II wojnie światowej jako rekompensata za tę część terytorium, które Polska utraciła na wschodzie na rzecz ówczesnego ZSRS. Miliony polskich obywateli zostały wówczas przesiedlone z Kresów Wschodnich na zachód Polski. Łączenie tych kwestii ze sprawą reparacji w języku dyplomatycznym sugeruje, że jeśli dzisiaj Polacy będą podnosić kwestie odszkodowań za II wojnę światową, to Niemcy odczytają to jako złamanie traktatu 2+4, co w dorozumieniu miałoby zwolnić ich ze zobowiązania o niewysuwaniu roszczeń terytorialnych względem Polski. Oczywiście taki punkt widzenia obliczony jest wyłącznie na postawienie zaporowych warunków w rozmowach z Polską. To jednak strachy na lachy i nie można się temu poddać. Problem w tym, że ten punkt widzenia prezentuje część polityków polskiej opozycji. Niczym innym nie są bowiem słowa Radosława Sikorskiego, wpływowego polityka PO, który na łamach „Polityki” w kontekście reparacji napisał, że polska prawica nie rozumie, że Niemcy na naszą rzecz utracili 20 proc. swojego terytorium. Słowa Sikorskiego w kontekście wypowiedzi Maasa pokazują skalę zagrożeń, z jakimi potencjalnie mamy do czynienia w związku z proniemieckim podejściem części polskich polityków opozycji. Nasi partnerzy z Niemiec puszczają oko i grożą palcem, mówiąc: albo granice, albo odszkodowania, a grupa polskich polityków pretendujących do zdobycia władzy i kierowania polską dyplomacją podziela ten punkt widzenia. To więcej niż szokujące. Ale to również ciekawe, m.in. ze względu na to, co dzieje się w samej PO. O władzę rywalizuje tam w tej chwili dwóch polityków bezpośrednio powiązanych z rządzącą w Niemczech partią CDU. Jednym z nich jest powracający do Polski Donald Tusk, który z poparcia niemieckiej kanclerz i byłej szefowej CDU Angeli Merkel pełnił funkcje przewodniczącego Rady Europejskiej i szefa Europejskiej Partii Ludowej, a drugim jest Rafał Trzaskowski, który swój „Campus Polska” organizuje przy wsparciu fundacji należącej do tej samej niemieckiej partii. Można sobie łatwo wyobrazić, jaki jest stosunek tych polityków do politycznego szantażu, jaki w sprawie reparacji kierują niemieckie elity polityczne względem Polski. Zwłaszcza że ci polscy politycy mają swoim niemieckim patronom wiele do zawdzięczenia. Ma to wpływ na dużo więcej spraw niż tylko temat odszkodowań. Chodzi również o inne fundamentalne kwestie dotyczące naszego bezpieczeństwa – relacji w trójkącie Polska–Niemcy–Rosja, sprawy NS2 czy kwestii finansowo-politycznych wewnątrz UE.
 

 



Źródło: Gazeta Polska

Michał Rachoń