PODMIANA - Przestają wierzyć w Trzaskowskiego » CZYTAJ TERAZ »

Bezczelny kop i wyzwanie po szczycie Biden–Putin 

Rosja jako główne zagrożenie dla państw NATO, dalsza obecność sił Sojuszu w państwach „wschodniej części NATO”, wsparcie dla integralności Ukrainy i Gruzji, choć bez zmian w sprawie drogi tych państw do członkostwa w Sojuszu. Żądanie bezwarunkowego zwolnienia więźniów politycznych reżimu Łukaszenki, w tym działaczy Związku Polaków na Białorusi.

To właśnie te sprawy, z polskiej perspektywy, są najistotniejszymi elementami końcowego komunikatu szczytu NATO, jaki w zeszłym tygodniu odbył się w Brukseli. Jednak cały polityczny świat zastanawiał się nad tym, jak wyglądać będzie spotkanie Biden–Putin, które odbyło się kilka dni później w Genewie. Dla nas istotne były kwestie dotyczące regionu. I w oficjalnych komunikatach po szczycie usłyszeliśmy to, co wiedzieliśmy już przed spotkaniem w Genewie. Biden wypowiedział się przeciwko rosyjskiej agresji w Donbasie i aneksji Krymu. Putin stwierdził z kolei, że za agresję Rosji na Ukrainę odpowiada… USA, bo rzekomo Janukowycz chciał podzielić się władzą, tylko przeszkodził mu „krwawy przewrót”, który uzyskał wsparcie od Amerykanów. Putin z czekistowską bezczelnością stwierdził, że w sprawie wojny na Ukrainie jest sędzią, a nie oskarżonym. Że jego pokemony na wschodzie Ukrainy to nie ruskie zielone ludziki na żołdzie GRU, tylko bohaterscy powstańcy. Bezczelnie twierdził również, że ma decydujący głos w sprawie członkostwa Ukrainy czy Gruzji w NATO („nie ma o czym mówić”), co de facto oznacza, że będzie dalej prowadził wojny w tych państwach. Wie bowiem, że tak długo, jak to robi, te państwa nie wejdą do NATO, bo oznaczałoby to automatyczne zaangażowanie Paktu Północnoatlantyckiego w wojnę z rosyjskimi agresorami. W publicznych wystąpieniach Bidena i Putina pojawił się również wątek Aleksieja Nawalnego. Biden mówił o wrodzonych prawach człowieka i rozważał, co stałoby się, gdyby Nawalny umarł w więzieniu, a Putin stwierdził, że ten w zasadzie zamknął się w więzieniu sam, bo wyjechał z Rosji, nie mając papierów, a wrócił wiedząc, że jest poszukiwany. Więc sam jest sobie winien, że siedzi w kolonii karnej. Zdaniem Putina to nie Rosja jest agresywna, lecz USA i NATO, które zbliżają się ze swoimi wojskami do granic Rosji, a Rosja żadnych wojen nie prowadzi i 100 tysięcy żołnierzy wzdłuż granic Ukrainy to zwykłe ćwiczenia. W kwestii ataków cybernetycznych Putin stwierdził, że jest czysty jak łza, a prawdziwym agresorem są Stany Zjednoczone. Prezydent Rosji jest z kolei w Genewie po to, żeby „dzieci nie były głodne, rzeki i powietrze czyste, a świat pełen pokoju”. Te publicznie wygłaszane kłamstwa są od lat sednem rosyjskiej polityki zagranicznej. Jednak bezczelne wygłoszenie ich po raz kolejny – tym razem na konto prezydenta USA – dają Polsce i państwom naszego regionu olbrzymią szansę. Putin zakpił sobie z przywódcy Stanów Zjednoczonych i publicznie go ośmieszył. Nie widać, żeby w zasadniczych kwestiach międzynarodowych nastąpiły fundamentalne zmiany. Rosja nie opowiedziała się nagle za zerwaniem cichego sojuszu z Chinami. Nie zapowiedziała zbliżenia z USA, a USA nie ogłosiły w związku z tym żadnych nowych ustępstw. USA co prawda zgodziły się na podniesienie Putina do rangi równego swojemu prezydentowi, ale w odpowiedzi otrzymały bezczelnego kopa. To z kolei wskazuje, że w tej części świata USA ciągle muszą mieć partnerów, którzy pozwolą na równoważenie niemiecko-rosyjskiego tandemu. Ten bowiem chętnie będzie z Ameryką rozmawiał, ale swojego długofalowego interesu już dawno upatruje w obaleniu hegemonii USA, a nie jej wzmacnianiu. Z kolei Europa Środkowa jest trwale zainteresowana tym, żeby do wzmocnienia rosyjsko-niemieckiego tandemu nigdy nie doszło. A to oznacza, że w kwestii bezpieczeństwa NATO rola Polski i państw Trójmorza jest ciągle kluczowa i stanowi istotny element amerykańskiej polityki stabilności i bezpieczeństwa w regionie. Wykorzystanie tego faktu jest najważniejszym wyzwaniem dla polskiej dyplomacji. Tym trudniejszym, że musi ono zostać zrealizowane w realiach ideowo politycznego sporu.
 

 

 



Źródło: Gazeta Polska

Michał Rachoń