Wystąpienie prezesa NIK spowodowało histerię mediów salonu III RP oraz polityków PO, którzy przy tej okazji tradycyjnie zażądali dymisji rządu, najwyraźniej licząc na to, że PiS pomoże PO przełamać kryzys, w jakim znalazła się w ostatnich dniach, i sam odda władzę, podając rząd do dymisji. Zarzuty NIK sprowadzają się do jednego argumentu: techniczne przygotowania do przeprowadzenia wyborów, realizowane przez Pocztę Polską i Państwową Wytwórnię Papierów Wartościowych, miały odbywać się bez podstaw prawnych.
Warto przypomnieć, o co chodziło w tej sprawie, kto doprowadził do tego, że wybory prezydenckie nie odbyły się w ogłoszonym pierwotnie terminie i kto odpowiada za brak podstaw prawnych do przeprowadzenia ich w ten sposób. Wybory ogłoszone zostały przez marszałek sejmu Elżbietę Witek na dzień 10 maja. Kiedy 5 lutego ogłaszała ich termin, w Polsce nie mieliśmy ani jednego zarejestrowanego przypadku COViD-19 i epidemii jeszcze nie było. Pierwsze przypadki zakażenia zarejestrowane zostały ponad miesiąc później, na początku marca. Ten stan rzeczy miał swoje odzwierciedlenie w decyzjach polskiego rządu, który 20 marca ogłosił w kraju stan epidemii. Trzy dni wcześniej politycy opozycji, widząc fatalne wyniki sondażowe Małgorzaty Kidawy-Błońskiej oraz innych kontrkandydatów Andrzeja Dudy, oznajmili, że chcą przeniesienia wyborów prezydenckich na jesień. W dniu, w którym wypowiadali te słowa, w Polsce zarejestrowanych było 28 przypadków COViD-19, natomiast jesienią, kiedy przedstawiciele opozycji chcieli przeprowadzić wybory, średnia liczba zakażeń dziennie wynosiła od 10 do 25 tys. Gdyby poddać się tej logice, również jesienne wybory nie mogłyby się odbyć, a wówczas państwo nie miałoby prezydenta, co oznacza, że na przykład nie mogłoby wprowadzać w życie żadnych ustaw. Aby zapobiec takiej sytuacji i przeprowadzić wybory w trybie epidemicznym, sejmowa większość przygotowała wówczas projekt zmian ordynacji, zgodnie z którym wszyscy wyborcy w Polsce mieli mieć możliwość oddania głosu korespondencyjnie, bez konieczności gromadzenia się w punktach wyborczych i zwiększania ryzyka zakażeń. Ustawa powstawała pod presją czasu, ponieważ ciągle obowiązywał konstytucyjny termin wyborów ogłoszony przez marszałek Witek. Krótko mówiąc, ustawa musiała wejść w życie przed wyborami, tak żeby ich przeprowadzenie było technicznie możliwe i aby istniała podstawa prawna do wszystkich działań instytucji państwowych w tej materii. Sejm przyjął tę ustawę 6 kwietnia, natychmiast przesłana została do Senatu i to wówczas podjęta została najważniejsza decyzja, która skutkowała tym, że nie było szans na przeprowadzenie wszystkich przygotowań. Marszałek Senatu Tomasz Grodzki świetnie wiedział, że jeżeli wykorzysta 30 dni, jakie przysługują mu na rozpatrzenie ustawy, to nie da się przeprowadzić wszystkich przygotowań, bo Senat zakończyłby swoją część pracy nad ustawą na 4 dni przed terminem wyborów. I właśnie ta decyzja Senatu o przeciąganiu dyskusji nad ustawą spowodowała, że rząd z jednej strony był zobowiązany do przeprowadzenia wszystkich technicznych przygotowań tak, aby wybory mogły się odbyć w terminie konstytucyjnym, z drugiej – nie były zakończone prace legislacyjne ze względu na polityczną decyzję Platformy, która chciała zmienić termin wyborów. Do tego celu wykorzystała również swoich polityków samorządowych. Przyczyny tego stanu rzeczy były prozaiczne. W ostatnich dniach przed rezygnacją Małgorzaty Kidawy-Błońskiej jej notowania w sondażach sięgały 2 proc. Historycznie najmniej spośród wszystkich kandydatów Platformy, którzy kiedykolwiek startowali w wyborach prezydenckich. Zmiana terminu wyborów i ich unieważnienie były jedyną szansą Platformy na ratunek przed kompromitacją. I PO z tej szansy skorzystała. W wyniku tych działań wybory 10 maja nie odbyły się. Ich termin ogłoszono na 28 czerwca. Przebieg i wynik wyborów znamy, ale warto również pamiętać, że to senacka większość kierowana przez Platformę, przedłużając sztucznie prace, doprowadziła do braku podstaw prawnych przygotowań wyborów korespondencyjnych, za które dziś NIK obwinia obóz rządzący.