Izrael niezwykle poważnie podszedł do kampanii szczepień. Jego rządowi udało się szybko zabezpieczyć odpowiednią liczbę dawek szczepionki Pfizera dla wszystkich obywateli oraz inne szczepionki w rezerwie. Zaczęli je również podawać w rekordowym tempie, dzięki czemu liczba nowych infekcji i zgonów drastycznie spadła, a Izrael luzuje kolejne restrykcje i ma szansę wkrótce wrócić do względnej normalności.
W cieniu tej walki rozegrała się inna, której szczegóły dopiero niedawno wyszły na jaw – o przekonanie ortodoksów do tego, żeby się szczepili. Ultra-ortodoksyjni Żydzi, zwani w Izraelu Haredim (hebr. Bogobojni) lub „czarnymi” z powodu koloru ich chałatów - stanowią 12,5 proc. populacji tego kraju. Była to grupa szczególnie silnie poszkodowana przez pandemię, około 30 proc. odnotowanych w Izraelu infekcji COVID-19 to byli właśnie ortodoksi. Liczba ofiar śmiertelnych w tej grupie była sześć razy wyższa niż w wypadku średniej dla całej populacji. Przyczyną tego był głównie ich styl życia, w którym mała społeczność skupiona wokół rabina żyje bardzo blisko siebie. Haredim trzy razy dziennie spotykają się na wspólnych modlitwach, a ich celebracje i inne imprezy religijne, jak chociażby wesela, przyciągają setki uczestników. W takich warunkach utrzymywanie dystansu społecznego nie było łatwe.
Haredim są również grupą, która często bardzo nieufnie podchodzi do współczesnego świata i do technologii. Nic więc dziwnego, że równie nieufnie podchodzili do szczepionek. Szalejąca w ich społecznościach pandemia stała się również przyczyną poważnego problemu politycznego dla rządu. Wielu bardziej świeckich Izraelczyków zarzucało Haredim, że ci swoim zachowaniem i niechęcią do szczepionek przedłużają pandemię. Poparcie ze strony ortodoksów jest ważne dla premiera Netanjahu, więc również pod jego adresem posypały się oskarżenia, że aby go nie utracić, pozwalał im na ignorowanie restrykcji.
Napięcia społeczne pomiędzy Haredim i resztą społeczeństwa nie są w Izraelu niczym nowym, wielkie emocje budzi od dawna na przykład fakt, że są oni zwolnieni ze służby wojskowej. Sytuacja wokół pandemii znacznie je jednak zaogniła. Zarówno w mediach społecznościowych, jak i w klasycznych zaczęły często pojawiać się nagrania przedstawiające ich śluby czy pogrzeby, na których było widać setki stłoczonych Haredim, w większości bez maseczek, a to bardzo nie podobało się zwykłym Izraelczykom. Z drugiej strony sami Haredim czuli, że są niesprawiedliwie prześladowani. Ronny Numa, który odpowiada w Ministerstwie Zdrowia za sprawy ortodoksów, powiedział agencji Reutersa, że znakomita większość Haredim przestrzegała obostrzeń, a nieproporcjonalna liczba zakażeń wynikała z czynników bardziej obiektywnych, jak na przykład tego, że Haredim mają niemal zawsze duże rodziny – średnio po 7 dzieci na jedno małżeństwo – i są biedną społecznością, przez co zwykle te rodziny tłoczą się w małych domach czy mieszkaniach. „Kiedy Haredi wsiada do autobusu, to wszyscy patrzą na niego jakby był traktowany” - stwierdził - „Więc Haredim czuli się jakby byli prześladowani, brakowało empatii w ich stronę”.
Rząd Izraela przewidział taką sytuację i już 13 grudnia, na tydzień przed rozpoczęciem kampanii szczepień jego przedstawiciele zwrócili się do ortodoksyjnych rabinów z zamieszkiwanego głównie przez Haredim miasta Bene Berak, najgęściej zaludnionego miasta w kraju, prosząc ich, aby ci zaczęli namawiać społeczności Haredim do przyjmowania szczepionek. Ci jednak nie chcieli tego zrobić. Do mediów wyciekło nagranie z tego spotkania. Rabini twierdzili na nim, że nie są przeciwnikami szczepień, ale nie są też przekonani do skuteczności i bezpieczeństwa szczepionki, więc wolą poczekać z oficjalną rekomendacją dla wiernych.
Avi Blumenthal, Haredi zatrudniony jako konsultant ds. PR przez ministerstwo zdrowia, wpadł na inny pomysł. Udało mu się umówić wizytę Itamara Grotto, który był wtedy zastępcą dyrektora generalnego ministerstwa zdrowia, z przedstawicielami niezwykle wpływowego sądu rabinicznego chasydzkiej dynastii Belz. Grotto odbył z nimi długą rozmowę, w której opowiedzieli mu o swoich obawach co do szczepionki, takich jak np. tej, że powoduje ona bezpłodność u kobiet. Urzędnik uspokoił ich na tyle, że wkrótce potem sami się zaszczepili i zarekomendowali to innym. Wraz z postępem szczepień, kiedy stawało się jasne, że szczepienia są bezpieczne i efektywne, coraz więcej autorytetów w tej społeczności zaczęło zachęcać Haredim do szczepień.
Problemem okazało się jednak dotarcie do nich. Rząd zainwestował spore środki w kampanie uświadamiające o szczepieniach i prostujące mity i szkodliwe plotki, ale te były prowadzone głównie w telewizji i w internecie, więc nie docierały zbyt dobrze do często ignorujących nowoczesną technikę ortodoksów. Potrzebne było bardziej bezpośrednie podejście. Problem w tym, że przeciwnicy szczepień też wpadli na ten pomysł.
Blumenthal powiedział amerykańskiemu radiu NPR, że jednym z pól bitwy między pracownikami ministerstwa a antyszczepionkowcami były mury dzielnic zamieszkiwanych przez ortodoksów a bronią paszkewile – jak w Jidysz nazywa się plakaty uliczne z nakazami religijnymi, zaleceniami rabinów etc. Kiedy tylko zaczynała się kampania szczepień na murach zaczęły pojawiać się zniechęcające do nich plakaty. „Szczepionki na koronę są podejrzewane o mroczne spiski i śmiertelne niebezpieczeństwa” - można było przeczytać na jednym, „kto wie czy więcej niż tysiąc ludzi, którzy zmarli w Ziemi Świętej, niech Wszechmocny ma nas w opiece, mogłoby przeżyć, gdyby nie wzięli szczepionki” - twierdził drugi.
Rząd postanowił rzucić im wyzwanie i po cichu zatrudnił mieszkańców tych dzielnic. Ich zadaniem było zrywanie tych plakatów i zastępowanie ich podobnymi, ale już z właściwym przesłaniem. Zamiast plakatu straszącego szczepionkami wieszali więc plakaty z np. napisem „Nakaz religijny! Wielcy rabini Izraela nakazują się zaszczepić”. „Oni powiesili jeden, my wieszaliśmy swój na wierzchu. Oni powiesili jeden, my powiesiliśmy jeden” - wspomina Blumenthal - „To była wojna. Oni zmęczyli się pierwsi”.
Innym problemem okazały się „nayes”, czyli specjalne płatne infolinie z wiadomościami, które dla wielu Haredim są podstawowym źródłem informacji. Po rozpoczęciu szczepień pojawiło się wiele nayes, które szerzyły antyszczepionkową propagandę i teorie spiskowe, a zdaniem Blumenthala zyski z ich prowadzenia służyły do druku antyszczepionkowych plakatów. Tutaj rozwiązanie okazało się proste – Ministerstwo, za jego pośrednictwem, wystąpiło znowu o pomoc do rabinów. Większość Haredim używa bowiem tzw. koszernych telefonów, czyli telefonów, w których rada rabiniczna blokuje numery ich zdaniem nieodpowiednie dla pobożnego Żyda, jak np. serwisy randkowe czy seks-telefony. Blumenthal przekonał ją do tego, żeby dodawała numery takich nayes na listę blokowanych numerów, co radykalnie ograniczyło liczbę telefonów na nie i sprawiło, że te szybko znikły.
Największy sukces prowadzonej przez Blumenthala kampanii był jednak niestety efektem ogromnej tragedii. 31-letnia Haredi Osnat Ben Sheetrit, która prowadziła ortodoksyjny salon ślubny na Zachodnim Brzegu, była w lutym w ciąży z piątym dzieckiem. Nie chciała się zaszczepić ale mąż ją do tego namówił. Niestety zanim to zrobiła złapała koronawirusa i trafiła do szpitala. Urodziła, ale jej dziecko przeżyło tylko kilka godzin, a ona sama też zmarła wkrótce potem.
Wkrótce po jej śmierci pojawiły się teorie spiskowe o tym, że przyczyną ich zgonu była szczepionka. „Zwolennicy teorii spiskowych wykorzystali naszą historię” - wspominał jej mąż Yehuda - „Twierdzili, że została zaszczepiona i dlatego umarła”. On sam i inni członkowie jego rodziny zaczęli więc chodzić po mediach, także tych ortodoksyjnych, i prostować to kłamstwo. O śmierci Osnat zrobiło się w Izraelu bardzo głośno i wiele osób szczerze mu współczuło.
Blumenthal postanowił przekuć tę śmierć w coś pozytywnego i po uzyskaniu pozwolenia rodziny wykorzystał jej w kampanii zachęcającej do szczepień. Jej głównym motywem było to, że Osnat by przeżyła i nie osierociła czwórki dzieci gdyby tylko zaszczepiła się wcześniej, a osoby chcące oddać jej cześć najlepiej zrobią to szczepiąc się by nie podzielić jej losu. Jego kampania okazała się gigantycznym sukcesem, liczba szczepień wyraźnie wzrosła nie tylko wśród Haredim, ale także wśród reszty populacji.
Ostatecznie Izraelowi udało się wygrać tę walkę. Liczba szczepień per capita wśród ortodoksów już pod koniec marca zrównała się z liczbą szczepień w reszcie populacji.
Wkrótce potem przestała być również widoczna dysproporcja w liczbie infekcji i zgonów.