Nawrocki w wywiadzie dla #GP: Silna Polska liderem Europy i kluczowym sojusznikiem USA Czytaj więcej w GP!

Weto, czyli gra, która się nie kończy

Zakończony w ubiegłym tygodniu szczyt Rady Europejskiej z jego konkluzjami stanowił oczywistą realizację ogłoszonej wraz z zapowiedzią polsko-węgierskiego weta strategii negocjacyjnej.

Polska zapowiadała jasno, że nie zgodzi się na przyjęcie wieloletniego planu finansowego UE wraz z tzw. koronafunduszem, jeśli mechanizmy badania praworządności przyjęte w Unii nie będą wynikały bezpośrednio z traktatów oraz jeśli ochrona finansowych interesów UE w drodze wynegocjowanego przez niemiecką prezydencję, KE i PE mechanizmu warunkowości nie będzie odnosiła się wyłącznie do spraw finansowych interesów UE. Oba te warunki wpisane zostały do konkluzji unijnego szczytu. Warto również przypomnieć, że Polska jasno deklarowała, iż konieczne jest wprowadzenie w życie decyzji podjętych na szycie UE w lipcu, a wówczas państwa umówiły się, że Rada wróci do szczegółów tej sprawy. Wróciła właśnie na zakończonym w piątek szczycie. Zapisy odnoszące się do tych spraw w sposób jasny i bezpośredni zostały umieszczone w konkluzjach szczytu, a więc stały się formalnym stanowiskiem najważniejszego ciała w Unii Europejskiej, czyli grona gromadzącego przywódców państw wchodzących w skład UE. W dokumentach czytamy m.in., że badanie praworządności w rozumieniu kwestii wartości, na jakich zbudowana jest Unia, może odbywać się wyłącznie w trybie art. 7 Traktatu o UE. Ta procedura prowadzona jest od dawna względem Polski i do wprowadzenia w jej trybie sankcji konieczna jest zgoda wszystkich państw. Na to w obecnych warunkach politycznych nie ma szans. W konkluzjach szczytu znalazły się też zapisy o tym, że ewentualne badanie praworządności w trybie rozporządzenia, które przyjęły już unijne instytucje, może dotyczyć wyłącznie spraw budżetowych i ewentualnych finansowych nieprawidłowości. Jest też zapis, że żadne inne czynniki, czyli na przykład sprawy dotyczące zagadnień LGBT, polityki imigracyjnej czy reformy wymiaru sprawiedliwości, nie mogą być podstawą do uruchomienia mechanizmu warunkowości w rozumieniu przyjętego rozporządzenia. Jest również jasne sformułowanie, że lista powodów ewentualnego uruchomienia tej procedury jest zamknięta i nie może dotyczyć „zdarzeń lub czynników o innym charakterze”. Co więcej, państwa, których sprawy dotyczą, pozostawiają sobie jeszcze swego rodzaju hamulec bezpieczeństwa. Możliwość zablokowania całości porozumienia finansowego na etapie ich ratyfikacji. Parlamenty państw członkowskich oraz inne instytucje muszą jeszcze ratyfikować unijne porozumienie w części dotyczącej koronafunduszu. Jednak bardzo ciekawe i oddające w istocie sedno sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy, jest stanowisko prezentowane przez niemieckich eurokratów z PE. Szef frakcji EPL, skonfliktowany z Angelą Merkel niemiecki polityk Manfred Weber, jest przekonany, że polityczne ustalenia szefów państw, czyli wybranych w demokratycznych wyborach we wszystkich państwach UE rządów, jego nie obowiązują. Uważa on, że instytucje unijne będą mogły dowolnie interpretować łamanie praworządności bądź jej brak. Bo decyzje szczytu „nie mają mocy prawnej”. To stanowisko wskazuje, że gra się nie skończyła i w istocie będzie trwać tak długo, jak długo istnieć będzie organizacja zwana UE. Z jakichś powodów rządzący Unią są przekonani, że demokracja i rządy prawa obowiązują wyłącznie wtedy, kiedy państwa realizują liberalną wizję świata. Co jednak dzieje się, kiedy w demokratycznych państwach UE wybory wygrywają ugrupowania konserwatywne? Wówczas zdaniem pana Webera i jemu podobnych należy użyć finansowej i politycznej przemocy, żeby złamać tego rodzaju poglądy obywateli. Pan Weber oczywiście myli się co do tego, że stanowisko szefów państw UE nie obowiązuje unijnych instytucji. Parlament Europejski czy Komisja Europejska są tylko organami organizacji międzynarodowych. Jako takie nie posiadają żadnej siły sprawczej.

Mogą działać tylko w granicach nadanych im przez państwa. Przynajmniej formalnie wszystkie te państwa mają równy mandat do podejmowania lub blokowania decyzji Unii.

Powoływanie się przez pana Webera na to, jakie deklaracje są wiążące prawnie, a jakie nie, jest śmiechu warte, głównie dlatego, że to jego ugrupowanie pogwałciło traktatowe zasady, tworząc rozporządzenie dotyczące warunkowości wypłaty unijnych funduszy, które same unijne służby prawne uznały za niezgodne z traktatami. Polityczne i interpretacyjne pohukiwania, jakie słyszymy już dzisiaj zarówno ze strony polityków w Niemczech, Holandii, jak i opozycji w Polsce, są dowodem na to, że polityczny spór wewnątrz Unii w żaden sposób nie kończy się wraz z podjęciem rozstrzygnięć na szczycie. Będą kolejne próby przeciągania liny i politycznego pałowania Polski, Węgier czy innych państw w zależności od potrzeby. Jednak to sami eurokraci, urzędnicy KE i europarlamentarzyści, przyjmując rozporządzenia niezgodne z traktatami, wskazali, że w przyszłości ani Polska, ani żaden inny kraj chcący pilnować swoich interesów nie będzie odwoływał się wyłącznie do traktatów, bo te zostały pogwałcone przez same unijne instytucje. Państwa nadal odwoływać się będą do politycznego ciała, jakim jest Rada Europejska. Za każdym razem, kiedy będą istotne decyzje do podjęcia, państwa pilnujące swoich interesów sięgać będą po groźbę weta i innych narzędzi politycznych, które wymuszać będą negocjacje pod presją ważnych dla innych spraw. Tak długo, jak będzie się to działo, Unia pozostanie organizmem wolnych narodów. W których obowiązuje podstawowa zasada demokracji: prawo tworzą politycy – po to, żeby realizować interesy obywateli, którzy właśnie w tym celu wybierają ich do władzy.

 



Źródło: Gazeta Polska

Michał Rachoń