PODMIANA - Przestają wierzyć w Trzaskowskiego » CZYTAJ TERAZ »

Powiązanie z bezprawiem, a nie z praworządnością

Dowodem na rzekome łamanie prawa w Polsce ma być m.in. to, że Polska została źle oceniona w ramach tzw. atlasu antykoncepcji. Tymczasem żaden atlas antykoncepcji nie jest źródłem prawa i nie stanowi mechanizmu oceny funkcjonowania prawa w Polsce.

W ubiegłym tygodniu w Budapeszcie spotkali się polski premier z premierem Węgier w sprawie ustaleń dotyczących węgierskiego i polskiego weta dotyczącego mechanizmu ograniczania środków finansowych dla państw UE i powiązania tych finansów z widzimisię rządów i innych instytucji UE. Decyzje dotyczące przyszłości budżetu UE i koronafunduszu mają zostać podjęte do 10 grudnia, do tego czasu trwają negocjacje. Wygląda na to, że ich elementem jest kolejna rezolucja Parlamentu Europejskiego na temat Polski. To o tyle istotne, że mechanizm pozbawiania państw unijnych funduszy opierać się ma m.in. na takich dokumentach jak rezolucje PE. Te pod uwagę brać może Komisja Europejska, która oceniać ma sytuację w poszczególnych państwach członkowskich. Dokumenty tego typu służą za sprawą polityków polskiej opozycji do tworzenia fałszywego obrazu rzekomego łamania praworządności w naszym kraju. W dokumencie, który przyjęty został przy poparciu unijnych socjalistów i chadeków do listy zarzutów przeciwko Polsce, dodany został kolejny aspekt. Do tej pory politycy UE kwestionowali prawo polskiego sejmu, senatu i prezydenta do przyjmowania ustaw na przykład dotyczących reformy wymiaru sprawiedliwości. W tej chwili PE uzurpuje sobie również prawo do kwestionowania orzeczeń polskiego Trybunału Konstytucyjnego, który zgodnie z polską konstytucją jest jedynym ciałem, które może orzekać, czy coś jest zgodne, czy niezgodne z ustawą zasadniczą. Chodzi oczywiście o coś, co eurokraci nazywają prawem do aborcji. Zgodnie ze wspólnym stanowiskiem polskich europosłów wybieranych z list PO i SLD, aborcja w Polsce powinna być legalna na żądanie i zdaniem autorów takie rozwiązanie popiera większość Polaków. Jest to oczywiste kłamstwo. Jak wynika z badań publikowanych przez „Gazetę Wyborczą” – jedno z najważniejszych proaborcyjnych mediów w Polsce – takie rozwiązanie popiera nie większość, lecz nieco ponad jedna piąta badanych. Jednocześnie w przyjętym w UE dokumencie dowiadujemy się, że aborcja, polegająca w istocie na pozbawieniu życia człowieka na bardzo wczesnym etapie jego rozwoju, jest realizacją… konstytucyjnego prawa do życia. To również oczywiste kłamstwo.

Polska konstytucja jasno stwierdza, że w naszym systemie prawnym życie jest chronione. I skoro stwierdza tak polska konstytucja i skoro stwierdziły tak kolejne składy orzekające Trybunału na przestrzeni dziesiątek lat, to jedyną możliwością zmiany tego stanu rzeczy jest zmiana konstytucji przez polski parlament i przy zgodzie polskich obywateli. Takich kompetencji nie posiada i nigdy nie posiadał Parlament Europejski. W rezolucji znajdują się też inne absurdalne argumenty. Dowodem na rzekome łamanie prawa w Polsce ma być to, że Polska została źle oceniona w ramach tzw. atlasu antykoncepcji. Żaden atlas antykoncepcji nie jest źródłem prawa i nie stanowi mechanizmu oceny funkcjonowania prawa w Polsce. Warto również przypomnieć autorom tego dokumentu, że jednym z fundamentalnych problemów nie tylko Polski, lecz także w ogóle całej Europy jest dramatyczna sytuacja demograficzna. W interesie UE jest to, aby Polaków, ale również Francuzów, Holendrów czy Hiszpanów, rodziło się coraz więcej, a nie coraz mniej, bo starzejące się społeczeństwa biednieją, a nie rozwijają się. Absurdów jest więcej. Do rezolucji dotyczącej aborcji dołączono punkty dotyczące LGBT, choć wydaje się, że sprawy antykoncepcji czy aborcji z definicji nie dotyczą raczej osób funkcjonujących w związkach jednopłciowych. Wszystkie te absurdy i kłamstwa – zarówno formalne, jak i polityczne – w istocie nie powinny mieć znaczenia. Niestety jednak mają. Służą jako pretekst, na podstawie którego stworzona została propozycja unijnego rozporządzenia mającego pozbawić Polskę i inne państwa funduszy. Zdaniem autorów ma ona powiązać wypłaty z zasadą praworządności. Jednak taki mechanizm nie ma żadnych podstaw w przepisach unijnego prawa. To o tyle ciekawe, że jeśli spojrzymy na definicję pojęcia „praworządność”, znajdziemy w niej zobowiązanie wszystkich publicznych instytucji do działania „zgodnie z zasadą praworządności, czyli stosując uregulowania i procedury zapisane w prawnych przepisach Wspólnot”. Skoro żadne przepisy europejskiego prawa nie dają możliwości uzależniania wypłaty funduszy od arbitralnej decyzji Komisji Europejskiej, to znaczy, że takie pomysły są niepraworządne. Bezprawne. A to oznacza, że od dawna powinniśmy mówić nie o „powiązaniu funduszy z praworządnością”, lecz z bezprawiem. I tej nazwy powinniśmy się trzymać.
 

 



Źródło: Gazeta Polska

Michał Rachoń