Zorganizował konferencję prasową, na której poinformował, że miasto ma poważne problemy finansowe, że spadają przychody, wzrastają wydatki oraz że w związku z tym trzeba poszukać nowych źródeł. Głównie pożyczek i kredytów, które pozwolą odzyskać równowagę. Jak łatwo się domyślić, rządzący Warszawą niedoszły prezydent i niedoszły nowy Wałęsa w Nowej Solidarności wskazał jednoznacznie winnych problemów finansowych stolicy. To oczywiście polski rząd. „Mam nadzieję, że rządzący nie będą wpadali na pomysły dalszego ograniczania dochodów samorządów” – grzmiał, wskazując, że braki w kasie to efekt nieodpowiedzialnego zachowania rządu, w tym przede wszystkim ograniczania podatków od osób fizycznych oraz podwyższania pensji nauczycieli. Rafał Trzaskowski mówił to wszystko z poważną miną, co wcale nie jest w wypadku tego polityka takie oczywiste – w przeszłości mieliśmy przecież niezapomniane próbki jego kabaretowego talentu, kiedy opowiadał na oczach zdumionych strażaków w miejscowości Sanie o wyciąganiu Niemców z okopów. Tym razem jednak Trzaskowski nie żartował. Jeden z przywódców liberalnej partii uważa za skandal i szkodliwe działanie obniżanie podatków. Twierdzi tak nie dlatego, że ma coś przeciwko obniżaniu podatków. Gdyby spytać o to wprost, powiedziałby, że jest jak najbardziej za. Jest tylko przeciwny obniżaniu podatków wtedy, kiedy on sam dostaje mniej pieniędzy od rządu. To znaczy mówi, że dostaje mniej. W trakcie tej samej konferencji prasowej usłyszeliśmy, że samorząd nie może poradzić sobie z zadaniami oświatowymi narzucanymi samorządom przez rząd. Tyle tylko, że w tym roku na cele oświatowe prezydent Warszawy otrzymał o 250 mln zł więcej niż rok temu. Co więcej, jego własna partia w czasie protestów żądała przyznania nauczycielom przebierającym się za krowy i śpiewającym o pensji, która jest jak „strzał pioruna w prącie”, podwyżek o wyższej wartości niż te, na które zdecydował się rząd. Finansowy dramat wiceprzewodniczącego Platformy polega również na tym, że jak twierdzi, rząd „rozregulował system” zarządzania odpadami. Jak mówi prezydent Warszawy, „dziś jest to dużo droższe”, i to wina rządu. Być może zarządzający warszawskim magistratem tęskni za czasami, kiedy harmonijna współpraca samorządowców z Białegostoku i Warszawy owocowała wysyłaniem warszawskich odpadów na wschód, co rozwiązywało problem. Przynajmniej dla mieszkańców stolicy. Słyszymy, że kłopoty finansowe Warszawy wywołane są również koniecznością przeprowadzenia „inwestycji odtworzeniowych”.
Tak… chodzi o pękającą rokrocznie w sierpniu rurę oczyszczalni „Czajka” i z całą pewnością o system kanalizacji „owocujący” efektownymi gejzerami ścieków na głównych ulicach miasta, samoczynnie organizujących się na cześć każdego większego deszczu w stolicy Polski. Jak widać, sytuacja jest dramatyczna. Pieniądze są niezbędne. Mogłoby się wydawać, że oznacza to, iż Warszawa sięgnie w końcu po środki i majątek odebrany mafii reprywatyzacyjnej, który Warszawie regularnie przekazuje komisja weryfikacyjna.
Jednak nic na to nie wskazuje. Miasto nadal procesuje się z ofiarami reprywatyzacji i ciągle odmawia przyjęcia majątku w postaci milionowej wartości działek. Są prostsze metody. Podwyżki lokalnych opłat. Opłat za komunikację miejską, za parkowanie, za inne usługi, które w istocie są formą lokalnych podatków. Z części założeń programowych z samorządowej kampanii wyborczej trzeba będzie zrezygnować. Jak na przykład z darmowej komunikacji miejskiej dla uczniów. Ale są projekty, z których ten zdeterminowany i odpowiedzialny polityk na pewno nie zrezygnuje. Hostel LGBT powstanie, zobowiązania karty LGBT pozostaną w mocy. Hostel co prawda ma powstać za jakieś inne pieniądze, ale spokojnie. Nikt chyba nie wątpi, że na tak ważną inwestycję znajdą się chętni. Zwłaszcza jeśli hostel powstanie w jakiejś wygodnej i ładnie położonej kamienicy w centrum Warszawy. Którą chętnie przekaże zrujnowane finansowo miasto.