Nawrocki w wywiadzie dla #GP: Silna Polska liderem Europy i kluczowym sojusznikiem USA Czytaj więcej w GP!

Polska–USA. Czyli wasza transformacja kontra nasze interesy

Wizyta prezydenta Andrzeja Dudy oraz polityczne decyzje, jakie podjęte zostały w Stanach Zjednoczonych w kwestii długofalowych relacji z Polską, to jedne z najważniejszych dla polskiego bezpieczeństwa spraw, jakie udało się załatwić polskiej dyplomacji w ostatnich dekadach.

Zdefiniowanie Polski jako kluczowego partnera USA w Unii Europejskiej jest otwarciem geopolitycznej szansy, która może stać się podstawą do budowania wspólnoty interesów, które jeśli okrzepną, mogą trwale zmienić warunki polskiego bezpieczeństwa w wielu wymiarach. Militarnym, energetycznym, gospodarczym i kulturowym. W dzisiejszej rzeczywistości politycznej każdy z tych wymiarów stanowi pośredni lub bezpośredni wpływ na jakość życia zwykłych Polaków. Nasze bezpieczeństwo militarne zależy od siły polskiej armii. Jednak tej nie da się w naszych warunkach zbudować bez potężnego partnera zainteresowanego zwiększeniem naszej siły. Polska armia 30 lat po upadku komunizmu ciągle jest bowiem w niemałych częściach skansenem niesławnego Układu Warszawskiego. Masowe zakupy sprzętu wojskowego produkowanego w USA krok po kroku odwracają tę sytuację. To powoduje zwiększenie zainteresowania utrzymywaniem tego stanu rzeczy przez amerykańskich polityków i związanego z nimi tamtejszego lobby zbrojeniowego. Polska musi wykorzystywać to do budowania własnych zdolności wojskowych i przemysłowych, co w znaczącym stopniu dzieje się w ostatnich latach. Wspólne interesy zbrojeniowe oraz obecność amerykańskich sił zbrojnych rodzą możliwości długofalowej wspólnoty interesów energetycznych, co daje szansę rozwiązania kluczowego dla całego okresu III RP problemu gospodarczo-politycznego: uzależnienia Polski od pochodzących z Rosji surowców energetycznych. Głównie gazu, ale i ropy naftowej. Przed Polską stoi też jeden z kluczowych problemów politycznych i gospodarczych, który leży również w centrum dylematów wewnątrzunijnych. Chodzi o energię elektryczną. Unijna presja na obniżenie emisji CO2 zmusza Polskę do podjęcia decyzji dotyczących alternatywnych do węgla metod wytwarzania tej energii. Zwłaszcza że rozwój technologii i gospodarki wymusza zwiększenie dostępnych w Polsce mocy, których w obecnym stanie rzeczy nie mamy jak zaspokajać. Stąd konieczność inwestycji w nieemisyjne źródła energii elektrycznej. Nasi europejscy partnerzy, tacy jak Niemcy, są zainteresowani inwestycjami w „zielone” technologie, które wytwarza ich przemysł. Francuzi chcieliby sprzedać nam własne technologie nuklearne, bo energetyka jądrowa nie wytwarza żadnych emisji CO2. W warunkach europejskiego szaleństwa handlu emisjami energetyka jądrowa jest rozwiązaniem tanim i opłacalnym. Jednak biorąc pod uwagę skomplikowane relacje wewnątrz Europy, nie jest najszczęśliwszym rozwiązaniem oddawanie polskiej energetyki w ręce unijnych partnerów. Z najsilniejszymi państwami UE powiązani jesteśmy masą zależności politycznych ze względu na nasze członkostwo w UE. Rywalizujemy z tymi państwami o wpływy w unijnej wspólnocie, stąd oddawanie im kolejnych strategicznych przestrzeni nie wydaje się politycznie rozsądne. Dlatego kierunek amerykański jest dużo korzystniejszy. Relacje z USA opierają się bowiem na prostszych zasadach. Ich językiem jest amerykański dolar. Ten z kolei daje możliwość budowania dalszych dwustronnych relacji w branżach wymagających dużo mniejszych inwestycji, które w swojej masie pozwolą na trwałe zwiększanie wymiany handlowej z USA. Te proste założenia komplikują się oczywiście, jeśli wziąć pod uwagę dynamikę procesów wyborczych, zarówno w USA, jak i w Polsce. Jednak o ile po stronie amerykańskiej główne wektory się nie zmieniają, bo bezpieczeństwo tego mocarstwa opiera się na budowaniu własnej obecności wojskowej i gospodarczej w odległych regionach świata – w tym w Europie, o tyle w Polsce sytuacja nie jest jasna. Sympatia Polaków względem USA uniemożliwia otwarte prowadzenie polityki antyamerykańskiej. Jednak jest ona prowadzona. Przybiera formę mniej lub bardziej zawoalowanych prób wskazywania, że relacje transatlantyckie mogą być prowadzone wyłącznie w pełnym porozumieniu z partnerami unijnymi. Ponieważ jednak w UE nic nie dzieje się bez zgody Niemiec, oznacza to de facto prowadzenie polityki względem USA tylko za zgodą Niemiec. Tych samych, które konsekwentnie od lat wspólnie z Rosją prowadzą interesy, mające na celu uzależnienie całej Europy od rosyjskich źródeł gazu. Jeśli więc w programie wyborczym Rafała Trzaskowskiego czytamy o tym, że to Unia, a nie Polska ma być głównym partnerem politycznym USA, wiemy, że w gruncie rzeczy oznacza to rezygnację ze wszystkich atutów, jakie Polsce daje partnerstwo z USA. Rezygnację na rzecz dalszej podległości Niemcom i Rosji. Właścicielom dwóch końców gazowej rury Nord Stream. W programie wyborczym polityka Platformy znajduje się też takie zdanie: „Słyszymy, że mimo członkostwa w UE i NATO Polska wciąż znajduje się między Niemcami a Rosją, między dwiema potęgami, które nie chcą Polski silnej i suwerennej. Takie myślenie jest dzisiaj dowodem na niezrozumienie sukcesu naszej transformacji”. Jest dokładnie odwrotnie. Polska ciągle znajduje się między Rosją a Niemcami. Interesy tych państw od lat są na kursie kolizyjnym z naszymi. Pamięć o tym i przeciwdziałanie skutkom tych interesów jest właśnie najlepszym dowodem na zrozumienie tajemnicy rzekomego sukcesu transformacji samozwańczych elit III RP. Waszej transformacji.

 



Źródło: Gazeta Polska

Michał Rachoń