W sejmowym wystąpieniu w ślad za informacją o wspólnym głosowaniu Porozumienia i PiS w sprawie odrzucenia senackiego veta, Robert Biedroń poinformował o nowym pomyśle lewicy. Powstać ma komisja śledcza między innymi w sprawie „niedoprowadzenia do wyborów w konstytucyjnych terminach”.
Przypomnijmy – pierwotny termin wyborów ogłoszony zgodnie z konstytucją oraz przepisami Kodeksu wyborczego to miniona niedziela, 10 maja. Warto zastanowić się, kto mógłby stanąć przed komisją śledczą Roberta Biedronia. Jednym z potencjalnych świadków mógłby być polityk, który 14 marca wezwał do przesunięcia konstytucyjnego terminu wyborów. Polityk ten nie pełni żadnej funkcji państwowej, jest szefem bardzo wpływowej organizacji partyjnej, a co ciekawe… nie jest nawet szeregowym posłem. Nazywa się Donald Tusk i napisał wówczas tak: „Epidemia wyklucza kampanię. Wniosek jest jeden – trzeba przesunąć wybory”. Tego samego dnia z apelem o to, aby wybory prezydenckie się nie odbyły, wystąpił również inny polityk Europejskiej Partii Ludowej, szef PSL i kandydat na prezydenta, Władysław Kosiniak-Kamysz. Na listę potencjalnych świadków jakiś czas temu wpisał się też Grzegorz Schetyna, który jeszcze na początku epidemii uznał, że jeśli ta będzie się rozszerzać, to „trzeba poważnie pomyśleć o przesunięciu wyborów prezydenckich”. Przed komisją zeznawać najwyraźniej powinien również słynący z lewicowej wrażliwości Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar, który pod koniec marca wystąpił do szefa PKW z pismem. W jego treści możemy dopatrzeć się nawet swego rodzaju gróźb względem osób, które próbowałyby w okresie epidemii organizować wybory w konstytucyjnym terminie. W piśmie czytamy, że „w ocenie Rzecznika Praw Obywatelskich według wiedzy na dzień dzisiejszy i według racjonalnych przewidywań na przyszłość, wybory planowane na dzień 10 maja 2020 r. nie powinny się w takich warunkach odbyć”. Nic więc dziwnego, że po takim głosie tydzień później za zmianą konstytucyjnego i ogłoszonego terminu wyborów opowiedział się kolegialnie… cały zarząd PO, o czym szeroko informowały media 11 kwietnia 2020 roku. Potem poszło już jak z płatka. Głos wydał z siebie były dziennikarz radiowej Trójki Wojciech Mann, który zaapelował do siebie i innych słowami: „Przestańmy w końcu jak barany słuchać oszołomów”. Czy przestali, nie wiadomo, wiadomo, że do apelu przyłączyli się inni celebryci, a wykonywania jakichkolwiek obowiązków wyborczych odmówili także samorządowcy, tacy jak prezydent Sopotu Jacek Karnowski czy prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz. Ewentualna komisja śledcza z pewnością powinna porozmawiać z „trzecią osobą w państwie” – marszałkiem Tomaszem Grodzkim. On też wielokrotnie mówił, że wybory w terminie konstytucyjnym nie mogą się odbyć. Obawiający się zabójczych kopert marszałek mógłby pomóc w przesłuchaniu wpływowej grupy 50 osób, które mogą dysponować pewną wiedzą na temat powodów, dla których wybory nie odbyły się w terminie. To senatorowie koalicji, której marszałek Grodzki przewodzi. Ci przetrzymywali bowiem przez 30 dni ustawę, która wprowadzić miała szybkie zmiany w prawie wyborczym tak, aby głosowanie odbyło się zgodnie z wolą sejmowej większości 10 maja. Senat myślał przez cały miesiąc, czy zawetować, i o dziwo… zawetował. Ostatecznie weto zostało odrzucone, ale cel Platformy osiągnięty. Przy okazji klarowna stała się lista świadków potencjalnej komisji śledczej posła Biedronia. Oczywiście jeśli kandydat na prezydenta złoży swój mandat europosła i wystartuje w wyborach do Sejmu, zgodnie z obietnicą, którą złożył już tak dawno, że pewnie sam o niej zapomniał.