GP: Za Trumpa Europa przestanie być niemiecka » CZYTAJ TERAZ »

Wybory są konieczne

Ci, którzy chcą przełożenia wyborów, wprowadzenia trwającego miesiącami stanu wyjątkowego, skazują Polaków na biedę.

Wchodzimy w nową sytuację społeczną i gospodarczą, którą wywołała pandemia nieznanej dotąd choroby. COVID-19 zmienił i dalej będzie zmieniał świat. Jedno jest pewne – nie będzie łatwo. Dlatego na ten nierozpoznany a kluczowy czas musimy się przygotować jako państwo. Opozycja mówi: ludzie nie chcą wyborów, chcą, by rząd rozwiązywał ich problemy. Ale wybory są właśnie po to, by tak się mogło stać, by instytucje państwa były gotowe na stawienie czoła klęsce i chronienie ludzi jakkolwiek się da. Państwo zdestabilizowane, bez zgodnie z konstytucją wybranych najważniejszych ośrodków władzy, jest nie tylko niewydolne, ale także niewiarygodne. A za niewiarygodność przyjdzie zapłacić obywatelom z coraz bardziej pustych kieszeni. Bo od wiarygodności i stabilności oraz działań władzy będzie zależała ocena naszej zdolności podźwignięcia się z kryzysu, nasze możliwości wywalczenia na arenie międzynarodowej jak największych środków na wsparcie milionów polskich rodzin. Ci, którzy chcą przełożenia wyborów, wprowadzenia trwającego miesiącami stanu wyjątkowego, skazują Polaków na biedę. Być może w niedostatku rzesz obywateli widzą jakąś szansę dla siebie, być może kalkulują, że jak dostatecznie umęczą wyborców niedostatkiem, to wówczas będą mogli liczyć na większe poparcie społeczne. Nie wiem, jaką mają strategię. Ale jednego można być pewnym – to zamysł dramatyczny dla naszego państwa. Nie dajmy sobie zatem wmówić, że ostatnie, czego potrzebuje Polska, to wybory. Wszyscy, którzy tak mówią, demaskują albo swoją naiwność, albo niewyobrażalny cynizm. Potrzebujemy wyborów, bo potrzebujemy stabilnej sytuacji politycznej. Bez niej nie poradzimy sobie ani z kryzysem, ani z epidemią.
 
***
Przyznam, iż od długiego czasu staram się ignorować przynajmniej te najbardziej bezczelne wpisy polityków czy dziennikarzy dotyczące dramatu z 10 kwietnia 2010 roku. Nie wiem, czy to słuszne działanie – uznaję po prostu, że w tej sprawie mam o tych ludziach wyrobiony pogląd i kolejne niegodziwości niewiele wniosą do ich oceny. Ale postanowiłam na moment zawiesić tę strategię. Dziesięć lat temu wydarzyła się tragedia, której wymiar jest nam nadal tylko częściowo znany. W przedziwnych okolicznościach runął na ziemię rządowy samolot, a cała delegacja RP ze śp. Prezydentem Lechem Kaczyńskim zginęła na miejscu. Wszystkie znane mi fakty dotyczące tego zdarzenia nie pozwalają mi określać go mianem katastrofy lotniczej i dlatego też nigdy w pracy dziennikarskiej tak nie mówię. Od 10 kwietnia 2010 roku. Nie ulega wątpliwości, iż tę tragedię poprzedził upadek debaty publicznej zwany przemysłem pogardy. Media i sprawujący wówczas władzę politycy upajali się licytowaniem na najbardziej niegodziwe zohydzenie urzędującej głowy państwa. Po śmierci Pana Prezydenta Lecha Kaczyńskiego te działania wzbogacono kłamstwem smoleńskim. Gdy dziś czytam wspomnienia tub medialnych uczestniczących w tej jednej z najbardziej odrażających akcji propagandowych najnowszej historii, o straszliwej sobocie sprzed dekady, o tym, jak płakali, jak nie mogli się pozbierać po wieściach ze Smoleńska, to po ludzku robi mi się niedobrze. A Tusk apelujący o pojednanie, które ma być najlepszym hołdem dla Ofiar, to bolszewia w czystej, najbardziej nieludzkiej i zdemoralizowanej postaci.

 



Źródło: Gazeta Polska

Katarzyna Gójska