Kiedy w sierpniu 2009 roku Federacja Rosyjska przygotowywała się do przyjazdu Władimira Putina na Westerplatte na uroczystość upamiętniającą wybuch II wojny światowej, widzieliśmy już sposób postępowania, który właśnie po raz kolejny rozgrywa się na naszych oczach.
Ponad 10 lat temu, 25 sierpnia 2009 roku, Siergiej Iwanow, jeden z czołowych przedstawicieli putinowskich czekistów, zapowiadał wydanie przez Służbę Wywiadu Zagranicznego (SWR) Federacji Rosyjskiej książki. Zbiór dokumentów nosi tytuł „Tajemnice polskiej polityki 1935–1945”. Praca zapowiadana była komunikatem przypisywanym Iwanowowi, a który był po prostu treścią przedmowy, w której czytamy: „Czy można było rozwiązać problem bezpieczeństwa zbiorowego przed wtargnięciem Wehrmachtu i dlaczego tak się nie stało, lub co przeszkodziło przywódcom politycznym tamtych czasów podjąć niezbędne działania w celu sformowania koalicji antyhitlerowskiej”. Do wystąpienia w roli autora książki oraz gospodarza narracji przedstawiającej Polskę jako państwo ponoszące odpowiedzialność za wybuch II wojny światowej oddelegowany został przez SWR generał Lew Sockow. W przedmowie dostępnego do dzisiaj w internecie wyboru dokumentów pochodzących z archiwów stalinowskich służb specjalnych czytamy nie tylko o tym, że Polska ma odpowiadać za wybuch II wojny światowej, lecz także przypomniany jest znany od dawna list Stalina do Roosevelta, z którego wynikać miało, że walka polskiego państwa podziemnego z Sowietami w roku 1944 uznawana była przez komunistów za działania „terrorystyczne”, co w opinii Sowietów i ich późniejszych polskich podwładnych czynić miało z Armii Krajowej i rządu w Londynie kooperantów hitlerowskich Niemiec. I to właśnie pochodzące z czasów głębokiego stalinizmu brutalne kłamstwo jest do dzisiaj podstawą prowadzenia agresji propagandowej wycelowanej w Polskę na międzynarodowej scenie politycznej. Zbiór czekistowskich dokumentów, jakie wydała Łubianka w 2009 roku, miał osłabić i sparaliżować politycznie Polskę przed wizytą Putina na Westerplatte. To właśnie ta publikacja była podstawą atakujących Polskę słów, jakie wypowiadał Putin w miejscu wybuchu II wojny światowej, a także w czasie konferencji prasowej w Sopocie, przy okazji której odbył się brzemienny w skutki spacer, w którym głównemu czekiście towarzyszył ówczesny premier Polski Donald Tusk. Cel portretowania Polski jako kraju odpowiedzialnego za wybuch największej rzezi, jaką pamięta historia, to nie tylko zdjęcie z Rosji brzemienia agresora. Chodzi o uzasadnienie prowadzenia na początku XXI wieku tych samych geopolitycznych interesów, które doprowadziły w XX wieku do podpisania paktu Ribbentrop–Mołotow. Wizyta Putina w Polsce w 2009 roku odbywała się w przededniu rozpoczęcia budowy gazociągu Nord Stream, który już transportuje 55 mld m3 gazu z Rosji do Niemiec rocznie. Nie inaczej jest dzisiaj. Ponad 10 lat po Westerplatte i prawie 10 lat po Smoleńsku widzimy dokładnie ten sam manewr putinowskiej dyplomacji sprzężonej z sowieckim aparatem wywiadowczym. Ta sama agencja TASS, która w 2009 roku informowała o książce generała Sockowa, podaje wiadomość o treści wystąpienia Władimira Putina na odprawie z kierownictwem rosyjskiego Ministerstwa Obrony Narodowej. Rzekomo zszokowany Putin mówi o dokumentach pochodzących z archiwów stalinowskich służb, które świadczyć miałyby o tym, że przedstawiciele polskiego rządu w przededniu wybuchu II wojny światowej mieli być „łajdakami” oraz „antysemickimi świniami” i że rzekomo w porozumieniu z Hitlerem snuli plany rozprawy z obywatelami Polski narodowości żydowskiej. Przyczyny prowokacji, którą realizuje rękami swoich służb i ustami prezydenta Rosja, są klarowne. Za mniej niż miesiąc odbędą się uroczystości związane z 75. rocznicą wyzwolenia niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Uroczystości w Polsce odbędą się bez udziału Władimira Putina, który będzie w tym czasie obecny w Izraelu, gdzie tamtejsze władze organizują osobne uroczystości.
Bez cienia wątpliwości przywódca Rosji wykorzysta tę okazję do kolejnej próby zbudowania fałszywej opowieści, w której ofiary stają się katami, a kaci występują w roli stróżów moralności. Powody są te same co 10 lat temu, jednak sytuacja inna. U granic Federacji Rosyjskiej rozlokowane są amerykańskie wojska, sankcje USA przeciwko europejskim firmom budującym kolejną nitkę gazociągu Nord Stream są faktem, a przestrzeń, którą Sowieci niegdyś nazywali „bliską zagranicą”, współpracuje gospodarczo, budując własną przestrzeń gospodarczo-polityczną w ramach Unii Europejskiej. Aby te procesy mogły nadal się rozwijać, polscy przywódcy nie mogą dopuścić do przyjęcia w świecie stalinowskiej opowieści historycznej. Pod koniec stycznia dysponować będą politycznym narzędziem, za pomocą którego świat raz jeszcze powinien usłyszeć prawdę. Tak jak usłyszał ją z ust Lecha Kaczyńskiego 10 lat temu na Westerplatte.