Nawrocki w wywiadzie dla #GP: Silna Polska liderem Europy i kluczowym sojusznikiem USA Czytaj więcej w GP!

Politycy w trybunale

Przez Sejm przewaliła się kolejna dyskusja dotycząca nominacji do Trybunału Konstytucyjnego oraz Krajowej Rady Sądownictwa. Jej temperatura przypomniała dalekie echo debat, jakie odbywały się wokół zagadnień związanych z wymiarem sprawiedliwości przed czterema laty.

Dyskusje sprzed czterech lat odbywały się w cieniu manifestacji organizowanych przez Komitet Obrony Demokracji – powołaną naprędce, a dziś już doszczętnie skompromitowaną organizację, której jedynym echem jest dzisiaj obecność w Sejmie debiutującej poseł Magdaleny Filiks. W trakcie polemik i głosowań na temat nowych nominacji do Trybunału Konstytucyjnego posłowie dzisiejszej opozycji przejechali się walcem po kandydatach zgłoszonych i przegłosowanych przez Prawo i Sprawiedliwość.

Opozycja uznała, że w TK nie ma prawa zasiadać m.in. Krystyna Pawłowicz. Trudno jednak było znaleźć argumenty merytoryczne. Pawłowicz jest naukowcem, prawnikiem i jej wiedzy prawniczej nie sposób było zakwestionować. Opozycja sięgnęła więc po argumenty dotyczące poglądów i opinii Krystyny Pawłowicz wygłaszane w czasie wykonywania przez nią mandatu posła. Zdaniem posła Szczerby dyskwalifikujące dla Krystyny Pawłowicz było to, że jej wypowiedzi wielokrotnie były przedmiotem dyskusji sejmowej komisji etyki. Temperament polityczny nie jest jednak przesłanką uniemożliwiającą wybór na sędziego Trybunału Konstytucyjnego. W medialnej dyskusji o nowym składzie TK wielokrotnie pojawiały się argumenty, które sugerowały, że Trybunał nie jest miejscem, do którego powinni trafiać politycy. Zatem również to wykorzystano przeciwko Krystynie Pawłowicz. Nikt jednak przy tej okazji nie przypominał nominacji sprzed lat. Sędzią Trybunału Konstytucyjnego był prof. Jerzy Ciemniewski, poseł I, II i III kadencji z ramienia Unii Demokratycznej, w 1998 roku zrezygnował z mandatu poselskiego, żeby objąć stanowisko sędziego TK. Z Sejmu do Trybunału powędrował również były wicemarszałek Sejmu, poseł IV i V kadencji z ramienia Ligi Polskich Rodzin Marek Kotlinowski. Jego następcą na stanowisku prezesa tego ugrupowania był Roman Giertych. Prezesem Trybunału był senator dwóch kadencji oraz wiceminister spraw wewnętrznych i administracji w rządzie Jerzego Buzka Jerzy Stępień. Działalność polityczna nie przeszkadzała również salonowi III RP w powołaniu na stanowisko sędziego TK aktywnego polityka Platformy Obywatelskiej, senatora dwóch kadencji i byłego przewodniczącego sejmiku województwa dolnośląskiego z ramienia tej partii, prof. Leona Kieresa. W Trybunale już w czasach III RP zasiadali również byli działacze i politycy Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.

Sędzią Trybunału był prof. Zdzisław Czeszejko-Sochacki, który w Sejmie zasiadał m.in. w czasie stanu wojennego (1980–1985), a także – jak napisał na łamach „Rzeczpospolitej” Piotr Pałka – był tajnym współpracownikiem bezpieki o pseudonimie Lech, działaczem PZPR. Sekretarzem Podstawowej Organizacji Partyjnej był również były prezes TK prof. Andrzej Rzepliński (zrezygnował z członkostwa w PZPR po wybuchu stanu wojennego) – jeden z najbardziej aktywnych uczestników ruchu obrony starych zasad działania Trybunału.  Trybunał Konstytucyjny przez całe lata swojej działalności był ciałem, w którym zasiadali politycy. Ten fakt nigdy nie podlegał krytyce ze strony uczestników gry politycznej w systemie III RP. Trudno się temu dziwić. Trybunał jest bowiem elementem szeroko pojętego systemu politycznego. Jego decyzje mają wpływ na tę przestrzeń i obsadzenie stanowisk w TK jest elementem normalnej procedury demokratycznej, jednak cztery lata temu taki stan rzeczy został zakwestionowany przez opozycję. Nie dlatego, że nagle do TK trafili ludzie z nominacji politycznej, bo ci zasiadali tam od momentu powołania Trybunału jeszcze przez Wojciecha Jaruzelskiego. Chodzi o to, że ich polityczna wizja po raz pierwszy od powołania tego ciała do życia różniła się od tej zaordynowanej jeszcze pod koniec lat 80. Z dokładnie tych samych powodów dzisiaj polityczny walec przejeżdża nie tylko po Krystynie Pawłowicz, lecz także po Stanisławie Piotrowiczu. Jego pracę w prokuraturze za czasów komuny należy ocenić krytycznie. Ale jednocześnie trudno nie zauważyć, że gdyby Stanisław Piotrowicz w III RP stanął po stronie komunistów w sądach, a nie przeciwko nim – ani Platforma, ani jej sojusznicy nie robiliby z jego życiorysu problemu.

 



Źródło: Gazeta Polska

Michał Rachoń