Jolanta Brzeska zginęła 1 marca 2011 roku. Jej zwęglone ciało zostało znalezione w Lesie Kabackim. Bezpośrednią przyczyną śmierci był wstrząs termiczny, podtrucie tlenkiem węgla oraz rozległe oparzenia ciała powstałe w wyniku podpalenia naftą. Oznacza to, że została spalona żywcem. Tak wynika z ustaleń śledczych. Sprawcy do dziś są nieznani.
Jolanta Brzeska stworzyła ruch zrzeszający ludzi walczących z czyścicielami kamienic. Po jej śmierci zarówno jej mieszkanie, jak i cała kamienica zajęte zostały przez Marka M. – prawnika, handlarza roszczeń, człowieka, dla którego biznes polegający na kupowaniu kamienic za bezcen i wyrzucaniu z nich ludzi był – jak sam mówi – niczym gra w totolotka, w którym za kupon o wartości 10 złotych można wygrać miliony. Zastanawiające jest to, że w tym hazardzie ludzkim życiem pan M. miał bardzo dużo szczęścia. W kamienicowym kasynie krupierem był warszawski urząd miasta, który przez lata oddawał panu M. i wielu innym handlarzom kamienice z mieszkańcami za bezcen po to, żeby ci mogli ludzi wyrzucić, a nieruchomości sprzedać na wolnym rynku. Przez lata nie można było z tym nic zrobić. Szacunki mówią o 40 tys. osób, które w Warszawie w ramach tego procederu straciły dach nad głową. Państwo było bezsilne do 2017 r., kiedy powstała komisja weryfikująca wszystkie te transakcje, które podjęte zostały niezgodnie z prawem.
I faktycznie zrobiła tak w wypadku wielu bulwersujących spraw, w tym również w przypadku kamienicy, o którą walczyła zamordowana Jolanta Brzeska. Jednak zarówno w tej sprawie, jak i w wielu innych ostatnie słowo należy do sądów. Jak to zwykle bywa w wymiarze sprawiedliwości, okazuje się, że można znaleźć w nim wszystko, ale na pewno nie sprawiedliwość. W zeszłym tygodniu Warszawski Sąd Administracyjny uznał, że kamienica, o którą walczyła Jolanta Brzeska, należy się jednak handlarzowi, panu M. Nie miało znaczenia wyrzucanie ludzi z mieszkań przez czyścicieli kamienic, ważniejsze były proceduralne sprawy, w związku z którymi sąd stanął po stronie pana M. Sądy dokładnie w ten sam sposób postępowały w wielu innych przypadkach. Kamienicę przy ulicy Smolnej 32 prezydent Warszawy oddała człowiekowi, który w momencie wydawania mu nieruchomości... od 64 lat nie żył. Ta metoda nazwana została „sposobem na ducha”. W tym wypadku sąd również uznał, że nie ma racji komisja weryfikacyjna, która chciała cofnąć decyzje prezydent Warszawy. Dlaczego? Dlatego, że zdaniem sądu oddawanie majątku publicznego osobom nieżyjącym nie jest rażącym naruszeniem prawa. W uzasadnieniu stwierdził: „Żeby mówić o rażącym naruszeniu prawa, nie wystarczy, żeby został naruszony przepis, bo niewątpliwie w tej sprawie został naruszony, ale trzeba też brać pod uwagę, jakie skutki to naruszenie wywołało: społeczne, gospodarcze, ekonomiczne. W ocenie sądu te skutki (...) są do zaakceptowania zgodnie z zasadami praworządnego państwa” – uznała sędzia WSA Jolanta Dargas. Sąd uznał podobnie w wypadku innych kamienic. Na przykład przy ulicy Dahlberga, której mieszkańcy opisywali trwające miesiącami szykany mające na celu obrzydzenie im mieszkania we własnych domach. Opierając się m.in. na ich zeznaniach, komisja uznała, że te kamienice należy oddać miastu i unieważnić decyzje o reprywatyzacji. Sąd uznał jednak, że nieruchomość należy się czyścicielom kamienic, bo jak powiedziała sędzia Anna Falkiewicz-Kluj, „decyzje w sprawie tej nieruchomości zostały wydane przed wejściem w życie ustawy o komisji reprywatyzacyjnej”, co zdaniem sądu skutkowało tym, „że podmiot, który nabył roszczenie dekretowe, nie mógł wiedzieć, że w przyszłości z tego tytułu będą wynikały dla niego jakieś negatywne skutki prawne”. Zdaniem przesłuchiwanych w tej sprawie mieszkańców o sposobie traktowania ich przez czyścicieli świetnie wiedziała prezydent Warszawy, która wzruszała ramionami, sugerując, że wszystkie działania są zgodne z prawem. Jak się okazało, po latach sąd przyznał jej rację. Tego rodzaju przykładów jest mnóstwo. Komisja weryfikacyjna wielokrotnie stawała po stronie lokatorów, sądy po stronie urzędników. Czy robią to po to, żeby pokazać swój stosunek do świata polityki? Do komisji weryfikacyjnej czy partii, która stworzyła to narzędzie? Czy sędziowie robią to ze względu na inne powiązania? Na to pytanie czytelnicy odpowiedzą sobie sami. Jednak wyrok w sprawie kamienicy, za którą zamordowana została Jolanta Brzeska, ma jeszcze jeden wymiar. Odczytujący uzasadnienie wyroku sędzia Pirogowicz był najwyraźniej rozbawiony oburzeniem rodziny zamordowanej Jolanty Brzeskiej, czemu dał wyraz, szeroko uśmiechając się, kiedy rodzina i przyjaciele zamordowanej wyrazili swoje oburzenie. Śmiejąc się z tej sprawy, sędzia Pirogowicz śmieje się nie tylko z najbliższych zamordowanej Jolanty Brzeskiej. Śmieje się z nas wszystkich. Śmieje się z naszego żądania sprawiedliwości wymierzanej przez państwo. Ten śmiech na lata stanie się symbolem wymiaru sprawiedliwości w Polsce. I konieczności jego głębokiej reformy.