Na antenie Tok FM w audycji Piotra Maślaka Marek Wójcik, były wiceminister administracji i cyfryzacji w rządzie Ewy Kopacz, dzisiaj reprezentujący Związek Miast Polskich, poinformował zdumioną publiczność, że zarówno obniżenie podatku PIT z 18 do 17 procent, jak i obniżenie do zera podatku dla osób mających mniej niż 26 lat, to zło. Dlatego, że obniżenie podatków stanowi zamach rządu na „nasze” (czytaj samorządowców) pieniądze, których rzekomo będzie o 6 miliardów mniej. Były wiceminister w rządzie Ewy Kopacz poza wyłożeniem swojego skrajnie etatystycznego poglądu na obniżanie podatków, dokonał również tak zwanej rozproszonej kontroli konstytucyjnej, czyli wzorem zbuntowanej kasty sędziowskiej wcielił się jednoosobowo w rolę Trybunału Konstytucyjnego i orzekł, że obniżka podatków jest niezgodna z Kon Sty Tu Cją! Niestety nie wyjaśnił, gdzie dokładnie w polskiej konstytucji napisane jest, że podatków nie wolno obniżać i pewnie dlatego chwilę wcześniej Grzegorz Schetyna, szef Platformy Obywatelskiej zakamuflowanej pod kryptonimem Koalicja Obywatelska zapowiedział… jeszcze większą obniżkę podatków. Przedstawiciel Związku Miast stwierdził również, że skoro Polacy będą płacili mniej podatku dochodowego, to wymusi to na miastach rezygnację z przyszłych inwestycji, co zresztą mają już i tak robić. Jak rozumiem, antycypując, że wraży rząd w ramach walki z włodarzami miast postanowi uderzyć w nich złośliwie, zostawiając w kieszeniach mieszkańców miast dodatkowe 600 zł rocznie. Zdaniem pana Wójcika, musi to niechybnie doprowadzić do katastrofy. Wójcik utyskiwał, że utrata „ich” pieniędzy odbędzie się bez żadnej rekompensaty. Zdziwiło to prowadzącego rozmowę Piotra Maślaka, który dopytywał, dlaczego Wójcik mówi o braku rekompensaty, skoro w ostatnich latach samorządy, w tym największe polskie miasta, uzyskały kilkudziesięcioprocentowy wzrost przychodów pochodzących z podatków od osób fizycznych. Jednak odpowiedzi nie uzyskał i na wszelki wypadek tematu dalej nie drążył. Wójcik nie wyjaśnił też, dlaczego podatki uważa za pieniądze samorządu i jako przedstawiciel samorządu nazywa je „naszymi”. Byłemu członkowi rządu PO nie przychodzi do głowy, że każda złotówka mniej w kieszeni urzędnika to dokładnie ta sama złotówka więcej w kieszeni obywatela. Z jakiegoś powodu były minister nie rozumie, że nie ma czegoś takiego jak pieniądze rządu czy samorządu. Wszystkie pochodzą z podatków, należą więc do nas – obywateli, a nie do zatrudnianych przez nas do zarządzania tymi pieniędzmi urzędników. Wszystko jedno czy są samorządowcami, urzędnikami czy posłami lub prezydentami. O tym, jak absurdalne są słowa Wójcika, świadczyć może fakt, że między rokiem 2015 a 2019 wzrost przychodów samorządowych z podatku dochodowego sięgnął prawie 20 miliardów złotych, czyli mniej więcej tyle, ile rocznie kosztował program 500 plus, kiedy pieniądze wypłacane były od drugiego dziecka. Stanowisko samorządów w sprawie obniżki podatków daje do myślenia w związku z jeszcze jedną sprawą. Wśród 21 tez programowych opozycji pojawia się pomysł, aby to samorządy mogły samodzielnie decydować o wysokości podatków rzekomo po to, żeby móc je obniżać. Ale jak słyszymy, obniżanie podatków, zdaniem samorządowców, jest niezgodne z konstytucją. Może chodzi więc o to, żeby je podwyższać? W końcu, kiedy środowisko, z ramienia którego pan Wójcik pełnił funkcję ministra, podwyższało VAT z 22 do 23 procent, nikt nie krzyczał, że to niezgodne z Kon Sty Tu Cją.